W subiektywnym przeglądzie prasy dziś o tym, co chrześcijańskie.
Niech każdy czyta współczesność jak chce, jak mu rozum i sumienie nakazuje, tylko proszę nie uzasadniać swoich odkryć i rewelacji językiem i chrześcijańskim i religijnym. To wybity wielkimi literami cytat z felietonu o. Tomasza Dostatniego OP w Gazecie Wyborczej. Cytat-pułapka. To prawda: język chrześcijański i religijny bywa nadużywany do celów zupełnie z religią niezwiązanych. Czasem nawet sprzecznych z wiarą. Na różnych płaszczyznach, zależnie od ideologii, która go wykorzystuje. Nie tylko prawicowej. Jak się postarać, to i liberalizm i komunizm znajdą „chrześcijańskojęzyczne” uzasadnienie.
Problem w tym, że żądanie, bym wyrzuciła chrześcijaństwo ze swojego myślenia jest absurdalne. Tym bardziej, im bardziej stanowi treść mojego życia. Mogę używać świeckiego języka, ale ostatecznie zawsze pod nim będzie podstawowy rdzeń: chrześcijańska wizja świata i człowieka. Nie jestem w stanie i – co ważniejsze – nie chcę się z takiego podejścia „kastrować”. A skoro tak, nie mogę tego żądać od innych. Nawet jeśli ich rozumienie chrześcijaństwa kłóci się z moim czy – nawet – kościelnym.
Nie ma i nie może być certyfikatów nadających prawo do używania „chrześcijańskiego języka”, na zasadzie podobnej do używania przymiotnika „katolicki”. Czasem szkoda. Ale to cena, którą trzeba zapłacić za chrześcijański rdzeń kultury.
W dzisiejszej prasie także sporo drobnych informacji „okołokościelnych” czy „okołochrześcijańskich”. Zbliża się Boże Narodzenie, więc w Dzienniku Zachodnim pojawia się temat opłatków. Które – jak przypomina ostatnie zdanie tekstu – mają zapewnić domowi dostatek i zdrowie. Zapewne podobnie jak ryż jedzony w Wigilię „na pieniądze”. Jeśli nie będzie końca świata w najbliższy piątek człowiek, który zapobiegawczo zgromadził go tonę (relacja również w Dzienniku Zachodnim) ma niepowtarzalną szansę bogactwa. Tylko czy da radę tyle zjeść akurat w tym jednym dniu?
Zwyczaje związane ze świętami zdradzają czasem kompletne pomieszanie tego co w naszej kulturze chrześcijańskie i zabobonne. Warto je oczyszczać z naleciałości. Niekoniecznie rezygnując z miłych zwyczajów.
To nie słowo i nie obrzęd decydują o tym, czy coś jest chrześcijańskie, czy nie. Ważny jest sens, który temu nadamy. Sens to coś, co zależy wyłącznie od nas i nie ma związku z okolicznościami.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
"Dar każdego życia, każdego dziecka", jest znakiem Bożej miłości i bliskości.
To już dziewiąty wyjazd Jałmużnika Papieskiego w imieniu Papieża Franciszka z pomocą na Ukrainę.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
„Organizujemy konferencje i spotkania pokojowe, ale kontynuujemy produkowanie broni by zabijać”.