Sługa Boży Jan Paweł II - Karol Wojtyła - był przede wszystkim człowiekiem głębokiej modlitwy, który przez całe swoje życie pozostawał w osobistej relacji z Bogiem - powiedział kard. Camillo Ruini podczas zamknięcia diecezjalnego etapu procesu beatyfikacyjnego polskiego papieża.
Na prośbę internatów publikujemy cały tekst przemówienia kard. Ruiniego podczas uroczystości zamknięcia diecezjalnego etapu procesu beatyfikacyjnego polskiego papieża, które odbyła się 2 kwietnia w bazylice św. Jana na Lateranie - katedrze biskupa Rzymu - w obecności kilku tysięcy wiernych z Wiecznego Miasta i z zagranicy.
Podczas posiedzenia otwierającego tę diecezjalną fazę procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Sługi Bożego Karola Wojtyły - Jana Pawła II nakreśliłem krótki zarys jego życia. Dzisiaj, na posiedzeniu końcowym, odbywającym się w drugą rocznicę jego śmierci, z sercem poruszonym i wdzięcznym Bogu ośmielam się zaproponować krótką refleksję, niemal medytację na temat jego sylwetki duchowej, nie naruszając w żaden sposób tajemnicy, do której jako urzędnicy w tym procesie jesteśmy zobowiązani, lecz czerpiąc z tych źródeł, które dostępne są dla wszystkich.
Na początku, w centrum i na szczycie tego portretu musi znaleźć się osobista relacja Karola Wojtyły z Bogiem: relacja, która już w latach jego dzieciństwa jawi się jako silna, osobista i głęboka i która nie przestała potem wzrastać, umacniać się i przynosić owoce we wszystkich wymiarach jego życia. Mamy tu do czynienia z Tajemnicą: przede wszystkim z tajemnicą szczególnej miłości, z jaką Bóg Ojciec umiłował tego polskiego chłopca, zjednoczył go z sobą i zachował w tej jedności, nie szczędząc mu prób życia, co więcej, łącząc go wciąż od nowa z krzyżem własnego Syna, ale też obdarzając go odwagą umiłowania tego krzyża i mądrością duchową, aby przez ten krzyż dostrzegł własne oblicze Ojca. W pewności, że jest kochany przez Boga i w radości odwzajemniania tej miłości Karol Wojtyła znalazł sens, jedność i cel swego życia. Wszystkich, którzy go znali, z bliska czy choćby tylko z daleka, uderzało bowiem bogactwo jego człowieczeństwa, jego całkowitej realizacji jako człowieka, ale jeszcze bardziej rozjaśniający i znamienny jest fakt, że ta pełnia człowieczeństwa zbiega się u kresu z owym związkiem z Bogiem, innymi słowy z jego świętością.
Kiedy w pewnym sensie rozłożymy tę jedność na rozliczne aspekty, jakie się na nią składają, ukazuje się przede wszystkim ów prawdziwy dar, zamiłowanie i radość modlitwy, który Karol Wojtyła posiadał już od dzieciństwa i któremu pozostał zawsze wierny, aż po godzinę swego konania. Modlitwa ta miała, by tak rzec, dwa wymiary. Po pierwsze, był to wymiar czasu przeznaczonego wyłącznie na samą modlitwę, rozpoczynając dzień od porannej adoracji, Jutrzni i medytacji, następnie Mszy św. - dla niego "absolutne centrum życia i każdego dnia" - o czym zaświadcza nam jego sekretarz, obecnie kardynał Stanisław Dziwisz w książce "Świadectwo", której lekturę niech mi wolno będzie wszystkim polecić. Potem jeszcze modlitwa w kaplicy zaraz po obiedzie, w której tyle razy mogłem uczestniczyć, a dłużej jeszcze po popołudniowym wypoczynku, codzienne odmawianie całego Różańca - modlitwy, którą sobie upodobał, stała lektura Pisma Świętego, w każdy czwartek godzina święta, w każdy piątek Droga Krzyżowa� a przede wszystkim skupienie, co więcej, całkowite zapomnienie, w które pogrążał się Karol Wojtyła, kiedy się modlił.
Drugi wymiar jego modlitwy wyrażał się w niezwykłej łatwości, z jaką łączył ją z pracą, tak iż sama praca nie tylko była ofiarowywana Panu, lecz przenikała ją i przepajała modlitwa. Dwa świadectwa tego to klęcznik, na którym pracował i pisał w kaplicy arcybiskupstwa w Krakowie oraz fragmenty modlitw, którymi rozpoczynał i numerował strony swych rękopisów.
Modlitwa Karola Wojtyły - Jana Pawła II, tak głęboka i wewnętrznie osobista, była zarazem całkowicie eklezjalna, związana z tradycją i pobożnością Kościoła. Żyły w niej bowiem przede wszystkim trzy boskie Osoby Ojca bogatego w miłosierdzie, Syna wcielonego, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, Ducha uświęcającego i ożywiającego, ale również, i to w sposób przenikający Maryja, Matka, do której prawdziwie należał cały, ikona Kościoła i przewodniczka w pielgrzymce wiary. Wraz z Maryją Józef, którego nigdy nie oddzielał od Niej i od Jezusa, i którego imię z radością nosił po imieniu Karol. W jego modlitwie obecny był cały zastęp osób, każdej narodowości i stanu, które zwracały się do niego, by otrzymać pomoc od Boga, zdrowie fizyczne czy duchowe dla siebie i dla najbliższych: dlatego Papież przechowywał w szufladce klęcznika prośby, jakie do niego docierały, aby osobiście przedkładać je Panu.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.