Kapłan, który neguje swego i innych biskupów, nie spełnia podstawowych kryteriów – mówi abp Henryk Hoser, odnosząc się do konfliktu z ks. Lemańskim.
Jak miałby wyglądać świat po tej rewolucji?
Miałby składać się przede wszystkim z jednostek a nie ze wspólnot. Procesy te zmierzają w kierunku indywidualizacji i atomizacji społeczeństwa. Zakłada się, że wszystkie międzyludzkie relacje są zmienne, płynne i czasowe. Nie istnieje nic trwałego. W związku z tym nie można postulować takich postaw jak wierność, wspólne trwanie czy przezwyciężanie pewnych trudnych sytuacji. Jest to też powrót do hedonizmu, w którym największą wartość miała ulotnie doświadczana przyjemność. Nic dziwnego, że taki ideał życia pociąga wielu.
Dotykamy w tym momencie m.in. pojęcia szczęścia, które jest bardzo trudne do zdefiniowania.
Nurt kulturowy, o którym mówimy uznaje, że szczęścia nie można kategoryzować, a każdy jest powołany do tego, aby zdefiniować je na swój sposób. Jest to skrajny subiektywizm, który nie uznaje żadnej obiektywnej prawdy w sprawach antropologicznych. Pojęcie prawdy obiektywnej rezerwuje on wyłącznie dla nauk ścisłych, gdyż bez trwałych podstaw nie mogłyby one istnieć. Za trwałe uznaje się np. prawa fizyki, chemii czy biologii, które można opisać matematycznie. Podobnie prawnicy uczą się najpierw prawa rzymskiego. Zasady prawa rzymskiego, np. rozróżnienie pojęć: "ius" i "iustitia" oparło się wszystkim rewolucjom społecznym i kulturowym. A bez tych zasad, wypracowanych ponad 2 tys. lat temu, prawo stałoby się prawem niespójnym, powodującym chaos.
Natomiast w naukach humanistycznych kategorię prawdy obiektywnej się odrzuca. To niebezpieczny paradoks. Takie spojrzenie antropologiczne prowadzi też do stopniowego przewartościowania koncepcji praw człowieka. Deklaracja Praw Człowieka z 1948 r., zakładała, że prawom winny towarzyszyć określone obowiązki. Było to bliskie chrześcijańskiej koncepcji praw człowieka, sformułowanej przez Jana XXIII w encyklice "Pacem in terris". Wedle obecnie forsowanej wizji praw człowieka, człowiek winien mieć prawo do wszystkiego, przy braku jakichkolwiek zobowiązań. A przy tym następuje relatywizacja tych praw, np. prawa do życia, które nie ma już charakteru bezwzględnego. W tym samym duchu próbuje się modyfikować lekarską przysięgę Hipokratesa.
Czy chodzi tu o rodzaj nowej utopii społecznej? Wiekiem utopii, które dużo kosztowały ludzkość był wiek XX.
Jest to daleko posunięta utopia, równie niebezpieczna dla ludzkości. Opiera się ona na irrealistycznej wizji, niemożliwej do realizacji. Jest to rodzaj kolejnej fantasmagorii obiecującej epokę powszechnej szczęśliwości, gdzie wszystko jest względne i każdy może wybierać i realizować to, na co ma ochotę. Po pewnym czasie ludzie się przekonają, że taki sposób życia jest niemożliwy, ale może to wiele kosztować.
Czy rzeczywiście zbudowanie takiego społeczeństwa, takiego typu kultury nie jest możliwe?
Nie jest możliwe, gdyż wiąże się z dekompozycją społeczeństwa. Dekompozycją struktur i instytucji, będących wynikiem doświadczenia ludzkości. Dlatego Kościół, broniąc pryncypiów, z których nie zrezygnuje, będzie się np. stanowczo sprzeciwiać takiemu modelowi społecznemu, w którym rodzina zostaje zrównana z innymi związkami o charakterze homoseksualnym, poligamicznym czy poliandrycznym, gdy ideałem ma być „poliamoria“. Wówczas ograniczony zostałby pewien jej szczególny status, niezbędny do pełnienia przez nią roli, która zapewnia społeczeństwu przyszłość i możliwość rozwoju.
W Sejmie ma być przedłożony projekt nowelizacji ustawy o równouprawnieniu. Na ile jest to groźne dla naszego życia społecznego i jak daleko posuwa nas w realizacji ideologii gender?
Jest to pierwsza próba wprowadzenia ideologii gender do polskiej legislacji. Środowiska feministyczne od pewnego czasu próbują zaszczepić w naszej świadomości pojęcie "płci kulturowej", natomiast projekt ustawy zgłoszonej przez lewicę jest pierwszym krokiem w tym kierunku na forum ustawodawczym. Jeśli takie prawa wejdą w życie, to niedługo zakazane będzie wychowywanie chłopca do roli mężczyzny, a dziewczynki do roli kobiety. W imię zasady "niedyskryminacji orientacji seksualnych", dążyć się będzie do nieograniczonej promocji tego postaw homoseksualnych, a zamykać się będzie usta, tym którzy widzą to inaczej. Zgłoszony projekt ma być takim "włożeniem stopy w uchylone drzwi", aby je później coraz bardziej otwierać.
Czy efektem tej nowelizacji, jeśli weszłaby w życie, będzie np. zakaz mówienia z ambony na temat homoseksualizmu w Piśmie Świętym?
Już dziś jeśli ktoś zacytowałby naukę Starego i Nowego Testamentu na ten temat i jeszcze wygłosił na homilię, to mógłby się narazić na nieprzyjemności. W Polsce jeszcze nie zostałby ukarany, ale zostałby zauważony i napiętnowany jako homofob.
Jestem przekonany, że Kościół w konfrontacji z ta ideologią może spełnić ważną rolę prorocką. W tych dniach czytaliśmy w brewiarzu Księgę Jeremiasza. Prorok ten jest personifikacją postawy, która broniąc zasad, nie podoba się nikomu: ani królowi, ani jego dowódcom. A świat zmierzał ku klęsce i w końcu klęska nastąpiła. Nie chciałbym być prorokiem nieszczęścia.
Na Bliskim Wschodzie trwa eksterminacja chrześcijan, którzy stają się ofiarami
konfliktów wewnątrzmuzułmańskich w krajach arabskich. Na ile winę za ich exodus
ponosi Zachód?
Moja ostania zagraniczna podróż jako sekretarza Kongregacji do spraw Ewangelizacji Narodów odbyła się do Libanu. Tam wszystkie te problemy, którymi żyją chrześcijanie na Bliskim Wschodzie są bardziej czytelne, ponieważ wspólnota jest dużo większa i mocniejsza, ale niestety bardzo wielu Libańczyków już wyemigrowało. Czułem ich zawód, że nie mają politycznego wsparcia Zachodu, wsparcia chrześcijańskiej Europy, co ich gubi. Wojna w Iraku spowodowała olbrzymie spustoszenie wśród chrześcijan, jest ich teraz o ponad milion mniej. W Egipcie ostatnio wojna przyniosła spalenie ponad 50 kościołów. Teraz podobny proces następuje w Syrii, gdzie wszystkie rodzaje Kościołów wschodnich są bardzo żywe. Może się to bardzo źle skończyć dla tamtych chrześcijan.
Co może zrobić Zachód?
Zachód nie będzie się za chrześcijanami opowiadał, bo się wyparł chrześcijaństwa i bardzo dba o to, żeby jego pomoc nie miała charakteru konfesyjnego. Nie liczę na obronę chrześcijan na Bliskim Wschodzie przez Zachód.
A jak może pomóc Polska?
Polska w wymiarze międzynarodowym się nie liczy. Może ewentualnie otworzyć swoje drzwi i przyjąć chrześcijan z krajów semickich, arabskich. Z drugiej strony, Polska nie jest w stanie przyjąć starych emigrantów ze Wschodu, to co mówić o ludziach, którzy nie znają języka. Ale modlić się możemy. Jeżeli jako chrześcijanie
wierzymy w siłę modlitwy i obecność Opatrzności Bożej w naszym życiu to powinniśmy się modlić, aby sytuacja chrześcijan na Bliskim Wschodzie się uregulowała.
Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiali:
Marcin Przeciszewski i Ewa K.Czaczkowska
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.