Znany dziennikarz i publicysta żydowskiego pochodzenia w rozmowie z KAI mówi
m. in. o znaczeniu papieskiej wizyty dla procesu pokojowego na Bliskim
Wschodzie, wielkim szacunku, jakim Żydzi darzą osobę Jana Pawła II, relacjach
katolicko-judaistycznych.
Dlaczego?
- Dlatego, że przyjeżdża z hipoteką. Dlatego, że ma zupełnie inną osobowość. Jest chłodnym intelektualistą i administratorem Kościoła i nie jest taki, jak jego poprzednik, który był prorokiem Kościoła. To zresztą było coś niezwykłego, kiedy wkrótce po wizycie Jana Pawła II byłem w Izraelu i właściwie wszyscy moi rozmówcy – niezależnie od tego, czy byli Żydami czy Arabami – mówili z oszołomieniem, że był u nich autentyczny „przywódca religijny i przy tym kulturalny człowiek”. Niestety na Bliskim Wschodzie przywódcy religijni – żydowscy, muzułmańscy czy chrześcijańscy – z tego punktu widzenia niestety nas nie rozpuszczają. Postawa szacunku, troski i otwartości, jaka cechowała Jana Pawła II – a w jego przypadku nie była maską, tylko naturalną osobowością – rzeczywiście urzekła i uwiodła obywateli państwa żydowskiego.
Czy w tym kontekście ważną rolę nie będzie odgrywał także fakt, że obecny papież jest Niemcem?
- To jest hipoteka, ale – prawdę mówiąc – być papieżem-Polakiem to też była hipoteka, innego rodzaju, ale hipoteka. Tymczasem nawet to, że był Polakiem, Jan Paweł II odwrócił to na swoją korzyść. Spotkanie z polskimi Żydami w Izraelu, rozmowa z nimi po polsku, podkreślanie wspólnych polskich korzeni, to były jego ogromne atuty. Nie wiem, czy w programie wizyty Benedykta XVI jest spotkanie z niemieckimi Żydami, ale nawet, jeśli jest, to trudno mi sobie wyobrazić, żeby znalazło to podobny oddźwięk.
Jakiego przesłania oczekują Żydzi od Papieża Niemca?
- Gdyby Benedykt XVI potrafił się wznieść na wyżyny przyjęcia odpowiedzialności za historię, można by tu liczyć na przełom. Natomiast antecedensy nie są dobre. Przemówienie Benedykta XVI podczas wizyty w Oświęcimiu, kiedy mówił o bandzie gangsterów, która przejęła władzę nad niemieckim narodem, było dla mnie wstrząsająco-szokujące. Ta odmowa przejęcia odpowiedzialności, że to niemiecki naród tych bandytów wybrał, był im posłuszny i realizował zbrodnie. Wydawało się, że nie tylko dla papieża z Niemiec, ale dla zwykłego Niemca to stwierdzenie historyczne jest oczywiste. Pamiętam swój szok, jak usłyszałem te słowa i ten szok pozostał. Papież niczego potem nie powiedział, co by było próbą wyjaśnienia tych słów. Myślę, że tak jak był potencjał do takiego historycznego pojednania, tak Benedykt XVI nie będzie drugim Willym Brandtem, a szkoda.
A może jednak?
- Wie Pan, wszystko jest w rękach Boga. Daj Boże, żeby Pan miał rację. Niezmiernie się bym z tego radował. Ale obserwując papieża - wątpię.
Wróćmy do trudnych spraw, które niefortunnie zagmatwały dobrze rozwijające się relacje, przede wszystkim chrześcijańsko-judaistyczne. Wydaje się, że papież już dość dużo zrobił dla wyjaśnienia sprawy bp Williamsona…
- Jeżeli dodać wszystkie gesty i kroki, jakich Benedykt XVI dokonał, to wychodzi nieźle. Ale nadal nie rozumiem, dlaczego to w ogóle było możliwe. To nie jest tak, że przywrócenie na łono Kościoła biskupa, który zaprzecza Zagładzie, jest problemem w stosunkach katolicko-żydowskich. Gdybym był katolikiem, to powiedziałbym, że to jest przede wszystkim problem dla Kościoła. To jest nie do pogodzenia. Nie można być duszpasterzem i głosić kłamstwa! Pal sześć stosunki z Żydami! Jeżeli tak, to sama ta decyzja jest niewytłumaczalna. Owszem, papież krok po kroku, odcinek po odcinku, próbował się wycofać z tej decyzji. Jakby to wszystko razem w sumie dodać, to na poziomie takiego dyplomatycznego „ ping-ponga” mamy rezultat remisowy. Ale to nie o to chodzi. To nie jest tak, że mówimy o chłodnych stosunkach między dwoma państwami, które się od siebie mogą różnić jedną czy drugą inicjatywą. Mówimy o stosunkach między dwiema wspólnotami religijnymi, połączonymi wspólną tradycją i wartościami.