KRAKÓW - 10.VI - DZIEWIĄTY DZIEŃ PIELGRZYMKI
KRAKOWSKIE BŁONIA
Ostatni dzień papieskiej pielgrzymki po Polsce jako ostatni akt wielkiego misterium spotkania, dokonał się na Krakowskich Błoniach. W niedzielę od godz. 10 Błonia, choć podzielone na sektory, jak zresztą wszystkie place spotkań z Papieżem, były tak szczelnie zapełnione tłumem, jak jeszcze nigdy w historii. Pół godziny wcześniej Ojciec św. przyjechał w swoim specjalnym samochodzie, by wszyscy mogli go z bliska zobaczyć. Kiedy Papież wjechał w tłum między sektorami, rozległy się w głośnikach dźwięki hejnału z wieży mariackiej. Samochód z Papieżem niemal unosił się ponad głowami tłumu, falował na oceanie głów, kołysał się niby łódź Piotrowa, znikał z oczu, by znowu wypłynąć w innym miejscu. Setki tysięcy wyciągniętych w górę rąk, drugie tyle chorągiewek i proporczyków powiewających na cześć Ojca św., niemilknące oklaski i owacje towarzyszyły temu powitaniu. Cały Kraków, archidiecezja, a także pielgrzymi z wielu stron kraju przybyli spotkać się z Ojcem św. w Jego byłym metropolitalnym mieście. Ogromnego wzruszenia wszystkich nie da się opisać. Papież kilkakrotnie objeżdżał Błonia, krążył wśród tłumów, jakby sam chciał nacieszyć się tym widokiem. Twarze ludzi wyrażały wewnętrzne uniesienia i radość, głębokie wzruszenie z faktu oglądania na własne oczy Głowy Kościoła, Biskupa Rzymu i „naszego Kardynała". Pytałem później, czy mają w pamięci jakąś uroczystość o podobnej skali przeżycia. Milcząco kręcili głowami. Tak wspaniałego wydarzenia nie tylko nie przeżyli, ale nawet nie potrafili wskazać na podobne.
Ojciec św. po wyjściu z samochodu skierował się w stronę ołtarza, przechodząc kilkanaście metrów wśród napierających wiernych. Ludzie przypadali ustami do rąk, dotykali sutanny, podawali kwiaty... Wyszedłszy na ołtarzowe podium kilkakrotnie obszedł je wokoło witając tłumy podniesieniem rąk i błogosławieństwem. Po przebraniu Papieża w szaty liturgiczne wyruszyła z głębi procesja do ołtarza. Ojca św. poprzedzali prawie wszyscy biskupi polscy z Kardynałem Prymasem na czele oraz przeszło stu biskupów z zagranicy, wśród których znajdowało się kilkunastu kardynałów. Przybyli przedstawiciele konferencji episkopatów z wielu krajów świata: z Austrii, Belgii, Brazylii, Czechosłowacji, Finlandii, Francji, Grecji, Holandii, Hiszpanii, Irlandii, Japonii, Jugosławii, Kanady, Nowej Zelandii, NRD, RFN, Rumunii, Senegalu, USA, Szkocji, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Węgier, Włoch i Dominikany. Przybyli oni, by uświetnić Mszę św. z okazji śmierci św. Stanisława celebrowaną przez Papieża, który był następcą świętego na stolicy krakowskiej.
Wszyscy zebrani na Błoniach zdawali sobie sprawę z niezwykłości sytuacji, jaka wydarzyła się w kościele Chrystusowym. Oto po dwudziestu wiekach obecności w świecie, po dziesięciu wiekach pomyślnego rozwoju w Polsce, na Stolicy Piotrowej zasiadł syn ziemi polskiej. I oto mieli Go przed sobą. Przywiodła Go do kraju nie tylko okazja wielkiego jubileuszu, ale z pewność tęsknota za swoją Ojczyzną. To można było wyczuć, Ojciec św. nie starał się tego ukrywać. Jak drogie Mu jest dziedzictwo ojczyzny w łonie Kościoła Chrystusowego, jak jest przejęty głęboką troską o dalszy pomyślny rozwój kraju i Polaków, dał wyraz w homilii mszalnej, kiedy ze wzruszeniem na twarzy zaklinał zebranych słowami: