Majestat w pokorze

O cierpieniu papieża i przejściu ze śmierci do życia z ks. Konradem Krajewskim, ceremoniarzem papieskim, rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz

Jako dziennikarz szukałem wtedy intensywnie kogoś, kto był blisko i mógłby podzielić się swoją opowieścią.

– To trzeba zrozumieć. Łatwiej było mówić komuś, kto nie uczestniczył w tych wydarzeniach tak blisko. Po śmierci zostałem z trzema pielęgniarzami, aby ubrać Ojca Świętego. Półtorej godziny po śmierci ci ludzie ciągle z nim rozmawiali. Zakładając każdą z części ubioru, całowali w rękę. Robili to z takim namaszczeniem... Dlatego nigdy nie dałem ponieść się tej modlitwie o rychłą beatyfikację, bo ja już w niej uczestniczyłem. Uczestniczyłem w beatyfikacji i w całowaniu relikwii. Zostałem poruszony wiarą i miłością tych ludzi, którzy służyli Ojcu Świętemu tyle lat. Spotykam ich, ilekroć wchodzę do przychodni zdrowia na Watykanie. Pozdrawiamy się, ale nigdy do tego nie wracamy. To było tak piękne, tak niesamowite, ale też tak naturalne, że mówienie o tym, by to zubożyło. Kiedy ogłoszono dekret o beatyfikacji Jana Pawła II, jechaliśmy samochodem z abp. Marinim do Asyżu. Abp Marini przysypiał. Nagle obudził się i mówi: „Słuchaj, Konrad, skoro Jan Paweł II jest święty, to chyba i na nas przeszło trochę tej świętości”. Zacząłem o tym myśleć. Tej świętości doświadczyliśmy wszyscy na całym świecie. Ale my, uczestniczący bezpośrednio w cierpieniu i umieraniu świętego, czuliśmy, że to było zbyt intymne, żeby o tym od razu opowiadać. Z abp. Marinim przez 6 lat nie rozmawialiśmy na ten temat. Jan Paweł II był dla nas bliższy niż ojciec. Nie byłem przy śmierci moich rodziców ani brata. Pierwszy raz uczestniczyłem w tajemnicy śmierci. I to właśnie tej Osoby, którą kochał świat.

Rozumiem, choć z drugiej strony trzeba zrozumieć i to, że ludzie chcą posłuchać opowieści o świętym, bo chcą dzięki tym świadectwom spotkać się z Janem Pawłem II. Kiedy wchodziłem do Bazyliki św. Piotra w Rzymie, z całą rzeszą ludzi, z głośników płynął śpiew Psalmu 23 „Pan jest moim pasterzem…”. Pamiętam to dojmujące uczucie, że jestem w domu i idę pożegnać się z ojcem. Ta zbyt wielka, jak dla mnie, bazylika się stała się nagle czymś szalenie bliskim, ciepłym…

– Te dni zamieniły Rzym w Wieczernik. Podczas zesłania Ducha Świętego wszyscy mówili w swoim języku i byli zrozumiali. Wtedy też tak było. Przybywali ludzie wszystkich kontynentów i języków. Włoska policja potem powiedziała, że w tamtych dniach przestępczość spadła do zera. Tak działa święty. Kiedy abp Dziwisz zaczął „Te Deum”, dotarło do mnie, że Jan Paweł II umarł, to znaczy żyje. To już nie są wykłady z teologii, to jest życie. Tak jak nie umierają nasze matki. One zawsze są. O swojej matce nie mówi się, że była – ona jest.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg