Z Kościołem skupionym na samym sobie dzieje się to samo, co ze skupionym na samym sobie człowiekiem: dotyka go swoista paranoja, autyzm. Publikujemy fragment wywiadu-rzeki z kard. Jorge Bergoglio, obecnym papieżem Franciszkiem. Książkę "Jezuita" wydał Dom Wydawniczy Rafael.
Jak to?
- Jeśli jakiś Kościół lokalny ogranicza się do zarządzania różnorodnymi zadaniami parafii i żyje zamknięty w swojej społeczności, dzieje się z nim to samo, co z pozostającym w zamknięciu człowiekiem: ulega fizycznej i umysłowej atrofii albo zaczyna niszczeć, jak zaryglowany pokój, w którym rozprzestrzenia się pleśń i wilgoć. Z Kościołem skupionym na samym sobie dzieje się to samo, co ze skupionym na samym sobie człowiekiem: dotyka go swoista paranoja, autyzm. To prawda, że gdy człowiek wychodzi na ulicę, może mu się przydarzyć jakiś wypadek. Ja jednak sto razy bardziej wolę Kościół uszkodzony na skutek wypadku, niż Kościół złożony chorobą. Innymi słowy, myślę, że Kościół, który ogranicza się do spraw administracyjnych, do utrzymania swego niewielkiego stada, to Kościół, który po pewnym czasie zaczyna chorować. Pasterz, który się zamyka, nie jest prawdziwym pasterzem owiec; jest kimś w rodzaju „fryzjera”: robi owcom piękne loki na włosach, zamiast iść szukać innych.
Jak można to, o czym mówi Ksiądz Kardynał, wprowadzić w czyn na przykład w dużych miastach, takich jak Buenos Aires?
- Jakiś czas temu powiedziałem pewnemu dziennikarzowi, że według wyników badań socjologów religii strefa wpływów parafii rozciąga się w promieniu sześciuset metrów wokół niej. W Buenos Aires odległość między parafiami wynosi zazwyczaj około 2000 metrów. Dlatego zasugerowałem kiedyś księżom, by wynajęli garaż, i jeśli znajdą odpowiedniego świeckiego, niech go tam wyślą. Niech pobędzie trochę z ludźmi, niech im głosi katechezę, a nawet udzieli Komunii Świętej chorym lub tym, którzy są na to gotowi. Jeden proboszcz powiedział na to, że jeśli tak zrobi, to parafianie nie przyjdą już nigdy na Mszę Świętą. „Jak to! – krzyknąłem i zapytałem: – A teraz dużo ich przychodzi?”. „Nie” – przyznał. Wyjście do ludzi oznacza także wyjście z samych siebie, z obszaru własnych przekonań, jeśli te stają się przeszkodą, jeśli zamykają horyzont, którym jest Bóg; oznacza stanąć w postawie słuchania. W każdym razie księża dobrze wiedzą, co należy do ich obowiązków.
Mówi Ksiądz, że omawiana kwestia dotyczy również świeckich...
- Właśnie tak. Jak mówiłem włoskiemu dziennikarzowi, problem polega na klerykalizacji. Księża bowiem często klerykalizują świeckich, a świeccy chcą być klerykalizowani. Mamy tu do czynienia ze współudziałem w grzechu. A świeccy posiadają potencjał, który nie zawsze jest dostatecznie wykorzystywany. Pomyślmy, że aby wyjść do ludzi, czasem wystarczy sam chrzest. Przypominają mi się chrześcijańskie wspólnoty w Japonii pozbawione kapłanów przez ponad 200 lat. Gdy misjonarze wrócili do tego kraju, okazało się, że wszyscy członkowie wspólnot są ochrzczeni, „zkatechizowani”, żyją w ważnie zawartych związkach małżeńskich. Co więcej, misjonarze dowiedzieli się, że wszyscy zmarli mieli pogrzeb katolicki. Wiara przetrwała nienaruszona dzięki darom łaski, które napełniły radością życie świeckich; a oni przyjęli tylko chrzest i żyli na co dzień swoją misją apostolską.
Prawdą jest też, że kiedyś mieliśmy społeczeństwo bardziej stabilne pod względem religijnym, składające się z „wiernych jeńców”, którzy odziedziczyli wiarę i w większym czy mniejszym stopniu słuchali wskazówek Kościoła. Dziś „rynek religijny” jest bardziej konkurencyjny, a ludzie częściej kwestionują zasady związane z daną religią.
- Kilka miesięcy temu ogłosiliśmy w Buenos Aires wytyczne mające na celu propagowanie chrztu, które dotykają także tego problemu. Chciałbym przeczytać fragment wprowadzenia: „Kościół w epoce, której model kulturowy zapewniał mu uprzywilejowaną pozycję, przywykł do tego, że jego wrota były otwarte dla każdego – ale dla każdego, kto do nas przychodził lub nas szukał. Funkcjonowało to dobrze w społeczności zewangelizowanej. Ale w obecnej sytuacji Kościół musi przekształcić swoje struktury i metody duszpasterskie, tak aby nabrały charakteru misyjnego. Nie możemy zachowywać «układu klientelistycznego», oznaczającego bierne oczekiwanie na «klienta», wiernego. Musimy dysponować strukturami, które pozwolą nam iść tam, gdzie jesteśmy potrzebni, tam, gdzie są ludzie; iść do tych, którzy – choć tego pragną – nie zbliżą się do struktur i form przebrzmiałych, nieodpowiadających ich oczekiwaniom ani wrażliwości. Musimy dokonać twórczej analizy tego, w jaki sposób stajemy się obecni w różnych grupach społecznych, a potem sprawić, by parafie i liczne instytucje kościelne prowadziły do tych właśnie środowisk. Trzeba dokonać rewizji wewnętrznego życia Kościoła, po to, by wyjść ludowi Bożemu naprzeciw. Reforma duszpasterska wzywa nas do przejścia z Kościoła «porządkującego wiarę» do Kościoła «przekazującego i dającego wiarę»”.
Oznacza to zmianę mentalności...
- Oznacza to Kościół misyjny. Pewien wysoko postawiony przedstawiciel Kurii Rzymskiej, który wcześniej przez wiele lat był proboszczem, powiedział mi kiedyś, że znał nawet imiona psów swoich parafian. Nie pomyślałem wtedy, że ma dobrą pamięć, ale że jest dobrym księdzem. „Nawet jeśli zostaniesz kardynałem, nie przestaniesz być tym, kim jesteś” – powiedziałem mu. Tak było. Mogę przytoczyć wiele takich przykładów. Kardynał Casaroli, będąc sekretarzem stanu Stolicy Apostolskiej, w każdy weekend odwiedzał dom poprawczy. Jeździł tam zawsze autobusem, w sutannie, trzymając w ręku swą teczuszkę. Pewien jezuita, który bardzo lubił odwiedzać więzienia, opowiedział mi kiedyś, że podczas jednej z pierwszych takich wizyt z zaskoczeniem obserwował gorliwość apostolską kapłana, który uczył młodocianych więźniów katechezy, a nawet grał z nimi w różne gry. Zrobiło to na owym jezuicie tak wielkie wrażenie, że zaczął się u niego spowiadać. Po pewnym czasie odkrył, że tym kapłanem był... Casaroli!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.