Listy z obozu w Bouar

Co dzieje się w Republice Środkowej Afryki? Prasowe relacje nie zastąpią opowieści naocznych świadków.

Bouar, 29 stycznia 2014

Brat Piotr Michalik, kapucyn

Dziś rozpoczęliśmy wielkie sprzątanie. Do południa ostatnie osoby wróciły do siebie. Jakoś dziwnie cicho się zrobiło, ale przywyknę. Czas, gdy nasz dom zamienił się w obóz dla uchodźców był wielkim doświadczeniem dla naszej wspólnoty. Rytm życia prawie całkowicie wywrócony do góry nogami, trzeba było się zająć wszystkim, nawet tym, o czym dotychczas człowiek nie miał zielonego pojęcia. Na szczęście wszyscy bracia dali z siebie wszystko, a i wśród uchodźców od razu zawiązała się grupa odpowiedzialnych,  która wzięła na siebie ciężar organizacji obozu…. Jestem im wszystkim naprawdę wdzięczny. Nie mogę tu zapomnieć o MISCA. Z punktu widzenia bezpieczeństwa obozu zrobili naprawdę dobrą robotę. Również organizacje pozarządowe miały swój udział w funkcjonowaniu obozu, choć w większości ich akcje były przynajmniej  o tydzień spóźnione i …, no nieważne, dziękuje im. Oczywiście nasz brak doświadczenia w materii tez powodował nieporozumienia….. Następnym razem człowiek będzie mądrzejszy. Oby jednak tego następnego razu nigdy już nie było.

W poniedziałek wstałem wcześnie, pomodliłem się sam i o 6h 20 wyjazd: ja, 4 Mauretańczyków i Eryk z MISCA do obstawy. Jedziemy do garnizonu by dołączyć się do konwoju Kameruńczyków z MISCA, który jedzie do Garoua Boulaï – miasta przygranicznego w Kamerunie, 150 km stąd. Musimy przejechać przez całe miasto. Wszędzie pełno anty-balaka. Lustrują nasz samochód uważnie, ale nie reagują. Dopiero gdy skręcaliśmy juz do samego garnizonu MISCA i przejeżdżaliśmy koło bariery anty-balaka, jak tylko zauważyli Mauretańczyków w samochodzie, od razu zaczęli się im odgrażać...

W garnizonie Eryk zostaje, a na jego miejsce wsiada Michael – Kameruńczyk angielskojęzyczny. Teraz on będzie naszą obstawą. Trochę czekamy. Nagle pojawił się zasięg telefonów. Dzwonie do Andrzeja Barszcza, żeby szybciutko się spakował i czekał na konwój przy głównej drodze. Też chce kupić paliwo i żywność w Kamerunie dla Niższego Seminarium. Włączamy światła awaryjne i jedziemy.

Najpierw kapitan ze swoim Land Cruiserem i karabinem maszynowym na pace, potem ja, następnie ciężarówka z materiałami (duży namiot itp.), by zorganizować ich obóz przy granicy i na koniec jakiś mały gazik. Jak tylko dojechaliśmy do bariery anty-balaka, kapitan wyskoczył z samochodu i zaczął ich opieprzać za ta barierę. Zrobiło się gorąco, dziesiątki anty-balaka zleciało się zewsząd, tumult rósł. A moi Mauretańczycy maleli, najchętniej by zniknęli… W końcu kapitan jakoś się dogadał z ich szefem.

Podjeżdżamy pod katedrę. Samochód jakiejś organizacji pozarządowej też ma z nami jechać. Dzwoni Mateusz z Baboua – tez chce dołączyć do naszego konwoju. Będzie na nas czekał. Siostra. Renata, pasterzanka, jeszcze zdążyła mi dać listę zakupów dla nich i jedziemy.

W Yolé Andrzej juz czekał i wskakuje przede mnie. Żołnierze jada szybko – aż mnie to dziwi. Po kolejnych 10 km samochód organizacji pozarządowej pada. Kierowca daje mi kanistry,  by kupić im 100 litrów paliwa. Jedziemy. Po kolejnych 15 km pada samochód Andrzeja. Musi zawrócić (jak się później okazało sam nie mógł, bracia wzięli go na hol; poważniejsza awaria samochodu). Teraz już jestem sam z żolnierzami. Jada ostro – 100-120 km/h. Po drodze praktycznie prawie w każdej wiosce mijamy anty-balaka. Co za kraj, gdzie każdy kto chce to może sobie paradować z bronią po drodze ? Bariery anty-balaka na widok konwoju otwierają się bez słowa dyskusji. Nie mogłem na czas uprzedzić Mateusza w Baboua (mój telefon tam nie działa) i popędziliśmy do granicy bez niego. Dopiero w wiosce przygranicznej (po stronie RCA) Cantonnier, gdy zatrzymaliśmy się w tworzącym się obozie MISCA, zadzwoniłem do Mateusza i informuję go o sytuacji. Postanawia sam jechać by do nas dołączyć tutaj.

Tu MISCA zostawia broń i już bardzo spokojnie zbliżamy się do granicy. Po stronie RCA oczywiście żadnych formalności. Witamy jakichś żandarmów, ale chyba jeszcze nie za bardzo funkcjonują. Zresztą tego dnia mieli spotkanie z MISCA, anty-balaka itp. by zastanowić się,  jak doprowadzić do normalnego funkcjonowania granicy. W strefie niczyjej część schodzi z samochodu i idzie na piechotę. Widać taka procedura.

Po stronie Kamerunu też mi nie robili historii. Zostawiam Mauretańczyków by dopełnili formalności, kapitan informuje mnie że zbiórka o godzinie 14 i odjazd o 15.  Jadę do miasta. Jaki to rażący kontrast: zobaczyć miasto normalnie funkcjonujące. Ludzie zachowują się normalnie, dzieci idą do szkoły…. Dawno czegoś takiego nie widziałem… Robię zakupy. Wszędzie pytają się o sytuacje w RCA, ale człowiekowi juz się nawet nie chce o tym mówić… Spotykam Mateusza – dojechał bez problemów. Też «przemycił» jednego muzułmanina do Kamerunu. Na koniec wpadamy do polskich sióstr dominikanek. Mimo że bez zapowiedzi i tylko na chwileczkę (godzina 14h zbliżała się nieubłagalnie) dostaliśmy zaimprowizowany naprędce obiad.

Pędzę na granicę. Jest 14:05. Nikogo jeszcze nie ma. Przyjeżdża Mateusz. 15 mija, nic. Przed 16 samochód kapitana przyjeżdża. Pytam kiedy odjazd. Nie za szybko. Rozumiem – wyskoczyli sobie na miasto… Mateusz, który ma kłopoty techniczne z samochodem postanawia nie czekać – wraca sam. Dojechał do Baboua bez problemów. My wyjeżdżamy po 17. Z Cantonnier przed 18h. Za chwile robi się ciemno. Normalnie tego nie lubię, ale z obstawa – nich będzie. Wróciliśmy bez problemów.


Poniedziałek i wtorek było rozdawanie żywności w St Laurent. To zawsze bardzo delikatny moment. Dużo przepychania się, krzyku a nawet rękoczynów (hmmm, miedzy kobietami – sam byłem świadkiem).


Wczoraj kolejne spotkanie z prefektem. Po raz pierwszy byli na nim anty-balaka. «Mój» generał Ndale też. Deklaracje były ładne, teraz czas zobaczyć ich realizację. Np. mówiono o tym, by wewnątrz miasta nie było barier. Mówiono konkretnie o barierze przy targowisku w dzielnicy Herman. Generał dał słowo, że zaraz po spotkaniu pojedzie załatwić ta sprawę. Wieczorem jechałem na spowiedź do karmelitów – bariera cały czas tam była

W powrotnej drodze mnie zatrzymali. Gdy powiedziałem im co myśle na temat tej bariery, to powiedzieli że to sam generał kazał im ją zrobić – za dużo kradzieży w tym regionie… Pożegnaliśmy się w milej atmosferze…


Dziś do południa ostatnie spotkanie odpowiedzialnych obozu. Podziękowania, ewaluacja naszych działań, dzielenie się doświadczeniem…No i sprzątanie. Dziś, jutro, pojutrze….

I żeby juz nie trzeba było ponownie otwierać naszych bram dla tysięcy bojących się ludzi….

Pozdrawiam serdecznie

Piotrek

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg