Ks. prał. Alfred Xuereb
Ks. prał. Alfred Xuereb
Antho.Espinoza12 / CC 3.0

Istniało ryzyko potępienia Benedykta XVI

Komentarzy: 1
KAI

publikacja 16.02.2014 20:31

O nieznanych dotąd kulisach ustąpienia Benedykta XVI - z ks. prałatem Alfredem Xuerebem, drugim sekretarzem papieża Benedykta, a obecnym sekretarzem osobistym Franciszka, rozmawia Anna Artymiak.

Ksiądz prałat był u boku Benedykta w czasie konklawe. Jak przeżywał ten czas Papież emeryt?
Oczekiwał konklawe, wyboru. Był bardzo ciekawy, kto będzie jego następcą. Dla mnie osobiście było bardzo wzruszające, kiedy w trakcie rozmowy telefonicznej, którą od razu wykonał nowy Papież do Papieża Benedykta – ja byłem obok i podałem mu słuchawkę – usłyszałem, jak mówi: „Dziękuję Ojcze Święty, że od razu pomyślałeś o mnie. Obiecuję Ci natychmiast moje posłuszeństwo. Obiecuję moją modlitwę za Ciebie. I natychmiast, jak już powiedziałem, obiecuję moje posłuszeństwo!”. Usłyszeć te słowa od osoby, z którą mieszkałem, i która była dla mnie moim Papieżem, było bardzo silnym doświadczeniem.

Później nadeszła chwila pożegnania…
Byłem z nim przez dwa, trzy dni po wyborze Papieża Franciszka. Dzień, w którym musiałem go opuścić, pamiętam minuta po minucie, ponieważ – jeśli mogę użyć takiego przymiotnika – był dla mnie druzgocący. Żyć prawie sześć lat u boku osoby, która troszczyła się o mnie jak ojciec, z którą łączyła mnie zażyłość, zawsze pełna szacunku, i nagle przychodzi dzień rozstania...

Papież Benedykt napisał przepiękny listy do nowego Papieża, którego kopię mi wręczył, i którą przechowuję jak skarb. Wymienił w nim niektóre moje zalety - chcąc może uniknąć opisywania moich wad – zapewniając, że pozostawia mnie wolnym.

Pamiętam również sposób, w jaki spakowałem walizki. Jedna osoba powiedziała mi: „Pośpiesz się, ponieważ Papież Cię potrzebuje, sam otwiera listy. Nie ma nikogo przy sobie. Szybko, wyślij tutaj swoje rzeczy”. Nie wiedziałem, co dzieje się w Świętej Marcie, nie wiedziałem nawet, że Papież nie ma sekretarza.

Później nastąpił wzruszający moment, kiedy wszedłem do gabinetu Benedykta XVI by go osobiście pożegnać. Płakałem i powiedziałem, na ile mogłem: „Ojcze Święty, ciężko mi jest odejść od Ciebie. Dziękuję Ci bardzo za wszystko, czym mnie obdarzyłeś”. Moja wdzięczność nie wiązała się z tym, że pozwolił mi być u boku nowego Papieża, ale była wdzięcznością za jego wspaniałe ojcostwo.

Papież Benedykt wstał, ja uklęknąłem tak, jak mieliśmy to w zwyczaju, by ucałować jego pierścień. I nie tylko pozwolił mi ucałować pierścień, ale również podniósł swoją dłoń i pobłogosławił mnie. Tak się pożegnaliśmy. Później był obiad, ale ja oczywiście nie byłem w stanie wypowiedzieć ani słowa.

Wspomnijmy teraz początki. Jak dowiedział się Ksiądz o swojej nominacji na drugiego sekretarza Papieża Benedykta XVI?

Już wtedy pracowałem na seconda loggia jako prałat antykamery, by towarzyszyć osobom, które miały prywatną audiencję w Bibliotece papieskiej. Jednego dnia powiedziano mi: „Papież chce z Tobą rozmawiać”. Byłem zaskoczony, że na miejscu, na które przez kilka lat – najpierw z Janem Pawłem II, potem z Benedyktem XVI – zapraszałem osoby, by zasiadły przy biurku Papieża, tym razem znalazłem się ja. Benedykt XVI chciał osobiście mi powiedzieć o nominacji i skierował do mnie przepiękne słowa: „Jak Ksiądz wie, ksiądz prałat Mietek teraz wraca na Ukrainę. Byliśmy bardzo zadowoleni z jego pracy i pomyślałem, że Ksiądz mógłby go zastąpić. Wiem – powiedział – że był Ksiądz w Niemczech, a zatem zna trochę niemiecki”.

Powiedziałem, że byłem w Münster, gdzie zrobiłem praktyki w szpitalu, który, jak się okazało, znał Ojciec Święty. Kojarzył także dzielnicę, gdzie mieszkałem, i parafię, a nawet proboszcza, ponieważ w tamtych okolicach wykładał przez kilka lat na uniwersytecie. Znał również dwóch profesorów.

Ojciec Święty później wspomniał coś o Malcie, że zapewne moi rodacy będą się cieszyć, że ich krajan będzie służyć Papieżowi z bliska. Powiedział mi na koniec: „Oczywiście teraz każdy będzie miał swoje obowiązki”. Rozpocząłem pracę natychmiast.

Wyobrażam sobie, że w tamtym momencie walizki Ksiądz pakował z radością...
Także z emocjami. Dużymi emocjami.

Benedykt XVI kontynuował tradycję Jana Pawła II, który codziennie modlił się w napływających nieustannie intencjach.
Tak, robił to już Jan Paweł II i było to zadanie don Mietka – był on moim poprzednikiem, jeśli mogę tak go nazwać – które odziedziczyłem po nim. To było bardzo piękne zadanie. Prośby napływały prawie każdego dnia, wiele innych nie docierało do nas, ale przekazywane były bezpośrednio do Sekretariatu Stanu z odpowiedzią, że Papież poleca je w intencji ogólnej podczas osobistej modlitwy.

Benedykt XVI był pod wrażeniem, jak wiele jest różnych chorób, których nie znaliśmy, i jak wiele rodzin przeżywa dramaty z nimi związane. Myślał nie tylko o osobie, którą bezpośrednio dotknęło nieszczęście, ale również o całej rodzinie, która dniem i nocą, w Boże Narodzenie i na Wielkanoc, latem i zimą musiała troszczyć się o chorego, czasami w bardzo ciężkim stanie. Ile rodzin cierpiało, bo tragedia dotykała małe dzieci. A kiedy prośba o modlitwę była z mojej miejscowości lub Malty, dopytywał mnie: „Ksiądz zna tych ludzi?”. Nieraz mówiłem, że tak. Ale to, co mnie uderzało to fakt, że Papież często po kilku dniach zwracał się do mnie i pytał: „Czy miał Ksiądz później wiadomości o tym panu, o tej pani, których wymieniał po imieniu”.

oceń artykuł Pobieranie..