Patriarcha Konstantynopola, Bartłomiej I

Przed przyjęciem święceń diakońskich nazywał się Dymitrios Archondonis. Urodził się 29 lutego 1940 roku w Turcji, na wyspie Imbros, wówczas w większości zamieszkanej przez Greków prawosławnych.

Kiedy został patriarchą, zapuścił długą, przekonywającą brodę, dziś już prawie całkiem siwą. Włosy także mu posiwiały, był najprawdopodobniej blondynem lub szatynem, ale trudno to jednoznacznie stwierdzić. Jego twarz otacza teraz aureola bieli. W sumie uderza w nim niezwykła delikatność - zarówno fizyczna, jak i moralna - toteż mimo życzliwości, którą wyrażają jego oczy i uśmiech, człowiek stojący przy nim czuje się niezgrabny i ciężki. Kocha sztukę, poezję, przyrodę. Kiedy tylko może, chroni się na wyspie Halki, gdzie znajduje ożywczą samotność, by w pokoju rozmyślać i pracować. Nie znosi rytualizmu, woli zwięzłe i bogate w znaczenie celebracje, silnie oddziałującą prostotę muzyki bizantyjskiej i czuwa nad tym, by wrota ikonostasu zawsze pozostawały otwarte.

Lubi dzieci i potrafi z nimi rozmawiać, bawić się, chętnie daje im słodycze i drobne pieniądze. „Dzieci zachowały w sobie coś z raju", mówi. Ma dar przyjaźni. Pozostaje wierny swoim przyjaciołom ze szkoły, z wojska, ze studiów w szkole Halki, przyjaciołom poznanym w czasie podróży. Utrzymuje z nimi regularną korespondencję. Kiedy Fanar uchodził w oczach muzułmańskich Turków za miejsce tajemnicze i wrogie, za siedlisko antypaństwowych intryg, Patriarcha potrafił nawiązać przyjaźń z muzułmanami zajmującymi odpowiedzialne stanowiska w świecie biznesu, polityki, kultury, dziennikarstwa. Otwiera przed nimi drzwi Fanaru, zaprasza do siebie, niektórych zabiera ze sobą w podróż. Jego marzeniem byłoby zbliżyć Grecję i Turcję, lecz ma do pokonania duże trudności, a ultrakonserwatywna prasa często piętnuje te przyjaźnie. Patriarcha nie zraża się, nie należy do ludzi, którzy łatwo się zniechęcają.

Bardzo dużo pracuje, to istny „wół roboczy". Dominującą w nim cechą jest poczucie odpowiedzialności za prawosławie w dzisiejszym i jutrzejszym świecie. Punkty zapalne i podziały w Kościele prawosławnym leżą mu ciężarem na sercu. On pragnąłby „świadomości eklezjalnej, wolnej od wszelkiej struktury ideologicznej i dalekiej od powolnego gnuśnienia w formalizmie instytucjonalnym". Wie, że człowiek istnieje w nierozłącznej więzi z wszystkimi ludźmi, „bez względu na rasę, płeć, religię, ideologię, gdyż to dla nas wszystkich wcielił się aż po Krzyż Bóg, który wszystko stworzył" i który w Chrystusie poprzez Krzyż wskrzesił wszystkich i wszystko. Wie również, iż szacunek należy się całej istocie ludzkiej, a więc także ziemi, której człowiek jest streszczeniem i której może przekazać łaskę. Są to, twierdzi, kryteria pozwalające ocenić życie i postępowanie chrześcijan w świecie, zarówno jednostek, jak i Kościołów.

Prawosławie: świadek zbrukany przez historię, a przecież świadek Kościoła nie podzielonego, wezwanie do Kościoła nie podzielonego, jednego i zróżnicowanego, na obraz Trójcy Świętej.

Jest to misja bardzo rozległa i, o czym Patriarcha wie, nie pozbawiona ryzyka. Bartłomiej I „między chwałą a otchłanią", podpowiada mi jeden z podziwiających go do głębi przyjaciół. Powiedzmy może: między Krzyżem a Zmartwychwstaniem.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama