Przyjmujmy i przekazujmy nadmiar miłosierdzia!

Rozważania wygłoszone przez papieża Franciszka do kapłanów: w Bazylice św. Jana na Lateranie (pierwsze), w Bazylice Santa Maria Maggiore (drugie), w Bazylice Św. Pawła za Murami (trzecie).

NASI ŚWIĘCI OTRZYMALI MIŁOSIERDZIE

Warto, abyśmy podziwiali innych, którzy pozwolili, by ich serce zostało odrodzone przez miłosierdzie i abyśmy dostrzegli w jakim „rezerwuarze” je otrzymali. 

Paweł otrzymał je w surowym i sztywnym rezerwuarze swego osądu ukształtowanego przez Prawo. Surowość osądu sprawiła, że stał się prześladowcą. Miłosierdzie przekształciło go w taki sposób, że stając się szukającym najbardziej oddalonych, osób o mentalności pogańskiej, z drugiej strony był najbardziej wyrozumiałym i miłosiernym wobec tych, którzy byli takimi, jak niegdyś on sam. Paweł chciał być wyklęty dla zbawienia swoich rodaków. Jego osąd umacnia się „nie sądząc nawet samego siebie”, ale dając się osądzić Bogu, który jest większy od jego sumienia, odwołując się do Jezusa Chrystusa, który jest obrońcą wiernym, od którego miłości nic i nikt nie może go oddzielić. Radykalny charakter osądów Pawła odnośnie do bezwarunkowego miłosierdzia Boga, które przewyższa dogłębną ranę, sprawiającą, że mamy dwa prawa (prawo ciała i prawo Ducha) spowodowany jest tym, że jest on obdarzony umysłem wrażliwym na absolutny charakter prawdy, zranionym właśnie tam, gdzie Prawo i Światło staje się pułapką. Słynny „oścień”, którego Pan mu nie odbiera jest rezerwuarem, w którym Paweł otrzymuje miłosierdzie Boga (por. 2 Kor 12,7).

Piotr otrzymał miłosierdzie będąc przekonanym, że jest człowiekiem rozsądnym. Był mądry mając solidny i wypracowany zdrowy rozsądek rybaka, który wie z doświadczenia, kiedy można łowić ryby, a kiedy nie. Jest to mądrość człowieka, który będąc podekscytowany podczas chodzenia po wodzie i cudownego połowu, nazbyt koncentrując swoje spojrzenie na sobie, potrafi prosić o pomoc Jedynego, który może go ocalić. Ten Piotr został uzdrowiony w najgłębszej ranie, jaką można mieć, to znaczy zaparcia się przyjaciela. Być może jest z tym związana nagana Pawła, gdy oskarżył go o dwulicowość. Mogłoby się zdawać, że Paweł uważał się za najgorszego zanim poznał Chrystusa. Ale Piotr, po tym jak się z Nim spotkał – zaparł się Go... Jednak uzdrowienie właśnie w tym przemieniło Piotra w miłosiernego Pasterza, w solidną opokę, na której zawsze można budować, ponieważ jest to słaba opoka, która została umocniona, a nie opoka, która w swojej mocy powoduje potknięcie się najsłabszego. Piotr był uczniem, którego Pan w Ewangelii najczęściej napominał. Korygował go stale, aż po ostatnie napomnienie: „co tobie do tego? Ty pójdź za Mną!” (J 21,22). Tradycja mówi, że gdy Piotr uciekał z Rzymu Jezus objawił się ponownie. Piotr ukrzyżowany głową w dół jest chyba najbardziej wymownym znakiem tego rezerwuaru człowieka twardogłowego, który, aby móc otrzymać miłosierdzie, uniża się nawet w chwili, gdy składa najwyższe świadectwo miłości do swego Pana. Piotr nie chce zakończyć swojego życia mówiąc: „odrobiłem lekcję”, ale „moja głowa nigdy się nie nauczy, a zatem kładę ją na dół”. Nade wszystko stawia stopy obmyte przez Pana. Te stopy są dla Piotra rezerwuarem, poprzez który otrzymuje miłosierdzie swojego Przyjaciela i Pana.

Jan zostanie uleczony w swej pysze chęci naprawienia zła ogniem a w końcu będzie tym, który napisze „dzieci moje” i ten, który był „synem gromu” (Mk 3,17), wydaje się być jednym z tych dobrych starców, mówiących jedynie o miłości.

Augustyn został uzdrowiony w swej tęsknocie z powodu spóźnienia na spotkanie: „Późno Cię umiłowałem”; i znajdzie ten twórczy sposób wypełnienia straconego czasu miłością, pisząc swoje „Wyznania”.

