Drugi dzień Franciszka na Węgrzech

Spotkania z dziećmi i młodzieżą niepełnosprawną oraz pracownikami katolickiego Instytutu błogosławionego László Batthyány-Strattmanna, ubogimi i uchodźcami w kościele św. Elżbiety Węgierskiej, węgierskimi grekokatolikami w parafii pw. Opieki Matki Bożej oraz młodzieżą w hali sportowej im. László Pappa złożyły się na drugi dzień wizyty Franciszka w stolicy Węgier, Budapeszcie. Potrwa ona do 30 kwietnia i przebiega pod hasłem: „Chrystus jest naszą przyszłością” (Krisztus a jövőnk). Jest to 41. podróż zagraniczna papieża w czasie jego dziesięcioletniego pontyfikatu.

Wskazał ponadto, że przygotowując się do Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie w sierpniu br., „spoglądamy na Maryję, naszą niebieską Matkę, czczona te jako Pani Węgrów i prosimy o Jej wstawiennictwo i pomoc, abyśmy również my byli gotowi do pójścia z pośpiechem i czynienia dobra”. W prezencie bp Palánki wręczył papieżowi piłkę z autografem najwybitniejszego węgierskiego piłkarza Ferenca Puskasa, kostkę Rubika i butelkę Tokaju.

Bardzo osobiste, niewolne od przykrych akcentów, świadectwo złożył 15-letni Bertalan Krabót – uczeń prowadzonego przez pijarów liceum im. Árpáda Dugonicsa w Szegedynie. Na wstępie Berci, jak mówią na niego jego koledzy – najstarszy z braci w rodzinie katolickiej – wyznał, że często niepokoi się z powodu niepotrzebnych spraw. Nierzadko uczucie to wręcz go paraliżuje i tak dzieje się np. teraz, gdy składa swoje świadectwo wiary, o tym, że Bóg i Jezus to nie postaci z jakiejś dalekiej od nas książki z bajkami ani nie supermeni z komiksów, ale nieskończenie więksi niż oni.

W przeszłości ten młody człowiek stał daleko od zagadnień religijnych, które go po prostu nie interesowały, co więcej – chciał żyć „bez”: nie chciał chodzić na Mszę, uważał za niepotrzebne spowiadanie się, pytając samego siebie o to, komu potrzebne są jego przeprosiny. Nie rozumiał, co mają wspólnego niedzielne kazania księży, często abstrakcyjne i skomplikowane i Bóg siedzący w niebie, z jego codziennymi problemami, bardzo konkretnymi. Wszyscy święci są tam, daleko, zwyciężyli, zakończyli swój mecz, a ja nie – tłumaczył chłopak.

Później, gdy – jak powiedział – po raz 625 podejmował problemy wieku dojrzewania, w pewien piątkowy wieczór wziął udział w pierwszym spotkaniu ministrantów. „Ze zdumieniem stwierdziłem, że chociaż było dużo śmiechu, nie oznaczało to, że nikt nawet przez chwilę nie traktował poważnie Boga, zbawienia i ważności naszej służby. Później reszta przyszła sama, z biegiem lat: pierwsza komunia, skauting, a ostatnio bierzmowanie, które było, jak dotychczas, najważniejszym momentem w moim życiu” – wyznał Berci. Dodał, że jego historia nie składa się z jakichś objawień, ale jest wytrwałym wzrostem.

Wskazał, iż udało mu się przez długie lata małych, trwałych decyzji, nie bez wzlotów i upadków, dojść do punktu, w którym może zaświadczyć, że Bóg istnieje i jest z nim „nie tylko w piątkowe popołudnia, ale także w poniedziałkowe poranki, że Jezus umarł na krzyż nie tylko za geniuszy i za zwycięzców olimpijskich, ale dlatego, że kocha nieskończenie wszystkich ludzi, łącznie ze mną i dlatego, że życie każdego człowieka ma cel i znaczenie”.

O ponownym odkrywaniu obecności Boga w swoim życiu opowiedziała 17-letnia Dóra Csóka – uczennica prowadzonego przez cystersów liceum im. Ludwika Wielkiego w Pécsu. Ona sama mieszka wraz z rodziną w małym miasteczku w komitacie (prowincji) Baranya na południu Węgier. Chociaż wzrastała w środowisku o zdrowych wartościach, to ona sama i jej rodzina byli obojętni wobec religii i Boga. Uczęszczała na lekcje religii, przystąpiła do I komunii świętej, a później poszła do liceum katolickiego, ale nie odczuwała obecności Boga. W miarę jednak rozwoju coraz bardziej uświadamiała sobie, że czegoś brakuje jej duszy, mimo że miała przyjaciół, rodzice zapewniali jej dobre warunki życia a ona sama żyła w świecie pozornie idealnym. Młoda dziewczyna przyznała, że tamten okres je życia naznaczony był głębokim kryzysem duchowym, nigdy nie czuła prawdziwego szczęścia i nie zdołała znaleźć swego miejsca w życiu.

W 2021 dzięki swej szkole miała okazję wziąć udział w wydarzeniu dla młodych o nazwie „Forráspont” (Źródło), które uświadomiło jej, że Bóg pozwolił jej znaleźć drogę do Siebie. „Tamtego wieczoru po raz pierwszy poczułam, że On jest ze mną, wypełnił pustkę we mnie i tego właśnie zawsze szukałam” – wyznała Dóra. Podkreśliła, że stopniowo coraz lepiej Go poznawała. Drugim kamieniem milowym w jej życiu wiarą stało się bierzmowanie – doświadczyła wówczas nieskończonej miłości Boga i od tej pory jej życie „stało się wielką przygodą” – powiedziała 17-latka.

Wskazała, że przeżyła wiele doświadczeń, mogła uczestniczyć w wielu różnych wydarzeniach religijnych i w ten sposób znalazła się „w pięknej wspólnocie”, w której nawiązała cenne przyjaźnie. „Znalazłam też swoje powołanie dzięki Bogu i ufam, że z Jego pomocą będę mogła jako nauczycielka towarzyszyć dzieciom na ich drodze do Niego” – wyznała licealistka. Przyznała, że codziennie napotyka różne trudności z powodu swego dorastania, ale teraz wie, że „jest Ktoś obok mnie i że w obliczu każdej przeszkody, której będę musiała stawić czoła, mam Kogoś, do kogo się zwracam z prośbą o pomoc”. Mimo swego młodego wieku Dóra doświadczyła już wielu cudów i i przeżyła wiele prób, ale – jak podkreśliła na zakończenie swego świadectwa – „wiem, że znacząca ich część jest jeszcze przede mną”.

Do pokazania, że siłą wiary i pokoju można pokonać podziały i spory, zachęcił w swym świadectwie 17-letni Tódor Levcsenkó (Teodor Lewczenko) – syn kapłana greckokatolickiego z eparchii mukaczowskiej na Ukrainie, obecnie uczeń prowadzonego przez jezuitów liceum im. Gyuli Fényiego w Miskolcu. Chłopiec powiedział, że swe imię otrzymał na pamiątkę błogosławionego Teodora Romży – biskupa-męczennika, będącego postacią bardzo zasłużoną nie tylko dla Kościoła greckokatolickiego, ale dla całego Zakarpacia, skąd pochodzi. Jego dziedzictwo skłania często młodego Tódora do przemyśleń na temat jego wiary, nad powołaniem wobec własnego pokolenia, do pytania o to, czy moje wyznanie wiary ma jakąś wartość, czy ktoś mnie słucha.

Uczeń jezuickiej szkoły przyznał, że uczy się w Miskolcu, gdzie może żyć bezpiecznie i w równowadze duchowej z wieloma swymi rówieśnikami. „Ale widzę i doświadczam tego, co się dzieje w mojej ojczyźnie i coraz bardziej odczuwam potrzebę świadczenia o swojej wierze w moim środowisku” – tłumaczył Levcsenkó. Wyjaśnił, że również tu ma o co walczyć: wiele osób jest obojętnych wobec swej wiary, nie przywiązują wartości dziedzictwu swych rodziców i przodków, o które oni walczyli. Zwrócił też uwagę, że „nasze poczucie misji jest często uśpione przez fakt, iż możemy żyć w bezpieczeństwie i pokoju, ale powinniśmy dostrzegać to, że kilka kilometrów stąd wojna i cierpienie są na porządku dziennym”.

„Teraz, gdy mogę stanąć przed Ojcem Świętym, chciałbym was zachęcić! Pokażmy, że siłą wiary i pokoju możemy pokonać spory, że możemy mieć odwagę obrony swojej wiary i przyjęcia naszego powołania do budowania pokoju! Nie powinniśmy się wstydzić, ale nieśmy dumnie nasze imię w Chrystusie! Nie uciekajmy, jeśli niektórzy uważają nas za małych, niemocnych lub niepasujących do świata dorosłych” – zaapelował młody Ukrainie. Na zakończenie poprosił papieża o modlitwę za młodzież węgierską.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama