Były dwa konklawe
Media w swoim żywiole. HENRYK PRZONDZIONO / Foto Gość

Były dwa konklawe

PAP

publikacja 09.05.2025 07:21

To było moje trzecie konklawe - wspomina korespondentka PAP w Rzymie i Watykanie Sylwia Wysocka. Jak podkreśla, wyborowi papieża towarzyszyło ogromne zainteresowanie mediów i w efekcie odbywały się dwa konklawe: jedno w Kaplicy Sykstyńskiej, a drugie było medialne.

W podsumowaniu zakończonego w czwartek po dobie konklawe, na którym wybrano Leona XIV, trzeba uwzględnić czynnik ludzki, jakim jest ogromne zmęczenie pracujących na stałe w Rzymie watykanistów. Przez ponad dwa miesiące, od 14 lutego, relacjonowaliśmy chorobę i rekonwalescencję papieża Franciszka. To był dla nas trudny, obciążający czas: briefingi w Watykanie nawet dwa razy dziennie, nerwowe tygodnie, w których dowiadywaliśmy się, że stan papieża jest krytyczny i trwa walka o jego życie. Po wyjściu papieża ze szpitala pojawił się pewien optymizm, a jego lekarz z Polikliniki Gemelli oceniał w telewizji RAI, że jego powrót do zdrowia jest "zdumiewający". Cztery dni później Franciszek zmarł.

Do Rzymu przyjechało kilka tysięcy wysłanników mediów z całego świata. Dołączyli do grupy kilkuset akredytowanych na stałe w Watykanie korespondentów. Dla tych, którzy nie zajmują się na stałe tematyką kościelną, watykaniści byli źródłem wiedzy.

Watykańskie biuro prasowe, nasze stałe miejsce pracy w pobliżu placu Świętego Piotra, najpierw po śmierci papieża 21 kwietnia, a następnie przed konklawe przeżyło oblężenie, jakiego jeszcze nie widziałam. Przed biurem, pod arkadami, od rana do późnego wieczora stała długa kolejka wysłanników mediów z całego świata po akredytacje. Niektórzy czekali nawet kilka godzin.

Pracownicy biura prasowego - Sala Stampa - działali w niesłychanie trudnych warunkach i pod wielką presją czasu. Machina organizacyjna rozpatrywania kilku tysięcy wniosków o akredytacje i ich wydawania wymagała coraz większej liczby rąk do pracy. Zaprzyjaźniony pracownik biura prasowego Tiziano, którego żegnaliśmy parę tygodni wcześniej, gdy odchodził na emeryturę, wrócił w trybie pilnym, by pomóc.

W błyskawicznym tempie oddano do dyspozycji przybyłych ze świata wysłanników drugie centrum prasowe, również w pobliżu placu Świętego Piotra. Zanim w środę rozpoczęło się konklawe, w obu centrach panował ogromny tłok, były kłopoty z internetem.

Rosnące zainteresowanie mediów towarzyszyło codziennym, odbywającym się za zamkniętymi drzwiami kongregacjom, czyli naradom kardynałów, zwanym też prekonklawe. Zwoływane są w okresie wakatu (sede vacante) w Stolicy Apostolskiej. Spotkania relacjonował każdego dnia dyrektor biura prasowego Watykanu Matteo Bruni.

Na kardynałów wchodzących na obrady i wychodzących z nich czekały tłumy dziennikarzy. Niektórzy purpuraci przemykali w milczeniu, inni zatrzymywali się i udzielali krótkich wywiadów. Najbardziej rozmowni byli ci, którzy z racji wieku nie mogli wziąć udziału w konklawe.

Niemal do ostatniej chwili, do wtorku, czekaliśmy na wiadomość z Watykanu, kiedy - tak jak przed konklawe w 2013 roku - dziennikarze akredytowani przy Stolicy Apostolskiej będą mogli wejść do Kaplicy Sykstyńskiej i zobaczyć przygotowania do konklawe. Takie wizyty w małych grupach zorganizowano nam 12 lat temu na kilka dni przed konklawe, które wybrało Franciszka. Byłam tam wtedy.

Widziałam stolarzy ustawiających stoły dla kardynałów elektorów, robotników przybijających tkaninę do drewnianych podestów oraz dwa piece do palenia kart do głosowania i wypuszczania dymu. Słuchać było wiertarki i młotki, czuć było zapach kleju, a pochłonięci pracą ślusarze i elektrycy nie zwracali uwagi na błysk fleszy i skierowane w ich stronę obiektywy kamer.

Tym razem jednak nie weszliśmy do Kaplicy Sykstyńskiej. Zadecydowały o tym zapewne względy logistyczne, napięty harmonogram, a także duża liczba dziennikarzy. Przydatne okazały się zatem wspomnienia z tamtej wizyty. Wielu wysłanników mediów pytało nas o prace prowadzone w kaplicy z freskami Michała Anioła.

Im bliżej było do konklawe, tym częściej sacrum łączyło się z profanum.

Kiedy w przeddzień konklawe biegłam do biura prasowego Watykanu na briefing prosto z konferencji Igi Świątek na kortach tenisowych Foro Italico, zostałam zatrzymana na via della Conciliazione przez kilkuosobową grupę z kamerą telewizyjną. Widząc moją akredytację, ludzie ci zapytali mnie, czy Watykan poinformuje nas od razu za pośrednictwem jednego z komunikatorów o wyborze papieża.

Było to pewnie jedno z najdziwniejszych pytań, jakie słyszeli też inni dziennikarze. Wysłannicy na konklawe dowiedzieli się bowiem, że Stolica Apostolska przesyła tylko akredytowanym dziennikarzom ważne informacje właśnie przez komunikator, i sądzili, że tak samo będzie w przypadku wyboru papieża.

Zdarzyło mi się tłumaczyć niektórym osobom ze świata mediów ery pełnego rozkwitu cyfryzacji, portali i wszechobecnych mediów społecznościowych, że jedynym sposobem, w jaki kardynałowie zamknięci w Kaplicy Sykstyńskiej komunikują się ze światem, jest dym unoszący z komina.

"Who will win (kto wygra)?" - zapytał dziennikarz, który podszedł do mnie z mikrofonem na schodach biura prasowego. Nie wiem, czy moja odpowiedź została wyemitowana, bo zażartowałam: "Mam nadzieję, że Inter". Tego dnia wieczorem piłkarski klub z Mediolanu grał w półfinale Ligi Mistrzów z Barceloną.

To było również pierwsze konklawe ery AI. Po sieci krążyły krótkie filmiki wygenerowane przez sztuczną inteligencję, przedstawiające tańczących kardynałów i zakładających białe szaty.

Jeden z polskich dziennikarzy zapytał mnie w przeddzień inauguracji konklawe, czy mam przygotowane sylwetki papabili, czyli kardynałów uważanych za faworytów konklawe. Wyjaśniłam, że należałoby przygotować ich co najmniej 20 i to bez żadnej pewności, że dobrze się trafi.

Wyjątkowość tego wyboru papieża, w odróżnieniu od dwóch poprzednich w 2005 i 2013 roku, polegała na tym, że z każdym dniem wydłużała się lista kardynałów z szansami na wybór. Podczas gdy po śmierci Jana Pawła II i rezygnacji Benedykta XVI faworytów było kilku, teraz przybywało ich z każdym dniem.

Wybór kardynała Josepha Ratzingera 20 lat temu wydawał się od początku przesądzony i łatwy do przewidzenia, ale kardynał Jorge Bergoglio w 2013 r. był całkowitym zaskoczeniem.

Teraz wśród doświadczonych watykanistów dominowało przekonanie, że nie należy spodziewać się wyboru jednego z kilku murowanych papabili, ale kogoś z drugiego albo trzeciego szeregu kandydatów. Tam umieszczano najczęściej kardynała Roberta Prevosta z USA.

Konklawe były dwa: to w Kaplicy Sykstyńskiej i medialne. Włoska prasa i telewizja codziennie przez wiele dni publikowały wydłużającą się listę papabili, a nawet regularnie dokonywały na nich roszad, informując, czyje notowania spadły, a czyje poszły w górę. Czasem zdjęcie kardynała Pietro Parolina spadało na niższą pozycję, niekiedy do góry pięła się fotografia kardynała Matteo Marii Zuppiego albo Pierbattisty Pizzaballi.

W mediach społecznościowych pojawiały się również fake newsy. Jednym z nich, uznanym za próbę wywołania zamętu i być może osłabienia kandydatury kardynała Parolina, była wiadomość o tym, że zemdlał w czasie jednej z kongregacji. Podały ją też różne media, powołując się na rzekomo znaną "watykańską dziennikarkę". Rzecznik Watykanu zdementował te doniesienia.

W sieci pojawiły się też fałszywe konta niektórych kardynałów z wpisami, które były cytowane bez weryfikacji. Dotyczy to między innymi konta kardynała Prevosta. Niektórzy dziennikarze wysłali mu tam gratulacje z okazji wyboru. Konto na platformie X zostało zawieszone, ponieważ - jak wyjaśniono - narusza zasady serwisu.

Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona

Reklama

Reklama