KOLEGIALNOŚĆ JAKO WYRAZ STRUKTURALNEGO „MY” CHARAKTERYZUJĄCEGO WIARĘ
Wierzący – jako taki – nigdy nie jest samotny, a stawanie się nim znaczy wychodzenie z izolacji ku „my” dzieci Bożych. Akt zwrócenia się do Boga objawionego w Chrystusie jest zarazem zwróceniem się ku tym, którzy zostali wcześniej powołani. Akt teologiczny jako taki jest zawsze aktem eklezjalnym, któremu właściwa jest także struktura społeczna [1]. Dlatego wprowadzenie w chrześcijaństwo jest też zawsze i w sposób konkretny socjalizacją w ramach wspólnoty wierzących, jest stawaniem się „my” – przekraczającym samo „ja” [2]. Odpowiadało temu Jezusowe powołanie uczniów ujęte w symbolikę liczby „dwanaście”, podejmującej pradawną ideę ludu Bożego, do którego z kolei istoty należy, iż Bóg tworzy wspólną z nim historię i po- stępuje ze swym ludem jako z ludem [3]. Z drugiej strony najgłębszym źródłem chrześcijańskiego „my” pozostaje fakt, iż sam Bóg jest „my”: Bóg, którego wyznaje Credo chrześcijańskie, nie jest samotnym myśleniem się myśli, nie jest absolutnym i niepodzielnie w sobie zamkniętym „ja”, lecz jednością trynitarnej relacji ja-ty-my, i to w taki sposób, że „my” jako podstawowa postać Boga wyprzedza wszelkie „my” świata, a bycie stworzonym na obraz Boży z samej istoty na owo „my” jest ukierunkowane [4].
„My” Boga winno mieć odpowiednik w modelowanym przez „my” działaniu Kościoła. Ta uniwersalna, wielorako dająca się interpretować przesłanka, gdzieniegdzie przybrała postać stwierdzenia, iż realizacja prymatu przez pojedynczego człowieka, czyli papieża w Rzymie, oznacza pójście za modelem ariańskim. A stosownie do trójosobowej natury Boga także Kościół winien być prowadzony przez trzyosobowe kolegium, którego uczestnicy powinni sprawować wspólnie urząd papieski. Pojawiły się również pomysłowe koncepcje proponujące (zapewne pod wpływem opowieści Sołowjowa o antychryście), by w skład papieskiej
„trojki” wchodził rzymski katolik, wyznawca prawosławia i chrześcijanin z obszaru wyznań reformacyjnych. Wydawało się, że w ten sposób, wychodząc bezpośrednio z teologii i pojęcia Boga, można dojść do pełnej formuły ekumenicznej i osiągnąć kwadraturę koła przez uczynienie papiestwa, głównego czynnika zgorszenia dla niekatolików, ostatecznym wehikułem jedności chrześcijan [5].
Czy to jest więc pogodzenie kolegialności z prymatem i odpowiedź na kwestię postawioną w tytule: prymat papieża a jedność ludu Bożego? Choć roz- ważaniom idącym w tym kierunku nie do końca należy odmawiać owocności czy pożyteczności, oczy- wiste jest także, iż wypaczają one naukę o Trójcy i w niedopuszczalnie upraszczający sposób łączą ze sobą wyznanie wiary ze sferą polityki kościelnej. Potrzeba tu głębszego podejścia. Wydaje mi się, że przede wszystkim istotne jest, aby teologię wspólno- ty, rozwiniętą na gruncie idei kolegialności, na po- wrót wyraźniej związać z teologią osobowości, która w świetle Biblii ma nie mniejsze znaczenie. Do wewnętrznej struktury Biblii przynależy nie tylko wspólnotowy charakter tworzonej przez Boga historii, lecz również osobista odpowiedzialność, odpowie- dzialność osoby. (...)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.