Benedykt XVI zrozumie sytuację Izraela?

Znany dziennikarz i publicysta żydowskiego pochodzenia w rozmowie z KAI mówi m. in. o znaczeniu papieskiej wizyty dla procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie, wielkim szacunku, jakim Żydzi darzą osobę Jana Pawła II, relacjach katolicko-judaistycznych.

Datą przełomową dla stosunków chrześcijańsko-judaistycznych była soborowa deklaracja „Nostra Aetate” z 1965 r. Jak po tych 48 latach „starsi bracia w wierze” patrzą na swoich „młodszych braci” chrześcijan?

- To jest skomplikowane. Ponieważ z jednej strony tak za bardzo nie patrzą. To znaczy, relacja między chrześcijanami a żydami jest z natury asymetryczna. Żydzi są ważni dla chrześcijan w takim sensie, w jakim chrześcijanie nie są ważni dla żydów. Judaizm jest religią, w której nic by się nie zmieniło, gdyby nie było chrześcijaństwa. Gdyby nie było judaizmu, w chrześcijaństwie zmieniłoby się wszystko.

Na pewno zniknął lęk i słabną stereotypy. Nadal można spotkać żydów, którzy uważają, że chrześcijanie tylko ładnie gadają, bo teraz muszą, ale tak naprawdę to najchętniej by nas wszystkich nawrócili albo wymordowali. Biorąc pod uwagę ostatnie 1500 lat, to nie jest szczególnie dziwne, co nie znaczy, że nie należy na to nie reagować, bo jest to wizja, która jest ewidentnie nieprawdziwa i krzywdząca dla chrześcijan. Problem oczywiście polega na tym, że nie ma żydowskiego Jana Pawła II, bo nie ma żydowskiego papieża. Nikt nie może mówić w imieniu żydów. Ale jak się patrzy na praktykę, już nie tylko dialogu, lecz wspólnych działań podejmowanych przez żydów i chrześcijan na całym świecie – działań, które może już się zbanalizowały, które nie robią na nikim żadnego wrażenia – to widać, jak ogromną drogę żeśmy przeszli. Stereotypy są, rzecz jasna, po obu stronach. Nadal mamy do czynienia z chrześcijańskim antysemityzmem. Żyjąc w Polsce nie trzeba o tym nikogo przekonywać. Nie jest też tak, że oba stereotypy są równoważne. Wizja, że chrześcijanie chcieliby tak naprawdę nas wymordować, jest po prostu nieprawdziwa i krzywdząca. Natomiast przekonanie, że Żydzi są mordercami Boga i wrogami ludzkości, ma inny ciężar gatunkowy i czym innym zaowocowała.

Pomijam stereotypy, uprzedzenia czy wrogości, ale problem polega m.in. w uczciwych postawach po obu stronach. Leży też w dużym stopniu w tej asymetrii, o które mówiłem. Chrześcijanie często wyobrażają sobie, że odrzucenie Jezusa jako Mesjasza w judaizmie musi odgrywać tak centralną rolę, jaką odgrywa uznanie go w chrześcijaństwie. Tymczasem zasadniczo judaizm w ogóle nie zauważył Jezusa.

Bądź też zmienił stosunek do niego wskazując na różne nurty w judaizmie…

- W okresie intensywnego konfliktu we wczesnych wiekach Kościoła, sporo w judaistycznym nauczaniu było nastawienia antychrześcijańskiego, przypominającego chrześcijańskie nauczenie antyżydowskie – z takimi samymi figurami retorycznymi pogardy i lekceważenia. W judaizmie to jednak nigdy nie zajmowało tak centralnego miejsca, jakie antysemityzm zajmował w chrześcijaństwie. Właśnie dlatego, że judaizm nie tyle Jezusa odrzucił, co uznał go za wydarzenie małej wagi. Niektórzy chrześcijanie oczekują, że zbliżenie chrześcijańsko-judaistyczne zaowocuje tym, że żydzi jakoś zbliżą się do Jezusa. To jest nieporozumienie. Judaizm nie musi rewidować swojego stosunku do Jezusa, bo tego wyraźnego i jednoznacznego stosunku zasadniczo nie ma.

Niektóre nurty judaizmu Jezusa dostrzegają…

- Trudno nie dostrzegać jednej z najbardziej wpływowych osobistości w dziejach ludzkości. Natomiast, jeżeli go dostrzegamy, to dostrzegamy go z zewnątrz. Pomysł chrześcijan, że Jezus radykalnie zreinterpretował judaizm i lepiej niż żydzi wiedział, na czym judaizm polega, jest dla nas dosyć trudny do przyjęcia. Tyle tylko, że cały ten spór – dla mnie, z żydowskiej perspektywy – wydaje się całkowicie zbędny.

Co do jednego żydzi i chrześcijanie się zgadzają - czekamy na Mesjasza.

- Chrześcijanie twierdzą, że On już był, my twierdzimy, że Go nie było. Kiedy On już wreszcie przyjdzie, to możemy go zapytać: „Panie, czy byłeś tu kiedyś, czy pierwszy raz przybywasz do nas?”. Natomiast pytanie zasadnicze brzmi: „Czy nasza różnica poglądów co do kwestii, czy On już kiedyś na ziemi był, pociąga za sobą praktyczne konsekwencje moralne?”. Innymi słowy, czy od tego, czy on już tu kiedyś był, zależy to, czy możemy zachowywać się po Bożemu na ziemi? Nie. Dlatego zawieśmy to pytanie, zawieśmy całą tę kwestię, która nas dzieli w sposób fundamentalny. Z tych podziałów nie wynikają żadne moralne implikacje. Róbmy to, wobec czego się zgadzamy, że Bóg od nas czegoś oczekuje. Jako minimum, przestańmy nareszcie robić Bogu wstyd – my żydzi, my chrześcijanie.

Próbuję czasem spojrzeć oczami uczciwego ateisty, nie osobistego wroga Pana Boga, tylko kogoś, kto w po prostu Niego nie wierzy. Zazwyczaj, kiedy widzimy kogoś przemawiającego w imieniu Stwórcy, to widzimy gębę wykrzywioną wrogością pod czyimś adresem. W takim wypadku nie dziwię się uczciwemu ateiście mówiącemu „jeżeli to jest religia, to proszę się trzymać się ode mnie z daleka”. Uważam, że naszym pierwszym zadaniem jest przestać przynosić wstyd naszemu Stwórcy. Żyć po Bożemu, zachowywać się przyzwoicie, tak by się ludzie nie dziwili „no proszę, chrześcijanin i żyd, a normalnie z sobą rozmawiają”. Czyli zazwyczaj to powinni wziąć się za łby. Jeżeli do tego żeśmy doprowadzili, to mamy sporo roboty do odrobienia. A kwestia tego, czy Mesjasz odwiedził już raz ziemię czy nie, to naprawdę wydaje się czymś drugorzędnym.
«« | « | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama