Potrzebujemy proroków

Prorok ma dar widzenia więcej i dalej niż inni. Demaskuje zło, czyta znaki czasu, woła o świętość. Kościół i świat potrzebują proroków, choć, jak zawsze, mało kto chce ich słuchać.

 

Święci jako prorocy 
„Święty Lud Boży ma udział w proroczej funkcji Chrystusa”, przypomniał ostatni sobór. Duch Święty pobudza ciągle konkretnych ludzi, aby budzili Kościół i świat z uśpienia. Benedykt XVI: „W czasach kryzysu i zamętu Bóg wzbudzał wielkich świętych i proroków odnowy Kościoła i społeczeństwa chrześcijańskiego”. Święci są ludźmi Ducha, którzy patrzą krytycznie na Kościół po to, by czynić go bardziej Jezusowym, bardziej świętym. Prorocy nie objawiają nowych prawd, ale przypominają stare, a zapomniane. Kiedy po edykcie mediolańskim chrześcijaństwo z religii prześladowanej w cesarstwie rzymskim stało się religią tolerowaną, a z czasem preferowaną, jakość życia chrześcijan zaczęła gwałtowanie spadać. Wtedy pojawili się święci mnisi uciekający na pustynię w poszukiwaniu głębszego życia wiarą. To był prorocki ruch protestu przeciwko letniej wersji chrześcijaństwa i przypomnienie o wysokim ideale Ewangelii. Z biegiem wieków sama instytucja zakonu potrzebowała ewangelicznej odnowy. Zjawiają się wtedy św. Bernard, św. Franciszek, św. Dominik i inni. Franciszek całym swoim życiem walczył przeciwko nieustannie obecnych w Kościele pokusach wielkości, władzy, bogactwa. Prorocką moc miały także kobiety, jak św. Brygida Szwedzka czy św. Katarzyna ze Sieny, napominające papieży, aby powrócili z Awinionu do Rzymu. Prorockim zapałem płonął św. Karol Boromeusz, który z dworskiego kardynała-nepota przemienił się w gorliwego biskupa. Kiedy wizytował parafie swojej diecezji, księża „pożal się Boże” uciekali przed nim w popłochu. 

A prorocy bliżsi naszych czasów? Było coś profetycznego w posłudze Jana Pawła II, zwłaszcza w jego gestach, które otwierały nowe duchowe przestrzenie (pierwszy papież w synagodze, wyznanie grzechów Kościoła, wielkie dni młodzieży itd.). Prorokiem była bł. Matka Teresa. Bodaj najmocniejszym prorockim słowem wobec świata było jej wystąpienie podczas odbierania Pokojowej Nagrody Nobla. Matka Teresa upomniała się o dzieci nienarodzone, wypominając obłudę bogatemu Zachodowi. O jakim pokoju mówimy, jeżeli pozwalamy, by matka zabijała, zgodnie z prawem, własne dziecko, najbardziej bezbronną istotę na ziemi – pytała. Bł. Jerzy Popiełuszko. Zwykły wikary, który chyba sam do końca nie rozumiał, jak to się stało, że jego proste kazania niosły w sobie tyle prorockiego ognia, którego tak wystraszyli się komuniści, że postanowili go ugasić w wodach Wisły. 

Prorokiem jest Benedykt XVI, który ma odwagę nazywać po imieniu współczesne formy bałwochwalstwa i nieustannie przypomina, że Bóg jest pierwszy, a to, co pierwsze, musi być pierwsze. Spora dawka lekceważenia, a nawet nienawiści, której doświadcza papież ze strony wszystkowiedzących elit, potwierdza tylko jego prorocki charyzmat i moc jego słowa. Nic dziwnego, zwyczajny los proroka. Wilki będą wyły (im bliżej końca świata, tym głośniej). Religii nie szkodzi jednak tak bardzo to, że się jej ktoś sprzeciwia. Groźniejsze dla niej jest, gdy próbuje się ją zagłaskać i rozwodnić, w myśl nowoczesnych dogmatów typu „wszystkie poglądy i wiary są równe”, a „najważniejsze jest to, żeby było miło”. Jak zauważa Agnieszka Kołakowska (w iście proroczym stylu), „Postmodernizm [czyli obowiązująca doktryna współczesnej kultury – przyp. T.J.] może uznać religię jako dozwoloną lub nawet pożyteczną, tylko jeśli jest rozwodniona do tego stopnia, że nic z niej nie zostanie – trochę jak lekarstwo homeopatyczne”. Być może bardziej niż agresywnych medialnych komentarzy trzeba obawiać się ludzi Kościoła, którzy umizgują się do współczesnych mód lub zamienili ewangeliczną sól na politycznie poprawny bełkot. 

Prorocy to nie tylko temat dotyczący tzw. wielkiego świata. Front duchowej walki biegnie środkiem zwykłego życia każdego, każdego z nas. My też potrzebujemy proroków. I Bóg ich posyła. Posługuje się mężem, żoną, dzieckiem, sąsiadką, kolegą z pracy, przełożonym lub podwładnym... W konkretnych sytuacjach życia stają się oni głosem Boga. Dzięki ich słowu lub postawie odkrywamy jakąś trudną prawdę o sobie. Bywa odwrotnie. To ja w jakiejś sytuacji powinienem stać się prorokiem. Nieraz trzeba zaprotestować przeciwko zakłamaniu, nieuczciwości, obłudzie, przeciwko jakiejś nieprawdzie, w której żyje mój brat, siostra, moje środowisko. Oczywiście prawda nigdy nie może stać się rodzajem kija, którym okładam bliźniego. Potrzeba sporo pokory, ale i odwagi, by podjąć mądre decyzje. Obojętność lub ucieczka od odpowiedzialności nigdy dobrą decyzją nie jest. A że się boję? Normalne. Zwyczajny los proroka.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama