Baba znaczy papież

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 14.05.2009 09:24

Środa 13 maja była dniem betlejemskim. Co ciekawe, w oficjalnym izraelskim programie pielgrzymki napisano tylko „wizyta w Betlejem" i nic więcej. Tak jakby ten dzień nie istniał dla Izraelczyków. Na każdym kroku przekonuję się, jak bardzo ta ziemia, Święta Ziemia, jest podzielona.

Palestyńczycy i liczni pielgrzymi (sporo Polaków i Chorwatów) przyjęli Benedykta niezwykle ciepło, spontanicznie. To może jakiś moment przełomowy tej pielgrzymki. Sporo było do tej pory oficjalnych, kurtuazyjnych spotkań. Msza w Jerozolimie zgromadziła około 3 tysięcy wiernych (organizatorzy bali się dać więcej zaproszeń). Msza w Betlejem była pierwszym tak ciepłym spotkaniem Papieża z wiernymi (około 5 tys.). Benedykt XVI wystąpił w swojej podstawowej roli – jako Pasterz swojej owczarni. Poczułem atmosferę znaną tak dobrze z papieskich pielgrzymek do Polski. Ojciec Seweryn Lubecki, franciszkanin, który jest szefem tutejszego domu pielgrzyma Casa Nova, podejmował Papieża obiadem. Mówił mi potem, że Benedykt XVI przywitał się z wszystkim pracownikami. – Był wyraźnie zadowolony, bo ludzie byli blisko niego. Powiedział to, na co ludzie czekali.

Powrót z Betlejem do Jerozolimy okazał się trudny. Najbliższy punkt kontrolny był zamknięty. Razem z Markiem Zającem bierzemy taksówkę do innego check-pointu. Palestyńczyk musi zatrzymać się kilkanaście metrów od posterunku. Przechodzimy kontrolę i stamtąd bierzemy taksówkę izraelską. Po drodze gadamy z taksówkarzami. Obaj mieli około 25 lat. Równoległe opowieści. Palestyńczyk mieszka w obozie dla uchodźców, jego rodzice mieli dom w Jerozolimie, ale zostali z niego wygnani, brat zginął zastrzelony przez izraelskich żołnierzy. – Oni zabierają nam naszą ziemię, nasze domy, musimy do nich strzelać. Opowieść taksówkarza żydowskiego nie tak dramatyczna. – Nie lubię tędy jeździć, tu jest niebezpiecznie, rzucają tu często kamieniami w samochody. Kto tu jest okupantem, a kto okupowanym, zależy od punktu widzenia. Tak widać musi być…

Widok muru ciągnącego się po horyzont, z wieżyczkami strażniczymi co kilkaset metrów, budzi najgorsze skojarzenia. Żal mi Palestyńczyków, staram się też rozumieć Żydów bojących się zamachów. Papież żegnając się z Betlejem nawiązał do muru berlińskiego, zapewnił, że mury nie trwają wiecznie, mogą zostać rozebrane. Nadzieja jest zawsze, choć po ludzku sądząc, szans na to nie ma najmniejszych. Ale kto wierzył przed 1989 roku, że komunizm tak szybko upadanie. Bóg jest zawsze większy, nasze podziały nie sięgają nieba.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..