Bergoglio odrzucony

Już raz Franciszek był odrzucony przez swoich. Kawiorowym jezuitom argentyńskim nie podobał się konserwatyzm ich przełożonego. Choć to za jego rządów jezuici przeżywali boom powołaniowy. Mimo to Bergoglio został skazany na banicję.

Studenci jezuiccy uwielbiali u Bergoglia głębokie zrozumienie duchowości ignacjańskiej, które dzięki jego umiejętnościom mogło być też ich udziałem. Był oczytany i miał przenikliwy, systematyczny umysł, ale kierował się również instynktem. O ile Rossi pisze, że stanowił „połączenie ascety z pustyni z błyskotliwym menedżerem”, Nardín mówi, że był „bardzo sprytnym świętym, zdolnym i zaradnym. To nietypowe połączenie”. Miał autorytet. „Był urodzonym przywódcą” – mówi Gómez. „Całe jego myślenie było myśleniem lidera”. I przytacza przykład – zdolność przykrawania talentów wymaganych przez zadanie do umiejętności wykonawców, takiego pokombinowania, aby ich zdolności i temperamenty w sumie dały to, czego potrzebował. „Ludzie zarządzający wiedzą, jak to robić” – mówi Gómez, który później miał być prowincjałem.

Bergoglio miał swoje czułe oblicze, ale też i drugie – nieprzeniknione, niepokojące. Cechował go intuicyjny dar poznawania, czytania w ludzkich sercach, który mnisi nazywają z grecka kardiognosis. „On po prostu znał człowieka” – mówi Rossi. „Słyszał to, czego się nie powiedziało”. Rossi dodaje, że Bergoglio „rozeznaje intuicyjnie, a to może zbijać z tropu. Może pomóc w dwie minuty podjąć decyzję, o której nawet nie zacząłeś myśleć. Nie jest nieomylny, ale zwykle ma rację”. Lubił wychodzić poza utarte schematy. Gómez mówi, że Bergoglio szuka albo punktu między skrajnościami, albo stanowiska poza podziałami i podkreśla pewniki, do których wszyscy mogą się przyznać. Wspomina, jak Bergoglio był szczęśliwy po konferencji w Máximo, bo rzucił wyzwanie na równi „lewicy” i „prawicy”. Inni opowiadają, że nie ma nabożeństwa do autorytetów i zawsze testował granice tradycji kościelnej, nigdy jej jednak nie przekraczając.

Konflikt z braćmi
Napięcie między Bergogliem i jezuitami z CIAS bynajmniej nie było powierzchowne. Ci drudzy nie znosili Bergoglia za to, że miał i próbował narzucić własną wizję świętego Ignacego i tożsamości jezuickiej. Widzieli – nie mylili się – że Bergoglio zastąpił ich własny, „postępowy” model odnowy jezuickiej innym, który uważali – i tu już ograniczały ich uprzedzenia – za wsteczny. José María Poirier, wydawca „Criterio”, powiada: „Był krytykowany za prezentowanie bardzo osobistej wersji spuścizny po Ignacym, niemało było takich, co krytykowali go za zniekształcenie tego dziedzictwa”. Wydawało się, że Bergoglio jest znikąd – młodzieńczy prowincjał z niższej klasy średniej, nawet bez doktoratu z teologii – a wszystko postawił na głowie. To nie podobało się zazwyczaj niemłodym, wykształconym jezuitom z klasy wyższej zaludniającym CIAS, zwłaszcza z powodu sukcesu w pozyskiwaniu i wychowywaniu licznych powołań, co oznaczało, że obecnie kształtuje całą przyszłość prowincji.

Jezuici pamiętają ówczesną rywalizację między Colegio Máximo i CIAS, za którą kryły się dwie przeciwstawne interpretacje tego, co znaczy być synem św. Ignacego. Dla młodszych jezuitów w Máximo ci z CIAS byli lewakami pijącymi whisky, kawiorowymi socjalistami głoszącymi kazania o biedzie, ale takimi, co nie skalali się kontaktem z ubogimi. „Wszystko dla ludu, ale nic z ludem” – jak głosił prześmiewczy slogan Bergoglia. Będąc jeszcze prowincjałem, napisał do CIAS, cytując orędzie ojca Arrupe z 1977 roku, w którym mowa była o wadze kontaktu z rzeczywistością i doświadczeniem życiowym ubogich: „Jeżeli tego zaniedbamy, możemy stać się oderwanymi ideologami lub fundamentalistami, a to nie jest zdrowe”. Tak napisał Arrupe.

Z punktu widzenia CIAS natomiast Colegio Maximo Bergoglia wyglądało jak staromodna szkoła drylu dla przyszłych proboszczów, trącąca mocno antyintelektualizmem w stylu plebejskiego sloganu peronistów: „Tak dla sandałów, nie dla książek!”. To uderzające, jak często krytycyzm wobec Bergoglia wyrażano w oświeceniowym dualizmie postęp–wstecznictwo.

Banita
W końcu za lekarstwo na napięcia zaczęto uznawać banicję Bergoglia i zakonników uważanych za jego oddanych zwolenników. W kwietniu 1990 roku rektor Máximo, były współpracownik Bergoglia Ernesto López Rosas – przypuszczalnie wykonując rozkaz – nagle zdjął go ze stanowiska, odbierając mu jego katedrę. Słuchacze popularnych wykładów Bergoglia z teologii pastoralnej dowiedzieli się, że on już tego nie będzie uczył. Został poproszony o zwrócenie klucza do pokoju w Máximo. Miał już nigdy nie wrócić do kolegium, które było jego domem przez większość minionego ćwierćwiecza.

Ci, których uznano za jego najbliższych zwolenników, zostali wysłani za granicę. „Wszyscy jezuici, którzy w swoim czasie mieli silne więzi z Bergogliem, zwykle ludzie bardzo zdolni, zostali wysłani do Europy albo – o ile było to możliwe – kazano im zająć się pracą naukową” – wspomina współpracownik Zorzína García-Mata. Wśród „wygnanych” znalazł się Miguel Yáñez, który obecnie wykłada teologię moralną na rzymskim Uniwersytecie Gregoriańskim i zasiada w powołanej przez papieża Franciszka komisji do spraw wykorzystywania seksualnego. Sam Bergoglio został wysłany do domu zakonnego w śródmieściu Córdoby.

Kryzys po odrzuceniu
Bergoglio dwa lata – od czerwca 1990 do maja 1992 roku – spędził w pokoju nr 5 jezuickiej Residencia Mayor w centrum ślicznego kolonialnego górskiego miasta Córdoba. Tam odprawiał msze, słuchał spowiedzi, czytał książki, pisał odręcznie listy. Jego głównym zajęciem dzień po dniu było spowiadanie. Spędzał wiele godzin, słuchając o udrękach i wstydliwych czynach studentów i profesorów uniwersytetu, a także ludzi z barrios, którzy przejeżdżali do śródmieścia, bo ich księża byli za bardzo zajęci odprawianiem mszy niedzielnych, żeby jeszcze wysłuchiwać spowiedzi. Bergoglio nigdy wcześniej nie przeznaczał tyle czasu na to, aby być przekaźnikiem przebaczenia i miłosierdzia. To go zmiękczało, utrzymywało w bliskości pueblo fiel i dystansowało od własnych kłopotów.

Ale był to czas zmagania, czas oczyszczenia – jak potem opowiadał ojcu Spadaro – czas „wielkiego kryzysu wewnętrznego”. Wszedł w cierpienia wieku średniego, odsłaniające bezowocność jego egzystencji. Przez pewien czas Bergoglio źle spał i mało jadł. Bywał pobudzony i nader wrażliwy. Spędzał całe godziny, wyglądając z okna. „Myśleliśmy, że jest chory” – wspomina ojciec Carlos Carranza. Przejęty lekarz, który zajmował się jezuitami, przyniósł mu medalik Matki Bożej z Guadalupe, przywieziony z bazyliki w Meksyku. „Kiedy mu to dałem – wspominał Selva Tissera – Bergoglio miał łzy w oczach i założył łańcuszek na szyję” (...).

Bergoglio doszedł do wniosku, że wobec pewnych kryzysów ludzie są bezradni, a „dogłębna bezsiła” zmusza do Bergoglio odrzucony   przyjęcia „łaski milczenia”. Zauważył, że św. Ignacy uważa pokusy ambicji i braku ubóstwa za główne przyczyny podziałów wewnątrz zakonu, bo pokusa jest filtrowaniem planów Bożych przez własne schematy i metody. Tym dwóm przyczynom z kolei towarzyszą postawy nieufności i podejrzliwości prowadzące do triumfalizmu i duchowej światowości. Triumfalizm – pisał Bergoglio – jest sposobem omijania krzyża przez przywiązanie do „postępu (lub jego pozorów), technicyzacji Ducha, cocacolizację życia religijnego i zakonnego”.

***

Fragment książki Austena Ivereigha „Prorok. Biografia Franciszka, papieża radykalnego”, Wydawnictwo Niecałe, 2015 r.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama