Watykańska prezentacja encykliki "Spe salvi"

O przebiegu watykańskiej prezentacji encykliki Benedykta VI informuje Radio Watykańskie.

Czytając tekst encykliki widać ogromne pokrewieństwo myślowe i duchowe, tożsamość przekonania o niezbędności fundamentu rozumu i wiary z Autorem „Pamięć i tożsamość” oraz encyklik całego pontyfikatu Jana Pawła II; wspólnego Obydwom szacunku dla wszelkich wysiłków poprawienia sytuacji człowieka; ale i przekonania, że odsunięcie rzeczywistości Boga na margines pozbawia ludzkość twórczej nadziei i owocuje dramatem zła, aż po „epokę pieców”…

Czytając nową encyklikę radzę zwrócić szczególną uwagę także na rozdział mówiący o autentycznej fizjonomii, autentycznej treści chrześcijańskiej nadziei. Każde pokolenie musi wnieść swój wkład w kształtowanie przekonujących i owocnych dla przyszłości, relacji między wolnością a dobrem. Właściwe struktury pomagają, ale same nie wystarczą… Wiedza może pomóc w czynieniu świata bardziej „dla człowieka”, ale też może być wykorzystana dla zniszczenia i człowieka, i świata… Trzeba otwarcie przyznać, mówi Papież, że nurty współczesnego chrześcijaństwa, wobec sukcesów nauki w stopniowym opanowywaniu świata, zbyt jednostronnie skupiły się na jednostce i jej zbawieniu. To zawęziło horyzont nadziei. A przecież nie wiedza zbawia człowieka. Zbawia go miłość. Miłość jest krucha, może być zniszczona przez zło, niewierność, przez śmierć. Człowiek potrzebuje miłości bezwarunkowej, takiej, jaką Ojciec objawił w Krzyżu i w mocy Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Papież odwołuje się do św. Pawła: „odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. ...Ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie jest w stanie odłączyć na s od miłości Boga, która jest w Jezusie Chrystusie, Panu naszym.”(p.27). Benedykt XVI podprowadza nas do szczegółowych zachowań dla umocnienia się w tej chrześcijańskiej nadziei. Są nimi: modlitwa, konkretne działanie i postawa współczucia – ta jedna z istotnych miar człowieczeństwa…; wreszcie – perspektywa Sądu Ostatecznego.

Ojciec Święty nie tuszuje trudności. „W epoce współczesnej idea Sądu Ostatecznego wyblakła: wiara chrześcijańska została zindywidualizowana i ukierunkowana przede wszystkim na osobiste zbawienie duszy; podczas gdy refleksja o historii powszechnej w dużej mierze została zdominowana przez ideę postępu. Ateizm XIX i XX wieku u swoich korzeni i swej celowości jest rodzajem moralizmu; protestem przeciw niesprawiedliwościom, przeciwko Bogu jako odpowiedzialnemu za zło świata. Nie przeszkadza temu nawet fakt, że odrzucenie Boga zaowocowało największymi okrucieństwami i pogwałceniem wszelkich zasad sprawiedliwości. Gdy się chce samemu stworzyć świat z jego sprawiedliwością, tworzy się świat pozbawiony nadziei. Nikt nie jest wtedy odpowiedzialny za cierpienia innych, całych narodów. Nikt nie jest w stanie zagwarantować, że cynizm władzy – pod jakąkolwiek barwą ideologii zapanuje – nie będzie dalej ubezwłasnowolniał świata. W tym kontekście Ojciec Święty stawia obraz Chrystusa Ukrzyżowanego jako skrajne zaprzeczenie fałszywych obrazów Boga. Cierpienia innych wziął na siebie i stał się nadzieją i pewnością. Sobą pokazał, że Bóg istnieje, że jest w stanie zapewnić sprawiedliwość i że poprzez wiarę jesteśmy w stanie w tym uczestniczyć. Sąd Ostateczny jest obrazem, który wyzwala poczucie odpowiedzialności. I idzie wraz z mocą Łaski, jak to widzimy spoglądając na ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Chrystusa. Łaska nie eliminuje sprawiedliwości. Nie zmazuje win przeszłości. Wraz ze śmiercią wybór dokonany za życia zostaje utrwalony. W rozważaniu Ojciec Święty mówi: możemy wyobrazić sobie osoby, które zniszczyły całkowicie w sobie pragnienie prawdy i wrażliwość na miłość. Osoby, dla których wszystko było fałszem; które zionęły nienawiścią i w samych sobie zabiły miłość. Tam, gdzie nie ma nic, co mogłoby być odkupione; gdzie destrukcja dobra stała się trwała – mówimy o piekle…

Przeciwieństwem są osoby, które całkowicie dały się przeniknąć Bogu i w konsekwencji były całkowicie ukierunkowane życzliwie na innych ludzi… W większości wypadków możemy przypuszczać, mówi Benedykt XVI, przetrwało choćby w głębinach duszy, otwarcie na prawdę, na miłość, na Boga. W konkretnych wyborach życiowych szli na kompromisy ze złem, nagromadziło się wiele brudu, ale u podstaw zostało pragnienie dobra, ostał się fundament, a jest nim Jezus Chrystus. Ten fundament, jak mówił już św. Paweł, nie może być zniszczony nawet przez śmierć. W końcowej części encykliki raz jeszcze wraca Papież do tego, że chrześcijańska nadzieja jest zawsze w istotny sposób nadzieją także dla innych; a dopiero wtedy staje się realną nadzieją i dla mnie samego…

Wspomniałem o duchowym i intelektualnym pokrewieństwie Benedykta XVI i Jana Pawła II. Bo fundamentem Obydwu jest On, Jezus Chrystus… Refleksja Benedykta XVI w encyklice o nadziei przywodzi na myśl słowa Jana Pawła II z Placu Zwycięstwa. Nie tylko te tyczące przeszłości, ale budzące nadzieję i poczucie odpowiedzialności za dziś i za jutro… „Trzeba iść po śladach tego, czym - a raczej Kim – na przestrzeni pokoleń był Chrystus dla synów i córek tej ziemi. I to nie tylko dla tych, którzy jawnie Weń wierzyli, którzy Go wyznawali wiarą Kościoła. Ale także dla tych, pozornie stojących opodal, poza Kościołem. Dla tych, wątpiących, dla tych sprzeciwiających się… Dzieje narodu zasługują na właściwą ocenę wedle tego, co wniósł on w rozwój człowieka i człowieczeństwa, w jego świadomość, sumienie, serce… Tego nie sposób ocenić bez Chrystusa". (Jan Paweł II, Plac Zwycięstwa, 2.06.1979).

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg