Baba znaczy papież

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 14.05.2009 09:24

Środa 13 maja była dniem betlejemskim. Co ciekawe, w oficjalnym izraelskim programie pielgrzymki napisano tylko „wizyta w Betlejem" i nic więcej. Tak jakby ten dzień nie istniał dla Izraelczyków. Na każdym kroku przekonuję się, jak bardzo ta ziemia, Święta Ziemia, jest podzielona.

Betlejem leży na terenie Autonomii Palestyńskiej, od Jerozolimy oddziela je 8-metrowy betonowy mur. Kiedy rano udało mi się pokonać punkt kontrolny, zobaczyłem miasteczko udekorowane portretami Benedykta XVI i prezydenta Autonomii Mahmouda Abbasa, flagami watykańskimi i palestyńskimi (czarno-biało-zielono-czerwone). Nie było łatwo dostać się na plac przed Bazyliką Narodzenia. Akredytacja izraelska tutaj nie obowiązywała, konieczna była palestyńska, której nie miałem. Kiedy stałem bezradny przed bramką, na której mnie zatrzymano, zapytałem przechodzących sióstr, czy nie mają więcej biletów. Miały kilka. Uff, jestem na placu Żłóbka.

Ołtarz papieski bardzo skromny, na przeciwległym budynku wielka palestyńska flaga, napisy: „Palestyna wita posłańca pokoju”, przy ołtarzu wielkie zdjęcie Benedykta z prezydentem Autonomii. Po drugiej stronie rysunek Jerozolimy za drutem kolczastym i napis głoszący, że Jerozolima (po arabsku: Al-Quds) to stolica kultury arabskiej. Kilkanaście metrów od ołtarza, stoi minaret. Kiedy przed 10.00 pojawił się w automobilu papież, tłum zafalował. Viva il Papa! viva la Palestina! – gromkie okrzyki powitały papieża (po arabsku: Baba). Benedykta XVI powitał, podobnie jak w na Mszy w Jerozolimie, łaciński patriarcha abp Fouad Twal (pochodzi z Jordanii). Mocne słowa: „Twoja obecność, mówi nam, że nie jesteśmy sami na tej umęczonej ziemi… Ta ziemia potrzebuje pokoju i przebaczenia… Nasze serca muszą być oczyszczone z nienawiści…Dopóki będzie trwała separacja Betlejem o Jerozolimy nie znajdziemy pokoju…Bóg chce nas mieć wszystkich tutaj razem na jednej ziemi.” W kazaniu Papież zaraz na początku pozdrawia pielgrzymów ze Strefy Gazy, zapewniając o swojej solidarności z ich cierpieniami. Mocno brzmi wezwanie: „Nie lękajcie się!”.

Palestyńczycy i liczni pielgrzymi (sporo Polaków i Chorwatów) przyjęli Benedykta niezwykle ciepło, spontanicznie. To może jakiś moment przełomowy tej pielgrzymki. Sporo było do tej pory oficjalnych, kurtuazyjnych spotkań. Msza w Jerozolimie zgromadziła około 3 tysięcy wiernych (organizatorzy bali się dać więcej zaproszeń). Msza w Betlejem była pierwszym tak ciepłym spotkaniem Papieża z wiernymi (około 5 tys.). Benedykt XVI wystąpił w swojej podstawowej roli – jako Pasterz swojej owczarni. Poczułem atmosferę znaną tak dobrze z papieskich pielgrzymek do Polski. Ojciec Seweryn Lubecki, franciszkanin, który jest szefem tutejszego domu pielgrzyma Casa Nova, podejmował Papieża obiadem. Mówił mi potem, że Benedykt XVI przywitał się z wszystkim pracownikami. – Był wyraźnie zadowolony, bo ludzie byli blisko niego. Powiedział to, na co ludzie czekali.

Powrót z Betlejem do Jerozolimy okazał się trudny. Najbliższy punkt kontrolny był zamknięty. Razem z Markiem Zającem bierzemy taksówkę do innego check-pointu. Palestyńczyk musi zatrzymać się kilkanaście metrów od posterunku. Przechodzimy kontrolę i stamtąd bierzemy taksówkę izraelską. Po drodze gadamy z taksówkarzami. Obaj mieli około 25 lat. Równoległe opowieści. Palestyńczyk mieszka w obozie dla uchodźców, jego rodzice mieli dom w Jerozolimie, ale zostali z niego wygnani, brat zginął zastrzelony przez izraelskich żołnierzy. – Oni zabierają nam naszą ziemię, nasze domy, musimy do nich strzelać. Opowieść taksówkarza żydowskiego nie tak dramatyczna. – Nie lubię tędy jeździć, tu jest niebezpiecznie, rzucają tu często kamieniami w samochody. Kto tu jest okupantem, a kto okupowanym, zależy od punktu widzenia. Tak widać musi być…

Widok muru ciągnącego się po horyzont, z wieżyczkami strażniczymi co kilkaset metrów, budzi najgorsze skojarzenia. Żal mi Palestyńczyków, staram się też rozumieć Żydów bojących się zamachów. Papież żegnając się z Betlejem nawiązał do muru berlińskiego, zapewnił, że mury nie trwają wiecznie, mogą zostać rozebrane. Nadzieja jest zawsze, choć po ludzku sądząc, szans na to nie ma najmniejszych. Ale kto wierzył przed 1989 roku, że komunizm tak szybko upadanie. Bóg jest zawsze większy, nasze podziały nie sięgają nieba.