Chrześcijaństwo nie jest tylko masowym prądem, ale wspólną drogą, która musimy podążać także pod prąd - mówił w lipcu ubiegłego w wywiadzie dla KAI kardynał Joseph Ratzinger, prefekt Kongregacji Nauki Wiary.
Ale jest też inna interpretacja, która staje się niestety coraz silniejsza, wedle której dokumenty soborowe są uważane za owoc kompromisu na ówczesnym etapie życia Kościoła. Koncepcja ta zakłada, że nie możemy się nimi kierować, bo zbyt mocno łączą się jeszcze z przeszłością. Jej przedstawiciele uważają, że Sobór Watykański II i to, co stanowiło o jego wyjątkowości, był wydarzeniem samoistnym i powinniśmy podążać teraz nie tyle w świetle przyjętych przezeń tekstów, ile zgodnie z trudno uchwytnym "duchem" tego wydarzenia. Takie podejście stwarza pole dla arbitralnych, subiektywnych interpretacji. W istocie oznacza to zerwanie z tradycją, uwolnienie się od niej, próbę utworzenia czegoś całkiem nowego.
Niestety, ta druga interpretacja - nie odpowiadająca woli ojców soborowych - jest dość powszechnie przyjmowana, m.in. dlatego, że do niej właśnie skłania się znaczna część mass-mediów. Dają one do zrozumienia, że Vaticanum II niemal całkowicie potępił czasy przedsoborowe, tworząc nowy Kościół, zmierzając ku przyszłości poprzez coraz pełniejsze dostosowanie do ducha czasów. A ponieważ takie rozumienie Soboru przeważa - jako zerwanie z przeszłością i przystosowanie się do dzisiejszych czasów - więc oczywiście oddalamy się od prawdziwych intencji Soboru. W efekcie dla znacznej części ludzi, także dla niektórych ludzi Kościoła, nowym urzędem nauczycielskim stają się środki przekazu. To one decydują o duchu czasów; my zaś będziemy musieli iść zgodnie z tym duchem, czyli za tymi wskazaniami.
Tymczasem prawdziwa interpretacja Soboru to ta, która jest wierna dokumentom, oczywiście uwzględniając ich wewnętrzny dynamizm. W prawdziwym życiu Kościoła narodziło się od tego czasu wiele nowych inicjatyw, ruchów, form wspólnej modlitwy itd., które - jeśli nawet są trochę mniej widoczne w świecie, ponieważ nie mają zbyt szerokiej reklamy - stanowią rzeczywisty, żywy owoc Soboru. Nowe pokolenia coraz bardziej zdają sobie sprawę, że postępujemy tu drogą wytyczoną właśnie przez Vaticanum II.
Powiedziałbym, że ogólnie rzecz biorąc chrześcijaństwo nie jest jakimś tylko masowym prądem, ale wspólną drogą, która musimy podążać także pod prąd. W tym sensie, w tych - nie tak widocznych na scenie publicznej, ale tym ważniejszych - środowiskach, dokonuje się stopniowo prawdziwe wcielanie w życie Soboru. Oczywistość tego faktu w świadomości społecznej zaciemnia jednak nieco ten drugi nurt.
KAI: Jak Ksiądz Kardynał postrzega stan politycznego zaangażowania katolików w dzisiejszej Europie? Przed rokiem Kongregacja Nauki Wiary opublikowała znamienny dokument: "Vademecum dla polityków", w którym następuje wyraźne rozróżnienie między pluralizmem a relatywizmem. W jakiej mierze relatywizm grozi dziś politykom odwołującym się do chrześcijańskiej inspiracji? Co w takim razie znaczy być "politykiem chrześcijańskim"?
- Niebezpieczeństwo polega na tym, że pluralizm - słuszny i odpowiadający także strukturze chrześcijaństwa, które otwiera przestrzeń wolności rozumu i jego możliwości - ma tendencję pewnej degeneracji ku relatywizmowi. A wówczas chrześcijanie zaczynają myśleć, że chrześcijaństwo jest tylko jednym spośród wielu głosów, a zatem i oni nie powinni wprowadzać swoich osobistych przekonań na scenę polityczną. Zjawisko to można spotkać dziś zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Europie Zachodniej. Obserwujemy tam tę swoistą schizofrenię polityka katolika, który prywatnie chce być wiernym katolikiem, natomiast publicznie jest przekonany, że nie powinien przenosić swoich osobistych poglądów do sfery publicznej, tłumacząc to koniecznością przestrzegania pluralizmu.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Przyboczna straż papieża uczestniczyła w tajnych operacjach, także podczas drugiej wojny światowej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.