Franciszek otrzymuje coraz więcej miłosierdzia, w wielu momentach swojego życia. Być może ostatecznym rezerwuarem, który stał się prawdziwymi ranami, bardziej niż ucałowanie trędowatego, poślubienie Pani Biedy i odczuwanie każdego stworzenia jako siostry, była konieczność strzeżenia w miłosiernym milczeniu Zakonu, który założył. Tutaj widzę wielki heroizm Franciszka: konieczność strzeżenia w miłosiernym milczeniu Zakon, który założył. To jest jego wielki rezerwuar miłosierdzia. Franciszek widział, że jego bracia dzielili się między sobą, biorąc za sztandar samo ubóstwo. Diabeł każe nam walczyć między sobą w obronie najświętszych rzeczy, ale „ze złym duchem”.

Ignacy został uzdrowiony w swej próżności, a jeśli to było naczyniem, to możemy się domyślać, jak wielkie było owo pragnienie próżności, które zostało przekształcone w takie dążenie do większej chwały Bożej.

W „Pamiętniku wiejskiego proboszcza” Bernanos przedstawia nam życie wiejskiego proboszcza, inspirując się życiem Proboszcza z Ars. Są tam dwa bardzo ładne fragmenty, mówiące o wewnętrznych myślach księdza w ostatnich chwilach jego nieoczekiwanej choroby: „podczas ostatnich tygodni, ostatnich miesięcy, jakie Bóg mi pozostawił, dopóki będę mógł pełnić obowiązki proboszcza... będę się troszczył o przyszłość, będę pracował dla teraźniejszości. Ten rodzaj pracy wydaje mi się na moją miarę ... udają mi się tylko rzeczy drobne, tak często doświadczając niepokoju, muszę przyznać, że drobne radości są mi dostępne”. Malutkie naczynie miłosierdzia związane jest z niewielkimi radościami naszego życia duszpasterskiego, tam gdzie możemy otrzymać oraz wypełniać w małych gestach nieskończone miłosierdzie Ojca. Małe gesty kapłanów. 
Drugi fragment mówi: „Skończyło się. Pewna nieufność do siebie, do swej osoby, jaką miałem, rozwiała się, sądzę, raz na zawsze. Ta walka już się skończyła. Już jej nie podejmuję, jestem pogodzony z sobą, z tą mizerną powłoką. Nienawidzić siebie jest łatwiej, niż się zdaje. Łaską jest zapomnieć o sobie. Ale gdyby wszelka pycha w nas umarła, najwyższą łaską byłoby kochać pokornie samego siebie jak każdy z umęczonych członków Jezusa Chrystusa”. Oto naczynie: „kochać pokornie samego siebie jak każdy z umęczonych członków Jezusa Chrystusa”. Jest to naczynie powszechne, jak stary dzbanek, który możemy pożyczyć od najuboższych.

„Proboszcz Brochero”, - z mojej ojczyzny - argentyński błogosławiony, który wkrótce będzie kanonizowany, „pozwolił, aby jego serce zostało przemienione przez Boże miłosierdzie”. Jego rezerwuarem okazało się w końcu jego własne ciało chore na trąd. On, który marzył, by umierać galopując, docierając do jakiejś rzeki w górach, aby udzielić namaszczenia choremu. Jednym z jego ostatnich słów było: „W tym życiu nie osiąga się chwały”. Niech to nas skłoni do refleksji: „W tym życiu nie osiąga się chwały”. „Jestem bardzo zadowolony z tego, co Bóg uczynił ze mną w dziedzinie wzroku i dziękuję mu za to bardzo”. Trąd sprawił, że był ślepy. „Kiedy byłem w stanie służyć ludzkości, zachował moje zmysły nienaruszone i mocne. Dziś, kiedy już nie daję rady, pozbawił mnie jednego ze zmysłów ciała. W tym świecie nie ma pełni chwały i jesteśmy pełni niedoli”. Wiele razy nasze sprawy zostają połowiczne, a tym samym wyjście z własnych ograniczeń zawsze jest łaską. Jest nam dane „pozostawienie rzeczy”, aby Pan je pobłogosławił i udoskonalił. Nie powinniśmy się zbytnio przejmować. To nam pozwala otworzyć się na bóle i radości naszych braci. Kardynał Van Thuan powiedział, że w więzieniu, Pan nauczył go odróżnić „sprawy Boże”, którym się poświęcił w swoim życiu, kiedy był na wolności jako kapłan i biskup, a samym Bogiem, któremu się poświęcał, kiedy był uwięziony (por. Pięć chlebów i dwie ryby, Katowice 2006). W ten sposób możemy iść naprzód, razem ze świętymi, szukając tego, co było ich rezerwuarem ich miłosierdzia. Ale teraz przechodzimy do Matki Bożej: jesteśmy w Jej domu!

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama