Znany dziennikarz i publicysta żydowskiego pochodzenia w rozmowie z KAI mówi
m. in. o znaczeniu papieskiej wizyty dla procesu pokojowego na Bliskim
Wschodzie, wielkim szacunku, jakim Żydzi darzą osobę Jana Pawła II, relacjach
katolicko-judaistycznych.
I znajdują się w sytuacji między młotem, a kowadłem. Nie do końca akceptują ich i Palestyńczycy i Izraelczycy....
- Z jednej strony, jako Arabowie, są w tym konflikcie solidarni ze stroną arabską i trudno sobie wyobrażać, żeby było inaczej. Z drugiej zaś padają ofiarą antychrześcijańskich prześladowań ze strony islamskich fundamentalistów. Strasznym tego dowodem jest to co się dzieje w Strefie Gazy, gdzie bycie chrześcijaninem jest po prostu strasznie niebezpiecznie. Po stronie palestyńskiej pojawiły się głosy, że Benedykt XVI powinien zobaczyć Gazę, a jak nie chce jej zobaczyć, to lepiej, żeby nie przyjeżdżał. Tymczasem Gazą rządzi Hamas, który jest zwykłą terrorystyczną organizacją. Przed chrześcijańskimi księgarniami wybuchają tam bomby. Bycie chrześcijaninem oznacza w najlepszym wypadku należenie do obywateli drugiej kategorii. Tego rodzaju sytuacja jest skandaliczna, a Benedykt XVI nie może tu wiele poradzić. Natomiast musi uważać, by coś z tego, co powie, nie pogorszyło i tak bardzo złej sytuacji chrześcijan w świecie arabskim. To oznacza automatyczne ograniczenie swobody jego wypowiedzi. Rzecz jasna jego izraelscy rozmówcy to rozumieją, więc tutaj nikt nie oczekuje cudów.
Natomiast poparcie Watykanu dla tej nieszczęsnej konferencji „Durban II” jest strasznie trudno zrozumieć. Nie tylko dlatego, że ta konferencja ma antyizrealski i naprawdę – jeśli się poczyta ten kolejny projekt deklaracji końcowej – antysemicki wydźwięk. Ale także dlatego, że proponuje się w nim coś, co mi się wydaje skandalicznie nie do przyjęcia, to znaczy objęcie religii – w liczbie mnogiej – szczególnym statusem ochronnym. Konferencja w pierwszej wersji dokumentu końcowego proponowała, żeby państwa wprowadziły ustawodawstwo, które karze za zniesławianie religii. Bardzo jest mi trudno sobie wyobrazić, żebym chciał być wyznawcą religii cieszącej się tego rodzaju opieką. W praktyce to oczywiście oznacza, że nie wolno źle mówić o islamie. Takie ustawodawstwo może mieć sens tylko w liberalnych demokracjach, a jaki sens może mieć w Arabii Saudyjskiej, gdzie bycie chrześcijaninem jest przestępstwem? Tymczasem jednym z elementów tożsamości europejskiej jest to, że krytykujemy nasze religie. Nie tylko chrześcijaństwo, ale także i judaizm poddawane są krytyce, czasem niesprawiedliwej, czasem krzywdzącej, ale zgoda, biorę to z dobrodziejstwem inwentarza. Wolę, aby moją wiarę krytykowano niesprawiedliwie, niż żeby nie wolno było jej krytykować. Jedyną religią, która tego nie akceptuje, jest islam. Widzieliśmy to przy okazji nieszczęsnej afery z karykaturami Mahometa. Czy Pan sobie wyobraża podobną aferę z karykaturami Jezusa lub Mojżesza? To jest niewyobrażalne.
Dlatego Benedykt ma strasznie trudne zadanie do spełnienia. A w sytuacjach, które wymagały intelektualnej subtelności i duchowej odwagi, on się nie sprawdził – czy to w Ratyzbonie, czy Oświęcimiu, czy w sprawie Williamsona. Tyle że potknięcia tutaj może mieć nieporównywalnie groźniejsze konsekwencje.
Chrześcijańscy Arabowie są traktowani przez stronę izraelską również podejrzliwie?
- To, kto jest wyznawcą danej religii, ma tutaj znaczenie wtórne. Chrześcijańscy Arabowie, którzy są obywatelami Izraela, są obywatelami Izraela. Chrześcijańscy Arabowie, którzy są Palestyńczykami, nie cieszą się opieką państwa izraelskiego i są systematycznie wypierani ze swoich miast. Wystarczy porównać Betlejem i Nazaret. Nazaret jest kwitnącym arabskim miastem chrześcijańskim, Betlejem, które kiedyś było kwitnącym arabskim miastem chrześcijańskim, dziś jest miejscem, w którym chrześcijanie żyją w zagrożeniu. Natomiast Izraelczycy oczywiście nie mogą opiekować się szczególnie chrześcijańskimi Palestyńczykami, ponieważ to tylko pogorszyłoby sytuację wyznawców Chrystusa, gdyż byliby postrzegani jako sprzymierzeńcy wroga.
Chrześcijańscy Arabowie, czy to ze strony palestyńskiej czy izraelskiej, chcą wyjechać. Jest to oczywiście czymś strasznie smutnym, gdyż chrześcijaństwo jest elementem tożsamości tej ziemi. Jeżeli chrześcijanie staną się w Ziemi Świętej folklorystyczną mniejszością, to będzie to klęska nie tylko dla chrześcijan, ale nas wszystkich. Nie widzę jednak mądrego, który by przeciwdziałał temu exodusowi, trudno wymagać od ludzi, żeby poświęcali swoje normalne życie w imię szczytnych celów, które nie wiadomo, czy kiedykolwiek się zrealizują.