Przyjmujmy i przekazujmy nadmiar miłosierdzia!

Rozważania wygłoszone przez papieża Franciszka do kapłanów: w Bazylice św. Jana na Lateranie (pierwsze), w Bazylice Santa Maria Maggiore (drugie), w Bazylice Św. Pawła za Murami (trzecie).

Nędza, o której mówimy, jest ubóstwem moralnym, nie do przekazania, z którego powodu człowiek staje się świadomy siebie jako osoba, która w decydującym momencie swego życia działała z własnej inicjatywy: dokonała wyboru i to wybrała źle. Tego dna trzeba dotknąć, aby odczuć żal za nasze grzechy i prawdziwie pokutować. W innych bowiem dziedzinach człowiek nie czuje się tak wolny, ani nie odczuwa, że grzech ma negatywny wpływ na całe jego życie i dlatego nie odczuwa swojej nędzy, a tym samym zatraca się miłosierdzie, działające jedynie pod tym warunkiem. Człowiek nie idzie do apteki i nie mówi: „W imię miłosierdzia, proszę mi dać aspirynę”. W imię miłosierdzia prosi, by dano mu morfinę dla osoby doznającej bardzo silnego bólu nieuleczalnej choroby.

Z tą naszą nędzą moralną Bóg jednoczy Serce Chrystusa, swego umiłowanego Syna, pulsujące jako jedno serce, wraz z sercem Ojca i Ducha Świętego. Jest to serce, które wybiera drogę najbliższą i które się angażuje. To cecha miłosierdzia, które brudzi sobie ręce, dotyka, angażuje się, pragnie wejść w relację z innym, zwraca się ku temu, co jest osobiste, z tym, co jest bardziej osobiste, nie zajmuje się „przypadkiem”, ale angażuje się w relację z osobą, troszczy się o jej ranę. Miłosierdzie wykracza poza sprawiedliwość, dając to poznać i odczuć, jesteśmy powiązani ze sobą, jedna osoba z drugą. Miłosierdzie nadając godność podnosi tego, wobec którego się uniża i obydwu czyni równymi – miłosiernego i tego, który otrzymał miłosierdzie.

Dlatego ojciec odczuwa potrzebę wyprawienia uczty, aby za jednym razem zostało przywrócone wszystko, przywracając swemu synowi utraconą godność. Pozwala to spojrzeć w przyszłość na nowy sposób. Nie dlatego, aby miłosierdzie nie dostrzegało obiektywności szkód wyrządzonych przez zło. Ale odbiera mu moc w odniesieniu do przyszłości, odbiera mu władzę nad życiem płynącym naprzód. Miłosierdzie jest prawdziwą postawą życia, które sprzeciwia się śmierci będącej gorzkim owocem grzechu. W tym miłosierdzie jest jasne, ale w żadnym wypadku nie jest naiwne. Nie tyle nie widzi zła, ile dostrzega, jak bardzo życie jest krótkie i patrzy na całe dobro, które pozostaje do zrobienia. Dlatego trzeba przebaczać całkowicie, aby druga osoba patrzyła w przyszłość i nie traciła czasu na obwinianie siebie, litowanie się nad sobą i żałowanie tego, co straciła. Kiedy podejmujemy troskę o innych, to dokonujemy również rachunku własnego sumienia i zależnie od tego, na ile różne osoby sobie pomagają, naprawione zostanie także popełnione zło. Miłosierdzie jest zasadniczo pełne nadziei.

Trzeba dać się pociągnąć i posłać poruszeniem serca Ojca, aby zachować to zdrowe napięcie zawstydzonej godności. Dać się pociągnąć centrum Jego serca, jak krew, która się pobrudziła idąc nieść życie członkom najbardziej odległym, aby Pan nas oczyścił i obmył nogi; dać się posłać będąc wypełnionymi tlenem Ducha Świętego, aby nieść życie wszystkim członkom, zwłaszcza tym najbardziej oddalonym, kruchym i poranionym.

Pewien ksiądz opowiadał o jakiejś osobie, która mieszkała na ulicy, a w końcu zamieszkała w schronisku. Był to człowiek zamknięty w swej goryczy, który nie miał kontaktu z innymi. Jak sobie potem zdali sprawę, był to człowiek wykształcony. Jakiś czas później, człowiek ten był hospitalizowany z powodu nieuleczalnej choroby i powiedział księdzu, że gdy tam był, odczuwając swoją nicość i rozczarowanie swym życiem, osoba w łóżku obok poprosiła go o podanie spluwaczki, a następnie opróżnienie jej. Opowiedział, że ta prośba pochodząca od kogoś, kto tego naprawdę potrzebował i był w gorszym stanie od niego, otworzyła mu oczy i serce na niezwykle potężne poczucie humanizmu i chęć pomocy innym, a także pozwolenie, aby pomógł w tym Pan Bóg. W ten sposób zwykły akt miłosierdzia połączył go z miłosierdziem nieskończonym, miał odwagę, by pomóc innym, a następnie pozwolił, aby inni pomogli jemu: zmarł wyspowiadawszy się, w pokoju.

Zostawiam was zatem z przypowieścią o miłosiernym ojcu, gdy już znaleźliśmy „swoje miejsce” w tej chwili, w której syn czuje, że będąc brudnym otrzymał nowe szaty, grzesznik, któremu przywrócono godność, wstydzący się siebie i dumny ze swego ojca. Znakiem tego, czy ktoś jest na właściwym miejscu, jest pragnienie, by być od tej pory miłosiernym dla wszystkich. Tu jest ogień, który Jezus przyszedł przynieść na ziemię, ten ogień, który rozpala inne ognie. Jeśli nie zapala się płomień, to znaczy, że jeden z biegunów nie pozwala na kontakt. Albo przesadny wstyd „nie łączy kabli” i, zamiast wyznać otwarcie „popełniłem to i to”, dochodzi do ukrywania, albo przesadna godność, która dotyka rzeczy w rękawiczkach.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg