Papież idzie swoją drogą nakreślając styl pontyfikatu

Pielgrzymka na Bliski Wschód przyniosła odpowiedzi na wiele pytań, które zadawali sobie watykaniści.

Papież Leon XIV jest doskonale zorientowany w kwestiach światowej polityki, ma poczucie humoru i dobrze czuje się wśród dziennikarzy; potrafi ich też rozśmieszyć. Tak zaprezentował się wysłannikom mediów podczas pierwszej zagranicznej podróży, do Turcji i Libanu. W jej trakcie nakreślił styl swojego pontyfikatu.

Pielgrzymka na Bliski Wschód na przełomie listopada i grudnia przyniosła odpowiedzi na wiele pytań, które zadawali sobie przed nią watykaniści. Przyzwyczajeni do przebiegu podróży i spotkań na pokładzie samolotu z papieżem Franciszkiem zastanawiali się, czy jego następca, którego postrzegali jako bardziej zdystansowanego i mniej spontanicznego, nawiąże z nimi bezpośredni kontakt i czy przywita się z każdym po kolei.

Wiązali takie nadzieje po spotkaniach i rozmowach z Leonem XIV przed rezydencją w Castel Gandolfo. Tradycją stało się już to, że niemal w każdy wtorek, na zakończenie pobytu w rezydencji w miasteczku pod Rzymem papież wychodzi do czekających na niego dziennikarzy i odpowiada na pytania, najczęściej dotyczące bieżących wydarzeń na świecie. Ten nowy zwyczaj wybranego w maju papieża przyniósł jeszcze dwie inne nowości jego pontyfikatu.

Prawie w każdy poniedziałek po porannych audiencjach Leon XIV opuszcza Watykan i na ponad dobę jedzie do Villa Barberini na terenie papieskiej posiadłości w Castel Gandolfo. Jak sam wyjaśnił, odpoczywa, pracuje i uprawia sport, rozmawia przez telefon.

- Trochę tenisa, trochę basenu - wyznał papież opowiadając o tym, jak spędza czas w Castel Gandolfo.

Jako kardynał, choć anonimowo, regularnie ćwiczył w rzymskiej siłowni. Jeszcze na kilka dni przed konklawe grał w tenisa na stołecznym korcie.

Pobyty poza Watykanem pozwalają mu kontynuować aktywność fizyczną, która, jak przyznał, jest dla niego ważna.

Takiego regularnego cotygodniowego grafiku wypoczynku nie mieli jego poprzednicy.

Franciszek nigdy przez 12 lat nie odpoczywał w Castel Gandolfo.

Nowym aspektem jest przede wszystkim to, że amerykański papież w lipcu przywrócił zwyczaj wypoczynku na terenie tej posiadłości. Jego poprzednik polecił w 2016 roku zamienić Pałac Apostolski w miasteczku na muzeum i nie jeździł tam.

Regularne spotkania Leona XIV z grupą dziennikarzy we wtorkowe wieczory pod Rzymem były pierwszym etapem nawiązywania kontaktów.

Podczas zagranicznej podróży zostały one definitywnie zacieśnione, ku zadowoleniu obu stron.

Gdy samolot wystartował z rzymskiego lotniska Fiumicino w drodze do Ankary, papież Prevost przyszedł do dziennikarzy i wzorem swego poprzednika powitał wszystkich. Ponieważ był to dzień szczególny - Święto Dziękczynienia - złożył życzenia z tej okazji obecnym na pokładzie Amerykanom. Następnie przywitał się z każdym po kolei. Była to chwila krótkiej rozmowy i prezentacji.

Dla Leona XIV była to okazja do tego, by poznać stałą grupę dziennikarzy, uczestniczących w tzw. locie papieskim (volo papale).

Rozmowy papieża z jego towarzyszami podróży minęły na luzie, w serdecznej atmosferze. Zachowywał się swobodnie; rozmawiał z wysłannikami mediów po włosku, angielsku i hiszpańsku.

Nie brakowało także żartów i chwil rozbawienia, na przykład wtedy, gdy papież dostał liczący kilkadziesiąt lat kij bejsbolowy - rodzinną pamiątkę jednego z dziennikarzy z USA oraz kapcie i skarpetki swojej ulubionej drużyny - White Sox z jego rodzinnego Chicago.

Niespodzianką było to, że ponownie przyszedł do dziennikarzy trzy dni później podczas lotu ze Stambułu do Bejrutu w Libanie. Podsumował wizytę w Turcji, mówił o nadziejach i staraniach o pokój w Strefie Gazy i na Ukrainie.

Końcowa konferencja, podsumowująca całą podróż we wtorek 2 grudnia, potwierdziła, że w ciągu kilku dni papież nawiązał nić porozumienia z dziennikarzami z wielu krajów odnosząc się z sympatią i jednocześnie wyrażając szacunek dla ich pracy. Po sześciu dniach intensywnej podróży z jej bogatym programem powiedział, że wysłannicy mediów zasługują na wielki aplauz.

Odpowiadał precyzyjnie w trzech językach na pytania dotyczące planu pokojowego dla Ukrainy, sytuacji na Bliskim Wschodzie oraz w Wenezueli.

Udało mu się też rozśmieszyć dziennikarzy mówiąc im między innymi: - Moja twarz jest bardzo ekspresyjna i często bawi mnie to, jak dziennikarze interpretują mój wyraz twarzy. Tak na poważnie, to jest to naprawdę interesujące.

- Wy myślicie, że potraficie czytać w moich myślach albo z mojej twarzy. Ale to nieprawda, nie zawsze macie rację - mówił wśród śmiechu dziennikarzy.

O tym, jak zaczął swobodnie czuć się w obecności mediów, świadczyło i to, że kiedy kontekst wypowiedzi na to pozwalał, posługiwał się potocznym językiem.

W czasie pierwszej zagranicznej wizyty Leon XIV wyraźnie pokazał, że kontynuując spuściznę poprzedników idzie jednocześnie swoją drogą.

Tak było w Błękitnym Meczecie w Stambule, gdzie na uwagę muezina, że może się pomodlić, odparł: - I will look around (rozejrzę się) i kontynuował zwiedzanie świątyni.

Choć amerykański papież jest mniej spontaniczny od swego poprzednika Franciszka, w swoim własnym stylu okazuje bliskość i empatię, zwłaszcza, gdy konfrontuje się z tragedią.

W porcie w Bejrucie, gdzie spotkał się z rodzinami ofiar katastrofalnej eksplozji w 2020 roku, przykucnął przed małym chłopcem, który trzymał zdjęcie swojego nieżyjącego ojca.

Dziennikarze, którzy mieli okazję lepiej poznać Leona XIV w minionych dniach, wiedzą już, że w przeciwieństwie do Franciszka nie jest to papież, z którym można sobie zrobić selfie albo pocałować go w policzek. Ale widzieli również papieża "na luzie", zachowującego się swobodnie, nieskrępowanego obecnością mediów i świadomego tego, jak ważny jest przekaz, który kieruje za ich pośrednictwem.

Również w sobotę Leon XIV pokazał, jak bardzo potrafi być spontaniczny. Podczas koncertu w Watykanie, na którym wystąpił Michael Buble, papież siedząc na widowni śpiewał razem z nim jego piosenkę "Love".

Z Watykanu Sylwia Wysocka

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg