Komentarze do materiału/ów:
„Czuliśmy, że Chrystus naprawdę jest wśród nas. Był prawdziwym pasterzem”.
Papieski Instytut Muzyki Sakralnej przygotowuje serię krótkich filmów instruktażowych.
Proprefekt Dykasterii ds. Ewangelizacji opowiada o swoim doświadczeniu konklawe.
Leon XIV przypomniał, że papieska dyplomacja jest wyrazem troski o każdego człowieka.
Setki tysięcy osób na inauguracji pontyfikatu, orszakach i imprezach sportowych.
Parafie na północy Włoch przetrząsają swoje archiwa w poszukiwaniu przodków papieża.
Horror, co się dzieje w Kościele
Pan Tadeusz wystarczająco nakreślił kwestię zakresu odpowiedzialności. Ja chciałbym się odnieść do innych Pani stwierdzeń.
1. Ogólnie. Wiara nasza nie jest wiarą emocji. Cel który stoi przed chrześcijaninem to nie jest jego dobre samopoczucie, czy wygodne życie. Ja zaświadczam, że na mojej drodze wiary bardzo edukacyjne dla mnie były negatywne przykłady ludzi, którzy pozbawili się życia sakramentalnego. Patrząc na nich bałem się znaleźć w podobnym stanie a ta obawa motywowała mnie do życiowej rozwagi w ogóle a w sprawach wiary w szczególności. Bo to jest tak, że Bóg nawet ze zła jest wstanie wyprowadzić dobro (co nie znaczy, że wolno mi pozwalać sobie grzeszyć z tego powodu, bo grzech zawsze szkodzi - co najmniej dopuszczającemu się go). Tutaj, to że takiemu dziecku będzie przykro, może być okazją dla Ducha Świętego, żeby się czegoś to dziecko nauczyło (i to jest postawa wiary a nie rozmiękczanie wymagań moralnych). Znakomita większość z nas na drodze ku Bogu ma tylko jedno narzędzie naturalne - sumienie. A to sumienie jest "wewnętrznym glosem ROZUMU". Tak je więc należy kształtować (i to jest ogromne zadanie KK), by opierało się na racjach rozumowych a nie emocjonalnych. Dlatego zgadzam się z postem "abc", bo widzę że ów kardynał w swej argumentacji idzie w stronę argumentacji emocjonalnej.
2. "Może warto zastanowić się nad dobrem tego dziecka, któremu jest bardzo przykro w takich chwilach."
Po pierwsze: jakie konkrentnie dobro takiego dziecka ma Pani na myśli?
Po drugie: Są dobra ważniejsze niż brak smutku. Takie dziecko takie dobra wążniejsze posiada. Mianowicie, posiada Łaskę Uświęcającą (czyli życie wieczne w kochającym Bogu - dla chrześcijanina dobro najważniejsze) i w znaku niedopuszczenia jego matki do komunii posiada dobro w postaci drogowskazu, czego unikać by życia wiecznego w Bogu nie utracić. Oba wymienione dobra ja oceniam jako ważniejsze od braku smutku.
3. "A gdy Matka jest "panną" nie była wcześniej w związku małżeńskim tylko ojciec jest rozwodnikiem".
Kobieta biorąca za męża rozwodnika wie o tym i jeśli za niego wychodzi to dopuszcza się cudzołóstwa. (Mężczyzna analogicznie) Jeśli zaś taki mężczyzna zataił przed nią fakt bycia rozwodnikiem, to takie małżeństwo jest nieważna - nie ma żadnego małżeństwa między tymi dwojga.
4. Problem z "niesakramentalnymi" jest, wg mnie i taki (i to on wg. mnie jest przeszkodą główną w ich nawróceniu), że potrzeba zaspokojenia popędu seksualnego (jako taka przez Boga nam dana), stoi dziś w naszej cywilizacji na piedestale dóbr niezbywalnych i takich, których nie zaspokoić się nie da. A to nie jest prawda. Po pierwsze: mozna żyć we wstrzemięźliwości seksualnej (wiem, że niełatwo, ale to jest możliwe, co więcej z wiekiem i postępującym wyćwiczeniem coraz łatwiej) i uniknąć życia w konkubinacie. Po drugie: popęd seksualny jest nam przez Boga dany po coś. Ale współczesna kultura (już ani trochę ascetyczna lecz wręcz bezgranicznie konsumpcyjna) zanegowała już dawno w społecznej świadomości obydwa wspomniane fakty. Dlatego KK nie może się w tym zakresie cofnąć z wymaganiami ani na krok, bo jest jedyną instytucją edukującą w tym zakresie. Jeśli Kościół uczy "nie współżyj przed ślubem" to zachęca człowieka do ascezy, która pozwoli mu dojrzeć do małżeństwa. Jeśli jednak człowiek się rozwodzi i pragnie zostać w jedności z KK, to sam tym rozwodem ustawia się tak, że będzie musiał zdobyć się na ascezę ostrzejszą. Nie chodzi w tej ascezie o to, że nie wolno mu się potknąć, tylko o to, że ma uniknąć ustawienia się w sytuacji ciągłego i trwałego wystawienia się na pokusę cudzołóstwa.
znam takie 'panny', co to związały się z mężczyznami żonatymi i oderwały ich od sakramentalnych małżonek doprowadzając do rozwodu. Dlatego Twój argument, że te "panny" są mniej winne, czy całkiem niewinne rozpadowi małżeństwa swoich partnerów, jest zupełnie nietrafiony. Osoby, które rozwalają czyjeś małżeństwo są tak samo winne, jak rozwodnicy w ponownych związkach. Dlatego Komunia święta dla takich osób, to prosta zachęta, to rozbijania małżeństw.
Do jakich pytań, zachęcał papież? O to, czy osoba żyjąca w cudzołóstwie może czy nie może przystąpić do komunii?
W tej sprawie nauka Kościoła jest jasna, bo opiera się na słowach samego Jezusa. Nad czym tu się zastanawiać?
Czy dla dobrego samopoczucia tej kobiety Kościół ma zmienić naukę?
I ostatnie pytanie: czy już naprawdę nie ma w Kościele katolickim nikogo, kto jasno (tak- tak, nie-nie) wyłożyłby katolicką doktrynę w sprawach etyki seksualnej?
Czyli krótko mówiąc, możesz pytać, ale nie oczekuj żadnej odpowiedzi.
I tu jest ten dialog Franciszka???
to chyba chodzi o to: "stawiaj sobie pytania w wierze, ale na nie nie odpowiadaj sam, tylko słuchaj odpowiedzi KK i zastanawiaj się dlaczego Kościół tak a nie inaczej odpowiada" - zaufaj Kościołowi i "pójdź za Nim".
Ja to tak zrozumiałem.
Ja to odczytałem jako wezwanie do nieprowadzenia monologu: stawiam pytanie i sam na nie odpowiadam.
To wezwanie do rozpoczęcia dyskusji: stawiaj pytania, nawet najbardziej trudne. Lecz nie sugeruj odpowiedzi. Odpowiedzi pojawią się jako owoc dyskusji i modlitwy.
Sam fakt uprzywilejowanej obecnie pozycji kard. Kaspera - od dawna glownego zwolennika przemian, bezsprzecznie rozniacych sie od pozycji Ojca Swietego Benedykta XVI - u boku biskupa Rzymu przekonuje, ze mozemy sie spodziewac, prawdopodobnie wiele, niekoniecznie pozadanych i przyjemnych niespodzianek.
Sprawa komunii dla rozwiedzionych, w ktora tak bardzo angazuje sie kard. Kasper, potwierdza te obawy. Odnosnie tej kwestii i swoich przekonan kardynal stwierdzil:
"sytuacja bardzo sie zmienila w spoleczenstwie zachodnim"
Wobec tego, ze sytuacja sie zmienila (niestety, przy udziale rowniez takich pasterzy jak kard. Kasper), to nauczanie Kosciola tez ma ulec zmianie ?
Boj sie Boga, kardynale !!!
Co do kierunków zmian w naszej cywilizacji: "beztroska żegluga we mgle całą naprzód bez działającego kompasu".
Proszę też mieć na uwadze, że obietnica kierownictwa Ducha Świętego jest dana Kościołowi a nie konkretnemu kardynałowi. Generalnie każdy z nas podlega (i super) kierownictwu Ducha Świętego, ale każdy też jest zwodzony i może zwodzić i może nie pozwolić prowadzić się Duchowi Świętemu (za wyjątkiem Papieża wypowiadającego się w kwestiach wiary), kardynałów nie wyłaczając (bo Bóg nas stworzył wolnymi).
To nie jest tak, że Kościół ma służyć człowiekowi. Z takiego stanowiska właśnie biorą się postawy roszczeniowe względem Kościoła, że na to a na to nie pozwala a powinien ... . Wg mnie jest tak, że to członkowie Kościoła powinni sobie służyć w Kościele (ale nie przez przyzwalanie na grzech, bo napominanie też jest słuzbą drugiemu w Kościele) dla oddawania w ten sposób Bogu chwały w tym Kościele. Jak Jezus umywa uczniom nogi to daje przykład jak powinni sobie nawzajem służyć członkowie Kościoła (relacja członek Kościoła - członek Kościoła) a nie jak Kościół ma służyć jego członkom (no ja widzę różnicę tych dwóch stanowisk). A jaka wobec tego powinna być relacja Kościół - członek Kościoła? no chyba taka: "i tobie dam klucze królestwa, cokolwiek zwiążesz na ziemii, będzie związane w niebie a co rozwiążesz ..." i kilka innych fragmentów o lampie pod korcem, soli co traci smak itp.
Jak ja sam korzystam z sakramentów w Kościele, to i przez to oddaję Bogu chwałę w Kościele właśnie, ale nie tak żeby to ludzie widzieli (nie po to mam to robić) lecz w "Duchu i prawdzie" "takich czcicieli chce mieć Ojciec". A starsi (rangą) moi bracia w wierze służą mi rozdzielaniem tychże sakramantewów, tak właśnie jak im Jezus pokazał, obmywając im nogi. Jest więc Kościół nie czymś co ma mi służyć, ale miejscem gdzie mam doświadczać ojcowskiej miłości Boga. A ta miłość Boga jest dojrzała i mądra i potrafi człowiekowi bez znieczulenia czesto wyrzucić "zejdź mi z oczu szatanie, bo nie zabiegasz o to co boże, tylko o sprawy ludzkie". Błogosławieni Ci, co potrofią wobec takiego wyrzutu bożej miłości zachować się jak św. Piotr a nie obrazić się śmiertelnie na Pana Boga.
Dlaczego Bóg tak czsem musi??? Bo największym Jego dramatem jest dla niego zagubienie mu się jego własnego dziecka w grzechu - zmusić do powrotu nie może (czyniąc nas niewolnymi zaprzeczyłby swej miłości do nas) a jako Ojciec cierpi, co zresztą znosi (jak na Krzyżu) byleby STWORZYĆ jeszcze jakiś pretekst by dziecko wróciło, bo Mu bez niego pusto i smutno.
I przez Kościół i przez rozwodników. Ja nie sądzę, a by to co robi Kościół, jeśli chodzi o nawracanie rozwodników w ponownych związkach, było idealne i jedynie możliwe. Zapytam: ile jest duszpasterstw rozwiedzionych, ile rekolekcji do nich skierowanych? Ile przeciętna parafia wkłada troski o nawrócenie tak pogubionych? Takich ludzi jest mnóstwo i jest to wielka rana Kościoła, którą może uleczyć Miłosierdzie Boże. Irytuje mnie wkładanie w usta x. kardynała słów i intencji, których nie wypowiedział. Mnie też przypisujecie jakieś absurdalne tezy. Podoba mi się w wypowiedzi kardynała tęsknota za dopuszczeniem rozwodników do sakramentu spowiedzi. Mocno upraszczając: do burdelu można pójść, żałować, wyspowiadać się i jest OK. A jak się usłyszy "rozwodnik w ponownym związku w konfesjonale" to się gromy walą. Święte oburzenie. Mają żyć jak brat z siostrą powiecie. Może by chcieli spróbować, więc trzeba im w tym pomóc, a nie gromami rzucać.
Dla mnie sformułowanie "bardziej papieski niż papież" oznacza uznanie siebie za większego znawcę teologii niż papież czy kardynałowie. Oznacza doskonalsze dbanie o Kościół niż robi to papież. Stanowczo odradzam taką postawę. Trzeba znać swoje miejsce. Rozumiem, że stwierdzenie "grzesznik nie może przyjmować sakramentów" to taki lapsus słowny. Szczególnie zalecanym sakramentem dla grzeszników jest spowiedź. Nie jestem specjalistą, ale nawet jeśliby penitent nie mógłby dostać rozgrzeszenia to pożyteczna byłoby dla niego modlitwa kapłana nad nim. Ciekawy problem: czy spowiedź bez rozgrzeszenia jest spowiedzią czy tylko zwykłą rozmową. Rozszeżając pytanie czy jeżeli penitent miałby problem z którymś z warunków dobrej spowiedzi czy może liczyć choć w ograniczonym stopniu na łaski sakramentalne (np. siłę do walki ze złem).
A Pan za x. kardynałem proponuje "ulgi sakramentalne". To Panowie proponują reformę w tym względzie.
To kto "doskonalej dba o Kościół niż robi to papież"??? Kto wychodzi przed papieża??? (Tylko papież jednak lepiej rozumie dobro Kościoła). Bolączką Panów stanowiska jest też niezbyt jasna deklaracja, co do kierunku pomocy niesakramentalnym (poza propozycjami nietrafionymi, bo KK już je realizuje). No bo argumenty: "Pytam, czy tak można", "a może by chcieli żyć jak brat i siostra", ja osobiście zaliczam raczej do insynuacji niż jasno wyartykułowanych racji czy propozycji.
1. "Ja nie sądzę, a by to co robi Kościół, jeśli chodzi o nawracanie rozwodników w ponownych związkach, było idealne i jedynie możliwe".
Primo: W ludzkim działaniu NIE MA działań idealnych, można się mniej lub bardziej o ideał starać. No ale "cel uświęca środki" jedynie wtedy, gdy te środki nie są sprzeczne z celem - no takie minimum musi być.
Secundo: Wiem, że Kościół zachęca do uczestnictwa w całości życia Kościoła za wyjątkiem możliwości uzyskania rozgrzeszenia i komunii św. (ale to chyba też nie zawsze).
2. "Mocno upraszczając: do burdelu można pójść, żałować, wyspowiadać się i jest OK"
Nie, nie jest OK, odpowiedzialny spowiednik odpowiednio "prześwietli" delikwenta. Jeśli stwierdzi, że postawa jego jest taka, że zakłada on iż może sobie do burdelu wpadać bo potem się wyspowiada, to powinien mu odmówić rozgrzeszenia do czasu, gdy penitent sam przed sobą szczerze postanowi: "moja noga więcej w burdelu nie postanie" albo "rozstaję się z moją kochanką", "zrywam z Zośką, bo nie chcę z nią grzeszyć a jak sie spotykamy to nie zgrzeszyć nie mamy siły lub odwagi". Dopiero wtedy może być pole dla absolucji. Udawanie przed spowiednikiem emocjonalnego żalu i oszukiwanie siebie i jego, że się poprawię czyni taką spowiedź i tak nieważną (musi być ŻAL i POSTANOWIENIE POPRAWY, a to ocenia spowiednik na podstawie relacji z naszego postępowania a nie naszych słownych deklaracji w stylu "jak ja się pragnę poprawić").
Wiem, że księża ostrzegają, że nie udzielą rozgrzeszenia jeśli np. penitent spowiada się z konsumpcji pornografii i ta sytuacja powtarza się regularnie przy każdej spowiedzi (to świadczy o tym, że penitent nie ma zamiaru z tym zerwać). Sytuacja wtedy wygląda tak: Chcę się pojednać z Bogiem, ale na dłuższą metę nadal chcę żyć tak, jak mi Bóg żyć zakazuje (zakazuje w najlepiej pojętym moim własnym interesie - wiecznym!).
3. "Zapytam: ile jest duszpasterstw rozwiedzionych, ile rekolekcji do nich skierowanych?"
A jednak są. Są i duszpasterstwa dla takich osób i są rekolekcje. Mnie problem nigdy nie dotyczył ale mimo to moja pamięć zarejestrowała co najmniej kilka ogłoszeń duszpasterskich z takimi propozycjami w różnych miejscach Polski na przestrzeni ostatniej dekady. "Szukajcie a znajdziecie", Pan zaś chyba uważa, że powinno być: "jestem niesakramentalny, Kościele znajdź mnie" (postawa roszczeniowa). A Kościół szuka, tylko DAJ SIĘ znaleźć, też trochę poszukaj, przez to pokażesz czy to dla Ciebie ważne, czy ważne tylko wtedy gdy dziecko wysyłasz do Komunii lub mamusia umarła.
4. "Irytuje mnie wkładanie w usta x. kardynała słów i intencji, których nie wypowiedział."
Nie powiedział:
"Sytuacje są bardzo różne, reguły są ogólne, a sytuacje konkretne – stwierdził kard. Kasper. Tytułem przykładu wspomina o matce, która przygotowuje do Pierwszej Komunii swoje dziecko. Dziecko przystępuje do komunii, a ona nie. „Pytam się: czy można tak. Jest żal, jest miłosierdzie i jest Boże przebaczenie. Czy możemy negować remissione peccatorum – grzechów odpuszczenie” – pytał retorycznie kard. Kasper."
nie powiedział tego???
Jest żal - żal z powodu mojego grzesznego życia (że Boga Ojca obrażam), czy żal że dziecko przyjmuje Komunię św. a ja nie mogę? Bo to dwa różne żale.
Dziwne że tej rangi przedstawiciel Kościoła nie napomknął o koniecznym POSTANOWIENIU POPRAWY (tego rzeczywiście nie powiedział).
5. "Ile przeciętna parafia wkłada troski o nawrócenie tak pogubionych?"
Wystarczy, jeśli przeciętna parafia jest w stanie skierować takich ludzi w miejsce, gdzie mogą z takiego duszpasterstwa skorzystać. Do prowadzenia takich ludzi trzeba mieć odpowiednio przygotowanych duszpasterzy, na każdą przeciętną parafię chyba nie starczy.
6. "Mężowie miłujcie żony, jak Chrystus umiłował Kościół". Jak Chrystus umiłował Kościół - umarł za niego i czeka na POWRÓT człowieka. A mężom się nie chce "umierać", chce się "nażyć", gdy źle - nie chce się czekać na współmałżonka, łatwiej sobie znaleźć drugiego (to są postawy uzależnienia od doczesności i od seksu). Ludzie sobie ślubują "że Cie nie opuszczę aż do śmierci (a nieco wcześniej "wierność na dobre i złe")", jestem sam przed sobą wart tyle ile warte jest moje słowo. Jako mąż jestem żołnierzem na bardzo odpowiedzialnym odcinku frontu. Dezercja jest niegodna.
Jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że nasz spór zostanie w tym roku rozstrzygnięty przez pasterzy Kościoła i skończą się nasze pobożne dysputy. Jeśli prosisz o wytykanie błędów to proszę bardzo: ewangelizacja nie polega na dawaniu się znaleźć. Jezus też nie otworzył biura z poradami duchowymi tylko wychodził do ludzi. Drugie: człowiek jest drogą Kościoła, tak jak Jezus służył ludziom tak i Kościół powinien. Trzecie: osoby żyjące w ponownych związkach powstrzymujące się od współżycia mogą się spowiadać i przyjmować Komunię.
Proszę, nie szukaj na siłę dziury w całym.
Amen.
c.d:
Moje "amen" tyczyło się zdania: "nasz spór zostanie w tym roku rozstrzygnięty przez pasterzy Kościoła ..."
Teraz będzie o "Proszę, nie szukaj na siłę dziury w całym." Nie muszę szukać, widzę gołym okiem.
1. Ad. "ewangelizacja nie polega na dawaniu się znaleźć. Jezus też nie otworzył biura z poradami duchowymi tylko wychodził do ludzi"
Po pierwsze: ewangelizacja rzeczywiście nie polega na dawaniu się znaleźć, wcale tego nigdzie nie twierdzę. Ewangelizacja polega na głoszeniu kerygmatu apostolskiego i Dobrej Nowiny (a w tej Dobrej Nowinie są wymagania moralne, co nie jest w niej najlepsze, najlepsza jest obietnica (i to jest naprawdę Dobra Nowina), że Miłość Boża pomoże mi je realizować jeśli zufam memu Tatusiowi i że Jego Miłość do mnie osobiście jest większa niż mój grzech, póki żyję zawsze mogę wrócić, ale muszę wrócić a nie wpaść na chwilę). Jezus rzeczywiście wychodził do ludzi, ale nie wszyscy chcieli go słuchać, jedni się oburzali, inni odchodzili zasmuceni (bo posiadali wielkie dobra) ... .
2. Ad. "człowiek jest drogą Kościoła".
Rzeczywiście papież powiedział coś takiego. Problem w tym że taka fraza wyjęta z kontekstu staje się sloganem, który można interpretowac zasadniczo tak, jak się komu podoba.
Wiadomo natomiast, że Chrystus powiedział "Jam jest droga, prawda i życie" - to przyjmuję za pewnik.
3. Ad. "osoby żyjące w ponownych związkach powstrzymujące się od współżycia mogą się spowiadać i przyjmować Komunię".
Mnie się wydawało, że dyskusja tutaj dotyczy tych, co NIE MOGĄ a nie tych co mogą. Wszystkie moje wypowiedzi tutaj należy widzieć przez założenie, że mówię o tych, co nie mogą, którym Kościół odmawia prawa do rozgrzeszenia i Komunii św. (Poza tym spowiadać się może każdy, nie każdemu jednak można udzielić rozgrzeszenia. Sakrament pojednania to jednak nie tylko wyznanie grzechów)
4. Ad. "tak jak Jezus służył ludziom tak i Kościół powinien"
Pisałem o tym w poście: Piotr Olszewski 2014-02-21 11:07.
Kościół ma nad swoimi członkami WŁADZĘ DUCHOWĄ, przekazał mu ją sam Chrystus.
ad: "Trzecie: osoby żyjące w ponownych związkach powstrzymujące się od współżycia mogą się spowiadać i przyjmować Komunię."
Nie wiem jak rozumiesz słowo "powstrzymujące się", dlatego postanowiłem napisać to wyjaśnienie.
KKK w art 1650 stwierdza:
"W wielu krajach są obecnie liczni katolicy, którzy na podstawie prawa cywilnego decydują się na rozwód i zawierają cywilnie nowy związek. Kościół, będąc wierny słowom Jezusa Chrystusa: „Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo" (Mk 10, 11-12), nie może uznać nowego związku za ważny, jeśli ważne było pierwsze małżeństwo. Jeśli rozwiedzeni zawarli cywilnie drugi związek małżeński, znajdują się w sytuacji, która obiektywnie wykracza przeciw prawu Bożemu. Dlatego nie mogą oni przystępować do Komunii eucharystycznej tak długo, jak długo trwa ta sytuacja. Z tego samego powodu nie mogą oni pełnić pewnych funkcji kościelnych. Pojednanie przez sakrament pokuty może być udzielane tylko tym, którzy żałują, że złamali znak Przymierza i wierności Chrystusowi, i zobowiązują się żyć w całkowitej wstrzemięźliwości."
Jest dla mnie oczywiste, że "powstrzymywanie sie od współzycia" nie przez każdego może być rozumiane jako "zobowiązanie się do życia w całkowitej wstrzemięźliwości." W tym katechizmowym warunku istotne są dwa słowa: ZOBOWIĄZANIE i CAŁKOWITEJ.
Tu jescze jedno wyjaśnienie:
Panna/Kawaler która jeszcze nie wstąpiła w żaden związek małżeński, współżyjąc dopuszcza się cudzołóstwa. Małżonek który oddalił współmałżonka i współżyje z nowym, dopuszcza się i cudzołóstwa i ZDRADY. A zdrada rani zdradzanego niezwykle głęboko i to jest to realne zło, które kazało KK tak a nie inaczej sformułować art 1650 KKK.
Aby nie robić przykrości dziecku?
Aby jej nie było przykro?
Aby zbudować infantylny obrazek pięknej, zgodnej patchworkowej rodziny?
http://www.slowdaylong.pl/o-tym-jak-nasza-corka-nie-pojdzie-do-pierwszej-komunii/
serio cały czas. Wszyscy to czujemy. Dlaczego ja matka nie mogę przyjąć Pana Jezusa w Dniu Pierwszej Komunii swojego dziecka? To boli. Nikt tego nie zrozumie, kto tego nie przeżył. Bierzcie i jedzcie z niego wszyscy......