Istnieją trzy możliwości, jak to się dalej potoczy: Pierwsza, Niemcy pod naciskiem Watykanu odpuszczą. Raczej mało prawdopodobne, niemiecki Kościół ma wielowiekową tradycję ignorowania zdania Watykanu. Druga, Niemcy zrobią swoje, a Watykan zwyczajnie się z tym pogodzi. Raczej prawdopodobne, tak było po odrzuceniu przez Niemcy i Austrię nauczania w kwestii antykoncepcji, do dziś za Odrą stosowanie antykoncepcji nie jest grzechem, a Stolica Apostolska przeszła z tym do porządku dziennego. Trzecia możliwość, to uznanie schizmy. Niemcy byliby w stanie to zrobić, po czym po paru latach rozpoczęliby z Watykanem "dialog ekumeniczny", stawiając warunek uznania braku celibatu i kobiet kapłanów w Niemczech. Na podobnych zasadach Kościół przyjmuje żonatych biskupów nawróconych z anglikanizmu. Opcja ryzykowna, ale możliwa, choć raczej wątpliwe jest, że papież Franciszek zechce pójść tą drogą. Mało który papież chce być zapamiętany jako ten, za którego pontyfikatu doszło do rozpadu Kościoła.
Ostatecznie, cokolwiek się nie stanie, to niemiecki Kościół rozpoczął już lawinę, której nie uda się zatrzymać, dyskusja będzie wracać.
Od razu pomyślałem, że młyny kościelne zbyt powoli mielą! Gdy już niemieckie umysły sie rozgorączkowały, dokumenty niemal przygotowane a diabeł odmiesięcy zaciera ręce, dopiero teraz reakcja od Piotra! Późno!
W latach sześćdziesiątych było tak samo. Paweł VI też nie reagował. Potem w 1989 Jan Paweł II również milczał. Niemiecki Kościół nie boi się papieży, ma w tym wielowiekowe doświadczenie.
Lekka korekta: Niemcy mówią o synodzie, który ma moc "doradczą" a de facto planowany jest sobór kościoła partykularnego, który ma podejmować demokratycznie) wiążące decyzje. Wszystkie decyzje takiego soboru musiałaby zatwierdzić stolica apostolska. Centralna Rada Niemieckich Katolików ZDK żąda od episkopatu, żeby decyzje planowanego synodu były wiążące. Dlatego jest to niezgodne z prawem kanonicznym.
W tym momencie waży się decyzja, czy Kościół pójdzie drogą intelektualnego nurtu teologii zachodniej, czy emocjonalną drogą wspólnot afrykańskich. W pierwszym przypadku Kościół zbliży się do protestantyzmu ewangelikalnego, w drugim do protestantyzmu pentekostalnego.
Zostanie jeszcze grupka ludzi próbujących zawrócić rzekę kijem, postulujących powrót do katolicyzmu trydenckiego, ale ich mało kto bierze na serio.
Dziękuję odpowiedzialnym za Kościół za te słowa do episkopatu niemieckiego; w tym za to wskazanie Ojca Świętego środków leczniczych : powrót do ewangelizacji + modlitwa, post, adoracja - trafione w punkt i bardzo uniwersalne dla wszystkich nas. Wierzę, że słowa te prędzej czy później wydadzą owoce - oby raczej wcześniej niż później. Chwała Panu, który działa w swoim Kościele. W tym dniu, dzisiaj (w Święto Podwyższenia Krzyża Świętego) w Polsce jest to mocno widoczne (Polska pod Krzyżem), a jest to też ważne przesłanie i pole działania Bożej łaski. Alleluja!
Protestantyzacja Kościoła Katolickiego jest bledną drogą, nie tylko teologicznie i logicznie. "Kościół" luterański traci "wiernych" dużo szybciej, niż KK, katolicy są dzisiaj największą grupą wyznaniową w DEU.
Niemiecka droga synodalna zbliża katolicyzm do protestantyzmu jedynie w sposób organizacyjny, a nie teologiczny, czy logiczny. Na drugim biegunie masz Kościoły afrykański i azjatycki, które według kolejnych papieży miały dać nowe życie katolicyzmowi, ale tam dopiero masz teologiczny miszmasz. Dlatego chyba lepiej postawić na wizję niemiecką, niż afrykańską.
Pierwsza, Niemcy pod naciskiem Watykanu odpuszczą. Raczej mało prawdopodobne, niemiecki Kościół ma wielowiekową tradycję ignorowania zdania Watykanu.
Druga, Niemcy zrobią swoje, a Watykan zwyczajnie się z tym pogodzi. Raczej prawdopodobne, tak było po odrzuceniu przez Niemcy i Austrię nauczania w kwestii antykoncepcji, do dziś za Odrą stosowanie antykoncepcji nie jest grzechem, a Stolica Apostolska przeszła z tym do porządku dziennego.
Trzecia możliwość, to uznanie schizmy. Niemcy byliby w stanie to zrobić, po czym po paru latach rozpoczęliby z Watykanem "dialog ekumeniczny", stawiając warunek uznania braku celibatu i kobiet kapłanów w Niemczech. Na podobnych zasadach Kościół przyjmuje żonatych biskupów nawróconych z anglikanizmu. Opcja ryzykowna, ale możliwa, choć raczej wątpliwe jest, że papież Franciszek zechce pójść tą drogą. Mało który papież chce być zapamiętany jako ten, za którego pontyfikatu doszło do rozpadu Kościoła.
Ostatecznie, cokolwiek się nie stanie, to niemiecki Kościół rozpoczął już lawinę, której nie uda się zatrzymać, dyskusja będzie wracać.
Gdy już niemieckie umysły sie rozgorączkowały, dokumenty niemal przygotowane a diabeł odmiesięcy zaciera ręce, dopiero teraz reakcja od Piotra!
Późno!
Niemcy wiedzą dokładnie na ile mogą sobie pozwolić.
Zostanie jeszcze grupka ludzi próbujących zawrócić rzekę kijem, postulujących powrót do katolicyzmu trydenckiego, ale ich mało kto bierze na serio.
Na drugim biegunie masz Kościoły afrykański i azjatycki, które według kolejnych papieży miały dać nowe życie katolicyzmowi, ale tam dopiero masz teologiczny miszmasz. Dlatego chyba lepiej postawić na wizję niemiecką, niż afrykańską.