Chen Guangcheng, niewidomy obrońca życia nienarodzonych z Chin, znajduje się już wraz z najbliższą rodziną w USA.
Opinia publiczna w Stanach Zjednoczonych i na świecie śledziła niezwykła odyseję Chena. Ten kaleki prawnik-samouk zdemaskował okrucieństwo masowych, przymusowych aborcji dokonywanych w ramach chińskiej polityki jednego dziecka. Był za to prześladowany, a ostatnio przetrzymywany w areszcie domowym. Miesiąc temu Chenowi udało się zbiec do amerykańskiej ambasady w Pekinie. Wywołało to kryzys dyplomatyczny. W efekcie Chen opuścił ambasadę i udał się do pekińskiego szpitala, gdzie - według zapewnień - miał przy nim czuwać przedstawiciel dyplomacji USA. Nie czuwał. Jednak nacisk amerykańskiej opinii publicznej, a także rządów USA, Kanady, Szwajcarii i Francji, spowodował, że Chiny zgodziły się wypuścić Chena z kraju wraz rodziną. Oficjalnie pojechał do USA na zaproszenie nowojorskiego uniwersytetu.
Chen, jego żona i dwoje dzieci są więc bezpieczni. Nie można tego jednak powiedzieć o jego przyjaciołach i dalszej rodzinie. Jeden z jego krewnych został oskarżony przez chińskie władze o umyślne zabójstwo. Grozi mu śmierć.
Oto wypowiedź Chena na lotnisku w Newark w stanie New Jersey:
Syn zmarł 18 lat temu, „lecz wydaje się, jakby to było wczoraj”.
"Niech z waszych rodzin, wspólnot parafialnych i diecezjalnych płynie przykład miłości..."
W komunikacji medialnej będzie teraz jak włoski, angielski czy hiszpański.
Głód bywa dziś już traktowany jako coś w rodzaju „muzyki w tle”, do której się przyzwyczailiśmy.
To nie tylko wydarzenie religijne, ale też publiczne świadectwo wiary.