Zalecałbym roztropność i nie popadanie w taką skrajność, jak opisana w Dziejach Apostolskich Gmina Jerozolimska, która tak de facto, to co miała przejadała. Nie doczekali się końca świata i musieli przyjść Rzymianie. O wiele bardzie odpowiada mi zasada Świętego Benedykta "módl się i pracuj" z akcentem położonym na ten spójnik 'i'.
No i jak się czymś zarządza, to trzeba to najpierw mieć. A żeby mieć - zgromadzić. Także nie ma tu sprzeczności. Ciekawe, swoją drogą, jak z popularną wizją franciszkowego pontyfikatu zgadza się określenie, że pierwsi chrzescijanie sprzedawali co mieli i składali pieniądze U STÓP apostołów... Ale to dygresja.
Nie wiem czy rozumuję poprawnie, ale ewangeliczne ubóstwo rozumiem jako brak zbytniego przywiązania do dóbr materialnych. By najważniejszy był Bóg, a nie dobra materialne czy pogoń za bogactwem, nadmierne uleganie chęci posiadania. Byśmy pamiętali, że niczego z tej ziemi na tamten świat nie zabierzemy i że lepiej "inwestować" w życie wieczne niż doczesne.
No właśnie jest i pycha pokory na pokaz i pycha ubóstwa na pokaz. Jak powiedział pewien kaznodzieja "pycha pychę pychą popycha" bo jesteśmy jakby w klatce z pychy, jest i z dołu i z góry i po bokach ale, jak nasz pocieszył, jest jeden moment wolności od tego, kiedy w momencie Konsekracji przenosimy się w czasie i przestrzeni na Golgotę pod Krzyż konającego Pana Naszego Jezusa Chrystusa.