Aborcja nie zapobiega niepełnosprawności

W sejmie odbyło się 26 września pierwsze czytanie obywatelskiego projektu ustawy zakazującej aborcji eugenicznej. Podpisało się pod nim ponad 400 tys. osób. Przeczytaj zapis przemówienia matki niepełnosprawnego dziecka, Kai Godek z Fundacji Pro-Prawo do Życia.

To bardzo charakterystyczne, że bronią się oni przed prawdą o tym, co robią. Wystarczy spojrzeć na język, którego używają. Powszechne jest mówienie kobietom, że w ich sytuacji można jeszcze „coś z tym zrobić". Nie pada słowo „aborcja", o tym, że jest to zabicie dziecka wcale się nie wspomina. Również w wywiadach prasowych mówią, że to że odbywają się aborcje to nie ich wina, że oni tak naprawdę są za życiem. Jest to swoiste rozdwojenie jaźni, którego doświadczają. Kiedy młody człowiek idzie na studia medyczne, idzie na nie po to, aby ratować życie i zdrowie ludzi. Potem okazuje się, że w zakres jego specjalizacji ma wchodzić zabijanie poczętych dzieci. O tym, że abortowanie dziecka leży w zakresie specjalizacji z ginekologii i położnictwa mówią otwarcie kierownicy katedr ginekologii i położnictwa Uniwersytetów Medycznych. Jest to wielka demoralizacja, która odbywa się w środowisku medycznym. Postulowana przez nas nowelizacja pozwoli uwolnić lekarzy od tego swoistego rozdwojenia jaźni, które jest ich udziałem.

Powoli wychodzi na jaw prawda o tym, w jaki sposób morduje się w Polsce niepełnosprawne dzieci. Na zapytanie działaczy pro-life wystosowane w trybie dostępu do informacji publicznej odpowiedział prof. Mirosław Wielgoś ordynator oddziału położnictwa i ginekologii Szpitala Klinicznego im. Dzieciątka Jezus - jednego z warszawskich szpitali, gdzie zabija się takie dzieci. Otóż kobiecie podaje się środki na wywołanie porodu i czeka się na wydalenie w ten sposób dziecka. Wykonuje się to w 5. i 6. miesiącu ciąży, gdyż badania prenatalne, jak wcześniej wspominałam przebiegają etapami i w sumie diagnostyka trwa kilka tygodni. W piśmie, które otrzymaliśmy od prof. Wielgosia zaznacza się, że na tym etapie ciąży dziecko ZWYKLE rodzi się martwe. Jeśli urodziłoby się żywe, w szpitalu obowiązuje procedura tzw. odstąpienia od reanimacji. Oznacza to, że takie dziecko zostawia się na misce lub chuście chirurgicznej, aby tam zmarło. Umiera w cierpieniach, dusząc się z powodu niewystarczającego wykształcenia płuc. Z relacji pracowników wielu szpitali w Polsce wiemy, że do takich przypadków dochodzi i że te dzieci mogą umierać nawet kilkanaście godzin. Pozwolę sobie przytoczyć słowa położnych, których świadectwa zebrała w ubiegłym roku dziennikarka jednego z poczytnych tygodników.

Przypadek pierwszy:

„Pacjentka, 23. tydzień ciąży, otrzymuje środki naskurczowe zaaplikowane przez lekarza i czeka na poród, który uwolni ją od problemu, jakim byłoby wychowanie upośledzonego dziecka. Stwierdzone wady rozwojowe. Zapada decyzja o natychmiastowym zakończeniu ciąży. Dziecko rodzi się zniekształcone. (...) Zaraz po urodzeniu traktowane jest jak preparat do badania. Nie zdecydowano jeszcze tylko, czy ma trafić do lodówki, czy do formaliny! Zaraz zapadnie wyrok. Ale uwaga: ono żyje! Leży wraz z łożyskiem w metalowej misce i wyraźnie widać, jak bije mu serce! Wbrew przewidywaniom i diagnozie. (...) Dziecko po kilku minutach umiera i trafia do lodówki. Próby oporu położnych kliniki wobec takiego procederu traktowane są jako przejaw niesubordynacji i grozi się takim położnym utratą pracy. Co kierownictwo kliniki dobitnie i jasno wypowiada".

Przypadek drugi: wypowiada się syn położnej:

Dzieci rodzą się po 20. tygodniu, czasem to nawet 24., 25. tydzień ciąży. Mają zespół Downa, głównie. (...) Zazwyczaj, jak przewiduje plan terminacji, są już martwe. Matka Jana często płacze. Szczególnie wtedy, gdy „martwe" dziecko, nawet prawie kilogramowe, gdy się urodzi, to jednak chwilę zakwili. Nawet do inkubatora takiego dzieciaczka się nie bierze. Bo po co? (...) Moja matka jest na skraju wyczerpania nerwowego. Nie ma nawet pomocy psychologicznej. Ale co możemy zrobić? Mama nie znalazła innej pracy.

To dzieje się w Polskich szpitalach.

Zastanówmy się teraz nad tym, jaką informację daje niepełnosprawnym państwo poprzez ustawę aborcyjną w obecnym kształcie.

Poprzez wyjątek eugeniczny w ustawie państwo mówi dziś osobom dotkniętym niepełnosprawnością: wy jesteście gorsi, nie zasługujecie na ochronę. Równie dobrze mogłoby was tu nie być. Zabicie dziecka jest złem i podlega sankcjom prawnym, ale zabicie dziecka niepełnosprawnego już takim złem nie jest.

Jest to wielka nierówność wobec prawa i wielka dyskryminacja.

Nie do pominięcia jest aspekt edukacyjny prawa aborcyjnego w Polsce.

Ustawa dopuszczająca zabicie człowieka ze względu na jego niepełnosprawność buduje i utrwala negatywne stereotypy na temat osób niepełnosprawnych – jakby mówiła: to są ludzie, z których nic nie będzie, nie ma sensu, aby żyli, jeśli ich nie zabijamy, to tylko dlatego, że ich rodzice sobie tego nie życzą, na ich wyłączną odpowiedzialność. My nie cenimy sobie ich obecności w społeczeństwie. Zaprzeczenie idei integracji i tolerancji wobec osób z niepełnosprawnością.

Obrońcy dopuszczalności zabijania chorych dzieci mówią o trudnej sytuacji ich rodzin. Trzeba przyznać, że choć nie zdarza się to zawsze, to bywa i tak. Musimy jednak mieć świadomość, że kształtowanie myślenia ludzkiego w taki sposób, że postrzega się osoby niepełnosprawne jako powołane na ten świat wyłącznie na odpowiedzialność rodziców – powoduje stopniowe wykształcanie obojętności na los rodzin z osobą niepełnosprawną – wiedzieliście państwo co robicie, zrobiliście to na własny rachunek. Tymczasem nikt z rodziców dzieci niepełnosprawnych nie ma takiego dziecka, bo tak o tym świadomie zdecydował – na to jakie dziecko komu się pocznie nie mamy wpływu. Podobnie jak nie mamy wpływu na to, czy pocznie nam się chłopiec czy dziewczynka – nikt nie wpada na szczęście na to, aby dawać wybór czy urodzić czy nie dziecko, którego płeć jest inna niż nam się na początku ciąży zamarzyło.

Mówienie, że rodziny nie mają pieniędzy – to w istocie sprowadzanie sprawy do przesłanki społecznej, zniesionej przez Trybunał Konstytucyjny w 1997. Nie poprawia się losu rodziny zabijając jej członków. Nie będzie poprawy losu rodzin, jeśli obecność dziecka niepełnosprawnego w takiej rodzinie postrzegana będzie jako efekt decyzji rodziców.

Przy okazji obrony prawa do zabijania dzieci pojawia się problem tzw. heroizmu. To heroiczna decyzja, to rzadko spotykane bohaterstwo – słyszą rodzice, którzy nie zabijają swojego niepełnosprawnego dziecka, ale je przyjmują, wychowują i otaczają opieką. Jeśli pojawiają się takie opinie, to jest to najlepszy dowód na to, że ustawa wymaga naprawy. Bo oto ta ustawa, nie zawierająca obowiązku, ale tylko możliwość doprowadziła do tego, że pozostawienie własnego dziecka przy życiu zaczęto postrzegać jako wyczyn. Bo jeśli definiujemy heroizm, to pośrednio definiujemy także normę. Heroizm darowania komuś życia oznacza normę w postaci uśmiercenia tej osoby.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg