Pokłosie papieskiej pielgrzymki w realiach Kamerunu

O zakończonej przez Benedykta XVI podróży na Czarny Ląd, którą kameruńskie media nazwały „chrztem Afryki" opowiada ks. Krzysztof Pazio, marianin, proboszcz misyjnej parafii w Atoku na wschodzie Kamerunu.

Czy wizyta Papieża w Kamerunie i Angoli była „chrztem Afryki”, a jeżeli tak, to w jakim sensie?

K. Pazio MIC:
Podobne opinie były wyrażane po dwóch poprzednich pielgrzymkach Jana Pawła II do Kamerunu (w 1985 i 1995 r.). Przybycie Głowy Kościoła, Papieża, zawsze niesie ze sobą nowe nadzieje. Ten etap pielgrzymowania Kościoła w Kamerunie można nazwać „nowym chrztem”, bo została zasiana nowa nadzieja. Słowa Papieża bardzo mocno zabrzmiały w różnych kontekstach życia religijnego i społecznego. Myślę, że dla tutejszego Kościoła rozpoczyna się nowy etap polegający na przeanalizowaniu przesłania Ojca Świętego oraz przełożeniu go na codzienne życie. Chodzi teraz o dotarcie do wszystkich ludzi z tym przesłaniem pełnym nadziei i miłości. Benedykt XVI głosił Boga, który jest Miłością, który niesie nam nadzieję, miłosierdzie, zbawienie.

Te słowa Benedykt XVI wypowiadał w Kamerunie, ale, jak sam podkreślał wielokrotnie, kierował je do całego kontynentu afrykańskiego. Ta pielgrzymka przybrała charakter uniwersalny, panafrykański. Co według Księdza było najważniejsze w papieskim przesłaniu? Które punkty wydają się najbardziej gorące i pilne?

K. Pazio MIC:
Myślę, że już od pierwszego przemówienia Papież dotykał bardzo wielu problemów nurtujących cały kontynent afrykański, jak przemoc, cierpienie, nędza, głód, wykorzystywanie słabych – kobiet i dzieci, problem handlu dziećmi na nowo odżywający w Afryce, brak poszanowania dla kobiet. W kolejnych przemówieniach Benedykt XVI precyzował te kwestie, zwracając się do konkretnych grup: duchowieństwa, osób konsekrowanych, świeckich zaangażowanych w życie Kościoła. Szczególny wydźwięk miała homilia podczas Mszy na stadionie w Jaunde, gdzie bardzo mocno podkreślił rolę rodziny zarówno w przekazie wiary, jak i wychowaniu do wartości ludzkich i duchowych.

Papież mówił o trudnej sytuacji dzieci oraz afrykańskiej rodziny. My w Europie mamy chyba trochę inne wyobrażenie afrykańskiej rodziny, jako takiego wzoru, przestrzeni silnych więzi. Czy to uległo zmianie?

K. Pazio MIC:
Nie wiem, czy uległo zmianie. Myślę, że jest to albo błędny sposób patrzenia, albo brak dokładnych informacji na temat afrykańskiej rodziny. W Europie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że mówiąc o rodzinie, myślimy: ojciec, matka, dzieci. Tutaj to słowo ma inny wymiar. Oznacza wielką rodzinę afrykańską, gdzie jest szef rodziny, wujkowie, którzy decydują np. o losie dzieci poszczególnych rodziców. Nie ma podmiotowości rodziny w sensie ścisłym, czyli wspólnoty złożonej z ojca, matki i dzieci. Zasadniczą misją Kościoła jest ukazywanie podmiotowości tej podstawowej komórki-rodziny, wskazywanie odpowiedzialności, jaką za dzieci ponoszą ich rodzice, a nie członkowie tej wielkiej rodziny. Nieraz dochodzi w tej kwestii do sytuacji bardzo dziwnych. Spotkałem się w niedalekiej wiosce z takim przypadkiem: rodzice są katolikami, ochrzczonymi w Kościele katolickim, a trójka dzieci jest ochrzczona w Kościele protestanckim. Pytam: „Jak to się stało?” W odpowiedzi słyszę: „Ciotka zadecydowała, że oni będą tam ochrzczeni, bo ona wtedy miała decydujący głos”. A zatem nie ma odpowiedzialności rodziców za wychowanie dzieci.

W swoim przemówieniu na stadionie Ojciec Święty bardzo mocno podkreślił rolę rodziców. Zaapelował do nich, żeby mieli zaufanie do Pana Boga, który z nich czyni ojców i matki swoich przybranych dzieci. Papież wskazał bardzo mocno na odpowiedzialność rodziców. Dziecko nie jest przedmiotem, który można używać do przyniesienia wody, drewna, do pracy na polu, ale jest to dar od Boga, przybrane Boże dziecko, któremu należy się szacunek i wychowanie, utrzymanie oraz wszelka troska.

Papież mocno wypowiedział się także na temat praw kobiety i jej miejsca w społeczności afrykańskiej. Robił to zarówno w Kamerunie, jak i w Angoli, w czasie spotkania z kobietami zaangażowanymi w katolickie ruchy działające na rzecz promocji kobiety. Czy sytuacja afrykańskiej kobiety uległa poprawie? Czy może kobieta nadal nie ma nic do powiedzenia, praktycznie się nie liczy?

K. Pazio MIC:
Stopniowo sytuacja zaczyna się poprawiać. Kobiety chcą być bardziej niezależne. Nawet na terenie naszej misji spostrzegam kobiety, które, mimo iż jest im ciężko, wolą żyć same niż – jak mówią – „mieć kogoś jeszcze na utrzymaniu”. Jest to problem złożony i myślę, że trzeba będzie dużo czasu, by wypromować kobiety w społeczeństwie afrykańskim. Póki co ich rola sprowadza się do pracy w polu, obowiązku przygotowania posiłku. Kobieta ma niewiele do powiedzenia w sprawach rodzinnych, przy podejmowaniu decyzji. Myślę, że praca Kościoła i zaangażowanie kobiet w różnych ruchach bardzo mocno je promuje. Można to zauważyć choćby w liturgii, gdzie kobiety czytają, śpiewają, są bardziej aktywne. To jeden z elementów niosących nadzieję na to, że rola kobiety zostanie doceniona także w życiu społecznym. Inaczej wygląda to może na szczeblu oficjalnym, a inaczej – w zwykłym, codziennym życiu w buszu. Tutaj kobietom jest naprawdę nieraz bardzo trudno, szczególnie wdowom. Często wykorzystywane są np. przez członków rodziny ze strony zmarłego męża. To są osoby, które bardzo cierpią.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama