Władze Chin chcą sprawdzić, czy Leon XIV będzie kontynuował pojednawczą politykę Watykanu.
Synodalność jest dla niego stałym stylem życia Kościoła z decydującą rolą Ducha Świętego.
Leon XIV jest głęboko przekonany o pilnej potrzebie głoszenia młodym Ewangelii.
"Czy to przypadek? Czy zbieżność? Na pewno jednak bardzo ciekawy szczegół".
W epoce Twittera, błyskawicznych komunikatów i chronicznego rozkojarzenia, stery Kościoła przejmuje skromny zakonnik, o którym można powiedzieć chyba wszystko tylko nie to, że jest celebrytą. Z medialnego punktu widzenia - klapa. Na głowę bodaj najważniejszej instytucji współczesnego świata wybrano starszego mężczyznę, który na mowę inauguracyjną wychodzi wyraźnie zestresowany i nieco spięty. Kto w Watykanie odpowiada za PR? - można by zapytać.
Z postury podobny do Piusa XII, nie żartuje jak Jan Paweł II, nie podnosi wysoko rąk w geście błogosławieństwa jak jego poprzednicy, jedynie delikatnie się uśmiecha. W pierwszej chwili konsternacja telewizyjnych ekspertów. Jak to, miał być kto inny. Młodszy, "liberalny", "reformatorski". A tu nieznany szerzej kardynał z Argentyny, podobno wielki przeciwnik aborcji, małżeństw homoseksualnych, asceta…
Dwa punkty widzenia
Wiadomość o wyborze papieża zastała mnie w momencie, w którym do późnego wieczora właściwie nie miałem dostępu do mediów. Później, po powrocie do domu, wszystko z nawiązką nadrobiłem. Fakt, który najbardziej mnie uderzył, to niesamowicie wyraźne, ale łatwe do przewidzenia zjawisko. Mianowicie tam, gdzie jeszcze do niedawna pełno było entuzjazmu i nadziei na ogromne zmiany na szczycie Watykańskiej hierarchii, po ogłoszeniu wyboru entuzjazm opadł. Większość dziennikarzy, którzy na konklawe przyjechali jak na polityczne show, nie miała do powiedzenia nic więcej ponad: "historyczny wybór" i "wielkie zaskoczenie".
Odwrotna sytuacja miała miejsce wśród wiernych. Na słowa "Habemus Papam" - radość. Później nieznane szerzej nazwisko i… cisza. Dziwna jak na miejsce i okoliczności. Z czasem jednak tam, gdzie wśród komentatorów zaczynało występować znudzenie, wierni coraz bardziej cieszyli się z wyboru, rozumiejąc, że wielkość człowieka nie zaczyna się i nie kończy na błyskotliwych grach językowych i gestach wykonywanych pod publiczkę.
Stare i Nowe
Spośród wielu niewiadomych, niezliczonych ciekawostek oraz wyliczanek, dla których ten pontyfikat już stał się wyjątkowym, jedna rzeczy wydaje się we wczorajszym wyborze najważniejsza - Watykan zmienia optykę. Było to widać wyraźnie po pierwszych gestach Franciszka, wiemy to również, znając już lepiej życie, które do tej pory prowadził.
Okazuje się, że to człowiek wielkiego formatu, który być może zaskoczy po równo wszystkie "frakcje" wewnątrz Kurii Rzymskiej. Sam sobie gotuje, jeździ na rowerze, a w zimę przesiada się do autobusów. Na rogach ulic Buenos Aires rozstawia chrzcielnice i po nominacji kardynalskiej zachęcił wiernych, by zamiast wydawać pieniądze na przylot do Rzymu, wydali je na ubogich i potrzebujących.
Gdzie są teraz wszyscy ci, którzy wieszczyli, że zasklepiony w sobie Watykan wybierze włoskiego kardynała, który utrzyma status quo? Zamiast tego otrzymaliśmy człowieka, który ewangeliczne ubóstwo i energię Nowego Świata, połączy z teologią i dostojeństwem Starego.
Ten wybór teoretycznie nikomu nie powinien być na rękę, a jednak się dokonał. Konklawe to nie współczesna adaptacja "Gry o Tron". Tutaj karty rozdaje Duch Święty, czego mieliśmy wczoraj dobitny przykład.
"Takie widzisz świata koło, jakie tępymi zakreślasz oczy". Nie głupi to zaobserwował, lecz sam Wieszcz. :-)
A srebrzysta mewa weszła już do historii pontyfikatu Franciszka bez naszego przyzwolenia. Ptaki są mądre.
Chwała Panu za tę radość!
Gość Niedzielny to przecież tygodnik. Nie trzeba naprawdę być geniuszem, żeby się domyślić, że gazeta musiała iść do druku przed środą, skoro w czwartki już bez problemu można ją dostać w parafiach i kioskach.
Po drugie, strony gosc.pl też Pan najwidoczniej nie widział na oczy w dniu wyboru nowego papieża, skoro Pan takie farmazony wypisuje.
Zdrowia życzę, szczególnie gałek ocznych
Ludu, jak nie 13stki, to mewy srebrzyste...
Papież Benedykt XVI jak co roku tradycyjnie (tym razem wspominając ofiary holocaustu) wypuszczał ze swego okna Gołębia Pokoju. Śnieżnobiały gołąbek wyleciał z papieskiego okna i już za chwilę został niespodzianie zaatakowany przez napastliwą, żądną krwi mewę (czy mewy polują na niewiele mniejsze od siebie ptaki? Czy je konsumują, czy robią to dla piór, czy dla jaj?). Szamotanina między ptakami trwała kilka minut, a widzowie w napięciu czekali wyniku tej bitwy. Nieustraszony gołąb to wyrywał się mewie, to ulegał jej sile, w wyniku czego został mocno poraniony i pozbawiony części upierzenia. Cały dramat rozegrał się we wschodniej pierzei placu św. Piotra. Spektakl był naprawdę pełen napięcia i trudno było przewidzieć koniec tego jednorundowego pojedynku. Ostatecznie ku radości wszystkich zebranych 1:0 dla Gołąbka Pokoju, który to wyrwał się ze śmiertelnego uścisku mewich szpon i odleciał, wywalczywszy wolność i życie.