Wędruje, słucha, radzi

Rozmowa z Elisabettą Pique - autorką biografii papieża Franciszka pt. "Franciszek: Życie i Rewolucja”, która ukazała się w Argentynie.

W Twojej książce często pojawia się nazwa Aparecida w Brazylii...
- W 2007 r. kard. Bergoglio był jednym z głównych relatorów obradującej w Aparecidzie konferencji Episkopatu Ameryki Łacińskiej i Karaibów. Na zakończenie tego spotkania powstał słynny już dokument. Jest to miejsce bardzo ważne dla Kościoła w Ameryce Łacińskiej i dla kard. Bergoglio. Widać to choćby po adhortacji „Evangelii gaudium” – pierwszym samodzielnym dokumencie tego pontyfikatu, jego dokumentem programowym. Jest tam wiele z ducha Aparecidy, gdy mowa jest o Kościele będącym stale w misji, który musi wyjść daleko na peryferie, nie zamykać się w sobie, który winien walczyć z klerykalizmem i pamiętać nieustannie o swojej opcji na rzecz ubogich. A zatem ten, kto widzi, co obecnie robi papież i porównuje to z tym, o czym mówi dokument końcowy z Aparecidy i czyta wspomnianą adhorację, może stwierdzić, że wszystko to tworzy spójną drogę jego pontyfikatu.

W tytule i w tekście Twojej książki pojawia się słowo „rewolucja”, które raczej nie pasuje do Kościoła. W jakim sensie należy je rozumieć?
- Od początku miałam wrażenie, że ten człowiek rozpoczął rewolucję w Kościele. Takie przekonanie noszę w sobie odkąd go poznałam, gdy zobaczyłam jak wychodził w białych szatach, gdy przyjął imię Franciszek, nieużywane dotychczas przez żadnego papieża; gdy szedł bez złotego pektorału, bez czerwonych butów papieskich, bez czerwonego płaszcza; gdy powiedział „Dobry wieczór”, a przed udzieleniem błogosławieństwa „Urbi et Orbi” uklęknął i poprosił lud Boży, aby „Bóg go pobłogosławił”. Muszę powiedzieć, że specjalnie wprowadziłam to słowo „rewolucja”, chociaż niektórzy moi przyjaciele mówili, że budzi ono trochę zamieszania, kontestacji i bywa nadużywane. Jestem jedna bardzo zadowolona, bo codziennie znajduję potwierdzenie, że tu, w Watykanie i w Kościele dokonuje się wraz z Franciszkiem rewolucja. On nie tylko mówi o nowym, odmiennym stylu, o nowym, ubogim Kościele, ale naucza przykładem. Nie korzysta z drogich limuzyn, mieszka nadal w Domu św. Marty. Podczas Światowych Dni Młodzieże w Brazylii jeździł zwykłym fiatem. Nie boi się przytulić trędowatego – widzieliśmy to przejmujące zdjęcie. Na innej fotografii, sprzed kilku tygodni obejmuje innego chorego, też dotkniętego ciężką chorobą. Oprócz całej tej "czystki", którą przeprowadza w Kościele, prowadząc go swoją ręką w czasie obecnego kryzysu, dzieje się teraz głęboka rewolucja, którą rozpoczął jeszcze Benedykt XVI. Nie byłoby obecnej rewolucji Franciszka bez Benedykta XVI, który dokonał odważnego kroku naprzód, prawdziwie rewolucyjnego, pierwszy papież od 600 lat, który powiedział: „Rezygnuję z papieskiego urzędu”. Dlatego w swojej książce użyłam tego słowa „Rewolucja”.

Kościół ostatnich pontyfikatów był bardzo europocentryczny. Czy papież z Argentyny przesunie ten punkt ciężkości?
- Powiem tak: już przesunął. W ostatnim rozdziale swej książki przedstawiam poglądy różnych kardynałów, w tym Waltera Kaspera, którzy mówią, że wybór Bergoglio oznacza koniec watykańskiego europocentryzmu. Potwierdził to Franciszek niedawnymi decyzjami dotyczącymi mianowania nowych purpuratów, wśród których po raz pierwszy liczba kardynałów nieeuropejskich przekroczyła liczbę tych ze Starego Kontynentu.

Jakie doświadczenia argentyńskie i w ogóle latynoamerykańskie spośród tych, które Franciszek wnosi ze sobą lub które wraz z nim wchodzą do Kościoła, powinny być, według ciebie, znającej Argentynę i Amerykę Łacińską, przeniesione na grunt europejski?
- Sądzę, że nie chodzi tu o jakieś przeciwstawianie sobie Ameryki Łacińskiej i Europy, ale jeśli już coś miałoby być przeszczepione do Europy, to chyba wizja Kościoła, w którym biskup jest po to, aby służyć. Papież ciągle to powtarza i prosi, aby kapłani jak pasterze towarzyszyli swej owczarni i aby biskupi nie mieli w sobie zachowań wielkoksiążęcych, nie zamykali się w sobie, ale aby towarzyszyli osobom zranionym, jeśli trzymać się tego porównania papieskiego o Kościele jako szpitalu polowym. Ale w ogóle nie można mówić o papieżu latynoamerykańskim, bo przecież Jorge Bergoglio ma mocne wykształcenie teologiczne, jest człowiekiem wielkiej kultury, miłośnikiem opery, literatury, znał osobiście Borgesa, z którym jeszcze w Argentynie współtworzył pewien projekt. Dlatego uważam za całkowicie błędne mówienie o "papieżu z Ameryki Łacińskiej". Jest to papież, który chce, aby Kościół na nowo rozgrzewał serca, ma bowiem świadomość, że Kościół w ostatnich latach stał daleko od ludzi, od ich rzeczywistych problemów, które on zna bardzo dobrze, gdyż wędrował ulicami Buenos Aires i stale wymagał od księży, aby byli z ludźmi i przy ludziach, słuchali ich problemów i trudności.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg