Listy z obozu w Bouar

Co dzieje się w Republice Środkowej Afryki? Prasowe relacje nie zastąpią opowieści naocznych świadków.

Bouar, 9 lutego 2014

Brat Piotr Michalik, kapucyn

Zeszłej niedzieli (2. lutego) po południu otrzymałem list : «Niedziela, 2 luty 2014. Czcigodny ojcze Piotrze. Séleka spaliła kaplice w Yongoro, a także dom duszpasterski (maison des jeunes) i inne domy we wiosce. Oto nowina z naszego sektora. Pozdrawiam. Katechista Antoine Bafondo». Jęknąłem wewnętrznie i zacząłem sobie zadawać pytania: a ludzie, nic im się nie stało ? Jak mogli spalić budynek kryty blacha a nie słomą? Dlaczego to zrobili ? W każdym bądź razie to byli ci sam, i co w piątek złożyli nam nocna wizytę.

Wiem że musze tam pojechać, ale na razie jest to niemożliwe. Cały czas mamy tu uchodźców – roboty jest w bród na miejscu. Nadto jak na razie nie ma klarownych wiadomości na temat przemieszczania się Séleka. Jest duże prawdopodobieństwo napotkania ich na drodze. Dlatego wyprawę pozostawiam na najbliższa przyszłość.

Poniedziałek i wtorek – uchodźcy cały czas u nas. Fakt, pierwsi juz powrócili do domów, jednak na miejscu jest ich jeszcze dużo.

Środa – jest konwój MISCA do Garoua Boulaï (Kamerun). Natychmiast się organizujemy i z Jackiem oraz Andrzejem korzystamy z okazji. Wywozimy też kolejnych muzułmanów do Kamerunu. Zakupy są te same : paliwo i żywność.

Czwartek – nie ma juz uchodźców u nas. Sprzątanie. Ponowne. Robimy najważniejsze rzeczy. Jutro z chłopakami z powołaniówki «zaatakujemy» ogród – to dopiero będzie sprzątanie…

Piątek. Rano różne prace. Zaraz po obiedzie jadę po s. Renatę i jedziemy obejrzeć Yongoro.

Zatrzymujemy się w Dongue Yoyo (20 km od Bouar). Spotykamy Antoine. Chce jechać z nami. Bierzemy go. Widzę kilka spalonych domów. Pytam Antoine czy nie było zabitych. Mówi, że dzięki ogłoszeniu naszego Radia Siriri,  które ostrzegło wszystkich ludzi o zbliżaniu się kolumny Séleka,  w dosłownie ostatniej chwili ludzie uciekli do buszu. W tej wiosce Séleka porzuciła dużą ciężarówkę. Zepsuła się im i nie potrafili jej naprawić. Na szczęście nie spalili jej jak ten samochód przed naszym domem. Ludzie z wioski, by kolejny konwój Séleka nie spalił porzuconej ciężarówki, wypchali ja do buszu, tak by z drogi nie była widoczna.

Opuszczamy Dongue Yoyo. To była ostatnia wioska gdzie spotkaliśmy ludzi. Jeszcze trochę ludzi było widocznych w Vakap. Wszystkie inne wioski – bezludne. Kolejne wioski spalone przez Séleka – Kela Doukou i Yongoro.

Gdy wjeżdżamy do Yongoro (40 km od Bouar) – ani jednej żywej duszy. A wioska jest  naprawdę duża. Odczuwam atmosferę grozy. Myślę,  że większość domów jest spalona. Podjeżdżamy pod kaplicę. Widzę spalone domy katechistów. Kątem oka patrzę na kaplice – dzięki Bogu nie jest cała zniszczona. Zaczynamy dokładniejsze oględziny. Zniszczona i spalona jest zakrystia. Musieli użyć «lance-roquettes» (bazooka czy jak to się zwie) – dach jest rozerwany w tym miejscu na strzępy.  Co gorsza, murom też się oberwało. Są popękane i nawet jeden filar nośny jest złamany w pół (choć nadal stoi..).  W zakrystii tlą się jeszcze płody rolne (kukurydza itp.) złożone tam przez ludzi z wioski.

Idziemy do domu duszpasterskiego. Też nie cały zniszczony. Jedno z pomieszczeń zamienionych w magazyn, tak jak zakrystia dostała z bazooki: dach rozerwany, wszystkie rzeczy złożone tu na przechowane, bo to miejsce «pewne», spalone. Na szczęście wydaje się, że mur wytrzymał to wszystko.

Wsiadamy do samochodu i podjeżdżamy do przychodni zdrowia. Tutaj na placu przed nim nocowała Séleka. Świadczą o tym śmieci porozrzucane po całym placu (puste puszki po sardynkach, rzeczy zrabowane wcześniej a tu wyrzucone jako niepotrzebne itp.). Jest też kilka zasuszonych juz skór kóz. Kilka materacy do spania pod drzewem. Tutaj też kolejny samochód odmówił im posłuszeństwa. Tym razem nie zapomnieli go spalić… A sam ośrodek zdrowia splądrowany doszczętnie. Renata z Antoine zaczęli zbierać to co można by jeszcze uratować.

Spaceruje dookoła. W pewnym momencie czuje odór rozkładającego się ciała. Widzę że na końcu wioski jakiś człowiek jest. Jednak boi się zbliżyć – widzi samochód, nie wie kim jesteśmy. Po pewnym czasie ktoś w końcu do nas podchodzi. Jest to André Balakoutou – baptysta. Każdego wieczoru kilku młodych śmiałków przychodzi pomodlić się do ich kościoła.

To on nam wyjaśnia co się tutaj działo. To przed jego domem rozbili obozowisko. Za jego domem pogrzebali we wspólnym grobie 5-6 Séleka rannych w walkach w Bouar, którzy zmarli w drodze. Gdy zatrzymali się tu, od razu wystawili straże przy każdej, nawet najmniejszej ścieżynie prowadzącej do wioski. I oczywiście strzelali bez ostrzeżenia do każdego,  kto odważył się zblizyć do wioski. W ten sposób zabili około 8 osób, które pochowano byle szybciej, tam gdzie znaleziono ich ciała. To jeden z nich, pochowany pod kamieniami, wydzielał ten odór, który poczułem wcześniej…

Wracamy. Nie za bardzo nam się chce rozmawiać. Nadal mamy przed oczyma to co widzieliśmy w Yongoro. I pytamy samych siebie: kiedy na nowo ta wioska zacznie żyć

Pozdrawiam serdecznie

Piotrek

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg