Duch przeciwko czołgom

Było oczywiste, że po „dziewięciu dniach wolności” Polska nie będzie już taka sama. Pozostawało jedynie pytanie, kiedy i jakie skutki przyniesie ów czas.

Koniec lat siedemdziesiątych XX wieku był czasem stałej ekspansji Związku Sowieckiego, który nie tylko zdobywał kolejne przyczółki na wszystkich kontynentach, ale też uwodził liczne rzesze „pożytecznych idiotów” w wolnym świecie. W Polsce ekspansja ta wyrażała się narastającą ideologiczną presją systemu. Robotnicze wystąpienia w Radomiu, Ursusie i Płocku w czerwcu 1976 roku zakończyły trwający od początku dekady czas złudzeń, iż komunistyczny system – wspierany zachodnimi kredytami i technologami – może w dłuższej perspektywie zapewnić Polakom dostatnie życie. Trzy lata później, w 1979 roku, czerwcowa pielgrzymka Jana Pawła II pokazała skalę jeżeli nie politycznej, to z pewnością ideowej delegitymizacji komunistycznych władz.

Zobacz:  Wszystko o pierwszej pielgrzymce Jana Pawła II do Polski w serwisie papieskim portalu Wiara.pl

„Przebieg wydarzeń 198*”

Skutków, które nastąpiły po wizycie Jana Pawła II w ojczyźnie, nie przewidział nikt. Peerelowski socjolog prof. Jan Szczepański zakładał wybuch kolejnego kryzysu politycznego. „Ale nie przewiduję, aby mógł on doprowadzić do rzeczywistej zmiany. Bowiem podstawowe wartości ustroju, tzn. ideologia marksizmu-leninizmu i zasady działania partii, są niezmienne […]. Zamiast reform po kryzysie przyjdzie znowu udawanie, że nic się nie stało. Prawdziwe zmiany może wywołać wojna między supermocarstwami, wojna z Chinami czy jakieś wielkie zmiany w sytuacji światowej” – pisał tuż po zakończeniu papieskiej pielgrzymki. Leszek Szaruga, poeta związany ze środowiskami kontestującymi PRL, redaktor pism publikowanych poza zasięgiem cenzury, kreślił pod pseudonimem Jadwiga Kwiatkowska w grudniu 1979 roku na łamach paryskiej „Kultury”, w utworze political-fiction „Przebieg wydarzeń 198*”, wizję kolejnego wybuchu. Zaczynał się on strajkami w Łodzi w odpowiedzi na zwolnienie jednej włókniarki. Protesty rozszerzały się na cały kraj („Łódzkie wypadki sierpniowe z 198* roku weszły na stałe do kalendarza polskiej historii”), wreszcie za zgodą Moskwy władzę przejęło wojsko, zwołano zjazd partii, wybrano nowego I sekretarza PZPR, zwolniono aresztowanych po strajkach, zezwolono na powstawanie stowarzyszeń, a „opozycja stanęła wobec następującego dylematu: dalszego nacisku w celu osiągnięcia maksimum swobód lub utrwalania ograniczonych zdobyczy wywalczonych przez rewoltę wojskową. Nastąpił ostry rozłam na »radykałów« i »realistów«, przy czym ci pierwsi zmuszeni zostali do zejścia do podziemia”.

Paradoksalnie właśnie w tej literackiej wizji odnajdujemy więcej elementów, które miały wydarzyć się w przyszłości, niż w socjologicznej analizie uczonego. Nie ulegało wątpliwości, że przeżycia papieskiej pielgrzymki, zapamiętane przez miliony, pozostawiły nadzieję: zmiany są możliwe. Nadejście kolejnego „polskiego miesiąca” pozostawało jedynie kwestią czasu.

Przełamać lęk i dać świadectwo

To niezwykłe doświadczenie wspólnotowe ‒ możliwość „policzenia się” – uderzyło w komunistyczne rządy wsparte na fundamentach strachu oraz powszechnego przekonania o niezmienności i trwałości systemu. Zakwestionowana została jego siła ‒ cóż bowiem mogła ona znaczyć wobec gromadzących się wokół papieża milionów? Tym bardziej że Jan Paweł II, chociaż opuścił ojczyznę, zapewniał wciąż o swej bliskości – by przypomnieć wzruszające słowa wypowiedziane z Jasnej Góry do pielgrzymów z Górnego Śląska i Zagłębia, gdy prosił, aby „przez powietrze, przez te tysiąc pięćset kilometrów” krzyknęli: „Szczęść Boże”, zapewniając, że wtedy odpowie: „Bóg zapłać”; aby „otworzyli ucho” i usłyszeli, jak Jan Paweł II mówi: „Szczęść Boże”.

Ileż razy w czasie tych dziewięciu dni dotykał papież najistotniejszych praw narodu, podkreślając, że „nie może być Europy sprawiedliwej bez Polski niepodległej”, upomniał się o te prawa i nie pozostawił żadnych wątpliwości, że nadal pozostanie orędownikiem Polaków. Z pewnością miało to swoje konsekwencje w odważniejszej konfrontacji z komunistyczną rzeczywistością. Czyż przejawem tych postaw nie była deklaracja uchwalona 2 marca 1980 roku przez kilkuset przedstawicieli Ruchu Światło–Życie, domagająca się przełamania lęku i wejścia ,,na drogę odważnego, konkretnego i prostego dawania świadectwa prawdzie bez względu na konsekwencje […]. Tak zostałaby wprowadzona w życie narodu realna siła wyzwolenia”? Jednocześnie w związku z mającymi się odbyć za kilka tygodni peerelowskimi „wyborami” autorzy deklaracji stwierdzali, że udział w nich jest sprawą sumienia i jeżeli ktoś nie ufa rządzącym, „niech da świadectwo prawdzie w jedyny możliwy sposób ‒ nie uczestnicząc w wyborach”. Jednocześnie udzielono wsparcia ówczesnej opozycji, tym nielicznym, podkreślając, że „samo odważne dawanie świadectwa prawdzie i występowanie w obronie słusznych praw człowieka z narażeniem nawet własnego życia zasługuje na głębokie uznanie oraz na udzielenie wszelkiej pomocy”. Tak zdecydowana deklaracja nie powstałaby z pewnością przed papieską pielgrzymką.

Gdy latem 1980 roku walkę tę podjęły setki tysięcy osób, walkę – jak pisał Jan Paweł II ‒ „o chleb powszedni, sprawiedliwość społeczną” i w obronie „nienaruszalnych praw do własnego życia i rozwoju”, papieskie portrety zawisły – obok obrazów Matki Boskiej Częstochowskiej – w strajkujących zakładach nie tylko w Gdańsku, ale i w Szczecinie, Wrocławiu… Anna Walentynowicz tłumaczyła, że ta symboliczna obecność przypominała, że gdyby komuniści zdecydowali się na krwawą rozprawę ze strajkującymi, jak uczynili to w grudniu 1970 roku, papież nie milczałby, ale powiedziałby o tym światu. Bez Jana Pawła II, bez doświadczenia, jakie pozostało po jego czerwcowej pielgrzymce, nie byłoby sierpniowych strajków 1980 roku, które ks. Józef Tischner oglądał z oddali. „Jedliśmy z papieżem kolację, kiedy włoska telewizja pokazała zdjęcia z Gdańska. Brama strajkującej Stoczni. Tłum ludzi. Na sztachetach stoczniowego płotu pozatykane bukiety kwiatów. Kamera najeżdża na bramę i między tymi kwiatami pokazuje portret Jana Pawła II. A ten papież siedzi obok mnie. Skulił się. Nie powiedział słowa. Myśmy też zamilkli. Nie było jeszcze wiadomo, jak to się wszystko skończy. Powszechne było przekonanie, że to on nabroił” – zapamiętał sierpień 1980 roku.

„Musicie być mocni”

Czerwcowej pielgrzymki nie można ograniczać jedynie do polskiej perspektywy, gdyż to wszystko, co oddziaływało na Polaków, dotykało także ‒ oczywiście w o wiele mniejszym stopniu ‒ pobratymczych narodów zniewolonych przez Związek Sowiecki. Odsłaniając „duchową jedność chrześcijańskiej Europy”, Jan Paweł II przypominał wielowiekową chrystianizację Wschodu spychanego z tej drogi przez komunizm. „O, jakże bardzo pragnąłbym, ażeby mogli tutaj, przy tej pielgrzymce papieża Słowianina, być jeszcze inni nasi bracia w języku i w losach dziejowych”. Tym samym odwiedzając ateistyczną PRL, rządzoną przez komunistów, potwierdzał słowa wypowiedziane w kilka tygodni po rozpoczęciu pontyfikatu: „Nie ma już milczącego Kościoła. Dziś przemawia on głosem papieża”. Jakże musiały brzmieć jego słowa: „Trzeba też, aby był przypomniany chrzest Rusi w Kijowie w 988 roku”, gdy docierały do nielicznych kapłanów bądź wiernych prześladowanych za naszą wschodnią granicą. Zwracając się do Czechów, gdzie spośród trzynastu stolic biskupich jedynie trzy były obsadzone przez biskupów ordynariuszy, gdzie zakony nie mogły swobodnie działać, gdzie Kościół był skutecznie rozbijany przez organizację Pacem in Terris, mówił: „Nie może ten papież, który nosi w sobie spuściznę Wojciechową, zapomnieć tych dzieci!”. Odcinający się krótko przedtem od działaczy Karty 77 kard. František Tomašek, zapytany wiosną 1980 roku, po przyjęciu przez Jana Pawła II w Rzymie: „Co najbardziej ciąży na życiu kraju?”, odpowiadał: „Obecność Moskwy. Wszystko jest dławione, ludność jest rozgniewana. Jak można sobie wyobrazić, by funkcjonował kraj strzeżony przez Armię Czerwoną?”.

Dywizji, czołgów nie brakowało sowieckiej armii ‒ a ile ich miał papież? Swój pontyfikat rozpoczynał słowami „Nie lękajcie się!”. Z krakowskich Błoń wołał: „Musicie być mocni, drodzy bracia i siostry! Musicie być mocni tą mocą, którą daje wiara! Musicie być mocni mocą wiary! Musicie być wierni! Dziś tej mocy bardziej wam potrzeba niż w jakiejkolwiek epoce dziejów”. W czasie czerwcowej pielgrzymki 1979 roku słowa Jana Pawła II uczyniły miliony – nie tylko Polaków – jak być silniejszymi, pozwalały im odepchnąć lęk. Przemiana dokonała się w ludzkich duszach i umysłach na płaszczyźnie narzuconej przez papieża ‒ na polu, na którym czołgi zamieniły się w przeżarty rdzą złom.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama