Można powiedzieć, że Benedykt XVI został księdzem na przekór, bo gdy podejmował decyzję pójścia do seminarium, wokoło słyszał, że księża nie będą już potrzebni.
W 1939 roku wstępuje do niższego seminarium duchownego w Traunsteinie, 1943–44 – jest pomocnikiem w artylerii przeciwlotniczej w Monachium, 1944 – zostaje powołany do Służby Pracy Rzeszy, listopad 1944 – zostaje wcielony do Wehrmachtu, 1945 – internowany w obozie dla jeńców wojennych, 1945–47 – uczy się w wyższym seminarium duchownym we Fryzyndze. Czy tak powinny wyglądać najważniejsze daty życia przyszłego Papieża? A jednak. To wyciąg z kalendarium życia Benedykta XVI.
Syn żandarma w Wielką Sobotę
Był najmłodszy. Przed nim przyszli na świat siostra Maria (zmarła w roku 1991) i brat Georg. Joseph przyszedł na świat 16 kwietnia 1927 roku. To była Wielka Sobota. I niemal natychmiast został ochrzczony. Nową wodą z chrzcielnicy. Pierwsze imię otrzymał po ojcu. Na drugie – Alois.
Czy miał szczęśliwe dzieciństwo?
Chciał je mieć, ale – jak sam wspomina – nie było to takie proste. Przede wszystkim z powodu wielkiej światowej historii, która nie pozwalała spokojnie żyć nikomu, nawet w małych bawarskich miejscowościach „Wcale nie jest łatwo stwierdzić, gdzie właściwie jest dom mojego dzieciństwa” – wyznaje szczerze w pierwszym zdaniu książki „Moje życie” i dodaje: „Mój ojciec był żandarmem i kilkakrotnie zmieniał miejsce zamieszkania, byliśmy więc w nieustannej wędrówce aż do roku 1937”.
Miasteczka Marktl nad rzeką Inn nie pamięta. Rodzina wyprowadziła się stamtąd, gdy miał dwa lata. Najwięcej dobrych wspomnień z dzieciństwa łączy z Tittmoning, małym miastem nad rzeką Salzach. Gdy opowiada o latach tam spędzonych, można zauważyć dumę, którą wtedy odczuwał. Imponujący warowny zamek, wspaniałe kościoły. „Tutaj, jak w całej Bawarii, wybitni artyści baroku tworzyli wspaniałe obrazy, dzieła snycerskie i rzeźby, które do dziś można oglądać i podziwiać w kościołach regionu” – wyjaśnia Klaus Rüdiger Mai, autor jednej z biografii Benedykta XVI.
Codzienny katolik
Ze sposobu, w jaki Joseph Ratzinger opowiada o swym dzieciństwie i młodości, wynika, że Kościół i katolicyzm były w nim czymś równie naturalnym i wszechobecnym jak powietrze. Ze swadą opowiada o świątyniach, klasztorach, księżach, uroczystościach kościelnych. „Najmocniej kochaliśmy piękny, stary, barokowy kościół klasztorny” – wspomina. „Szczególnie utkwił w mojej pamięci »Grób Pański« z wieloma kwiatami i kolorowymi światłami” – opowiada. „Do najpiękniejszych moich wspomnień należą bożonarodzeniowe wizyty u pewnej starszej damy, u której żłóbek wypełniał prawie cały pokój...”.
U Ratzingerów modlono się przed posiłkami i przed snem, w każdą niedzielę i w święta uczęszczano na Mszę św. „Czas zyskiwał dzięki rokowi kościelnemu swój rytm, a ja, właśnie już jako dziecko, odbierałem to z dużą wdzięcznością i radością” – opowiadał kard. Ratzinger. O tym, jak wielkie znaczenie miały w życiu młodego Josepha wydarzenia związane z życiem Kościoła, świadczy, że po wielu latach we wspomnieniach odnotował fakt, że jego brat przed rokiem 1935 został ministrantem. I że proboszcz był jak na owe czasy niezwykle postępowy, bo organizował dla młodzieży szkolnej Msze grupowe, podczas których posługiwano się specjalnymi mszalikami i „wspólnie odpowiadano modlitwą”.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.