Rozmowa z Elisabettą Pique - autorką biografii papieża Franciszka pt. "Franciszek: Życie i Rewolucja”, która ukazała się w Argentynie.
Czy przed konklawe spotykałaś i rozmawiałaś z kardynałem Bergoglio?
- Spotykałam go i rozmawiałam z nim. Ale nie mogę nic o tym mówić. Mogę tylko powiedzieć, że kardynał był przekonany, że odda klucz do pokoju nr 13 i po konklawe wróci do Buenos Aires. Był święcie przekonany, że tak się stanie i w swej archidiecezji będzie przewodniczył uroczystościom paschalnym – jak pasterz, który chce i powinien znać zapach swych owiec. W Wielki Czwartek miał się spotkać ze swymi księżmi. Podobnie jak Jan Paweł II, który też ponoć spodziewał się, że konklawe będzie krótkie a on sam szybko wróci do swej diecezji. A tu okazało się, że Bóg ma własne plany.
Znacie się z obecnym papieżem ponad 10 lat. Jakim człowiekiem jest na co dzień?
- Trudno na to pytanie odpowiedzieć, bo obecnie jest papieżem, nastąpiła zatem duża zmiana w jego zachowaniu. Mówią o tym wszyscy, którzy go znali wcześniej, przed wyjazdem do Rzymu. Ja sama, podczas pracy nad książką, zauważyłam, że on nieświadomie przygotowywał się do bycia papieżem, i to od najmłodszych lat, gdy podejmował się różnych zadań przywódczych, wymagających ogromnej odpowiedzialności. Był np. przez 6 lat prowincjałem jezuitów, i to w warunkach panowania dyktatury wojskowej w Argentynie. Sprawował władzę w bardzo trudnych warunkach i sytuacjach a przy tym był mocnym jezuitą, człowiekiem głębokiej duchowości, który wiele się modlił. Umiał przezwyciężać różne przeszkody i problemy, z którymi właściwie nieustannie miał do czynienia. Wszyscy, którzy go znali i widzieli wcześniej mówią teraz, że jest to inna osoba, w tym sensie, że jakby odmłodniał, ma niezwykłą energię. Na przykład rabin Skórka – jedna z tych osób, które znają go od dawna – powiedział mi, że wcześniej Bergoglio był człowiekiem „o trudnym uśmiechu”, a dziś jest osobą „o łatwym uśmiechu”, to znaczy żartującym z dziećmi, młodymi, całującym ich itd. Na wcześniejszych zdjęciach – z Buenos Aires – widać obecnego papieża z twarzą poważną, zatroskaną, ciemną. A dziś mamy do czynienia z przemianą osoby. Wszyscy mówią, że – mimo tytanicznej pracy, jaką musi obecnie wykonywać – jest człowiekiem pokoju i spokoju, pokoju duchowego, który przekazuje innym. To mówił rabin, który jest pod wielkim wrażeniem tej przemiany. Ale ja także dostrzegam różnicę w nim sprzed wyboru i obecnie. W odróżnieniu od Benedykta XVI, który mówił w wywiadach, że nie jest administratorem ani człowiekiem władzy i był bardzo uduchowiony, obecny papież jest człowiekiem władzy, ale zarazem o głębokiej duchowości i człowiekiem wolnym. Nigdy nie studiował w Rzymie, nie ma mentalności rzymskiej, ale w ostatnich latach dawał poznać, że dobrze zna problemy Watykanu.
Co najbardziej zafascynowało Cię w biografii bohatera Twojej książki?
- Bardzo wiele okresów jego życia, szczególnie ten, począwszy od 18. roku życia, gdy był w kolegium większym św. Michała, później na wydziale jezuickim koło Buenos Aires. Bardzo fascynowały mnie jego piękne historie z czasów, gdy pomagał zakładanym przez siebie parafiom, na ogół bardzo ubogim, surowym, zwłaszcza tamtejszym dzieciom. Dziś są to osoby 30- i 40-letnie. Pomagał nie tylko w katechezie, ale organizował im małe "mistrzostwa świata" w piłce nożnej, wyjazdy na obozy letnie, do podmiejskich, nadmorskich rejonów stolicy, np. do rejonu, z którego ja pochodzę. On sam oczywiście tam nie jeździł, bo prawie wcale nie miał urlopu i wakacji, jak to widzimy dzisiaj, ale wszystkie te dzieci poznawały morze dzięki ojcu Jorge. To się pamięta, podobnie jak msze święte, podniosłe, wspaniałe, jak to widzimy obecnie, gdy np. woła ze swego okna w czasie modlitwy Anioł Pański: „Niech żyje Jezus!”, „Niech żyje Maryja Panna!, „Niech żyje Jan Paweł II!”. Zawsze to robił. A zatem widzieć, jak od zawsze był zatroskany o tych, którzy są zmarginalizowani, za żyjących gdzieś na obrzeżach, peryferiach. W Argentynie pierwsza niedziela sierpnia jest obchodzona jako Dzień Dziecka. Dzieci dostają wtedy prezenty, podarunki. Chodziliśmy do Kolegium Większego jezuitów, w którym był nauczycielem przyszły papież, gdzie podawano nam, dzieciom, m.in. gorącą czekoladę i różne słodkości. Odkryłam wtedy mnóstwo wspaniałych, fantastycznych, przepięknych rzeczy, niezależnie od odkrycia głębokiego sensu tego dnia. A więc od początku była u niego ta "inteligencja serca" poznawania innych, umiejętność zaglądania w serce ludzkie i czytania w nich. Tak było też w kolegium Niepokalanego Poczęcia NMP w Santa Fe, w którym jeszcze przed przyjęciem święceń kapłańskich był wykładowcą literatury i psychologii. Placówka ta, ze względu na wysoki poziom nauczania, była nazywana Oksfordem Ameryki Łacińskiej i Jorge Bergoglio uczył tam dzieci i młodzież, podbijając ich swoją postawą, pełną życzliwości i otwartą wobec nich.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.