Kapłan, który neguje swego i innych biskupów, nie spełnia podstawowych kryteriów – mówi abp Henryk Hoser, odnosząc się do konfliktu z ks. Lemańskim.
Taki "raban" duchowy robi znakomicie np. Droga Neokatechumenalna, która prowadzi ewangelizację na ulicy. Zdarza się, że pod wpływem tej ulicznej ewangelizacji ludzie proszą o spowiedź. Jest wiele różnych pozytywnych owoców. Są to pewne peryferie, o których tak wiele mówi papież Franciszek. W nawiązaniu do tego kładę także duży nacisk na to, co się dzieje w parafiach. Bardzo zależy mi na rozwoju oddolnych inicjatyw, a nie na jakiejś ich scentralizowanej wizji. Jakość tego, co się dzieje w parafiach jest ogromnie ważna.
Jestem też głęboko przekonany, że - tak jak to podkreśla PapieżFranciszek - Kościół musi mieć drzwi otwarte i nigdy nie może ich zamykać. Kościół musi być i jest w ciągłym dialogu ze społeczeństwem, a nie zamkniętą twierdzą. Kościół, który jest z natury Kościołem misyjnym, nie może być zamknięty. Zamkniecie zaprzecza jego naturze. W związku z tym drzwi Kościoła zawsze powinny być otwarte. Kto chce wejść, to wchodzi, a kto chce wyjść, wychodzi.
Ale pewna część mediów w Polsce przeciwstawia Franciszka Kościołowi w Polsce. Co Ksiądz Arcybiskup o tym myśli?
Tym się nie zajmuję, a niepokoi mnie co innego. Niepokoi mnie, że Kościół w Polsce wciąż przez naszych wiernych jest traktowany jako instytucja księży i biskupów. Pytam: a gdzie wy jesteście jako świeccy? Badania socjologiczne - także w naszej diecezji - wykazują ogromną pasywność wiernych świeckich. To trzeba ruszyć. Kościół nie zrobi wiele siłami biskupów i księży. Faktycznie potrzebny jest jakiś "raban". Papież mówi ponadto o potrzebie nawrócenia duszpasterskiego. Metanoia jest czymś stałym w Kościele. Wciąż musimy dokonywać tego nawrócenia oraz pracować - jak podpowiada Sobór Watykański II - nad "aggionarmento", czyli uwspółcześnieniem zadań Kościoła. Jest to proces, którym Kościół żyje, droga, na której nie może się zatrzymać.
A jak Ksiądz Arcybiskup rozumie koncepcję papieża Franciszka wyrażaną w słowach: "Pragnę Kościoła ubogiego i dla ubogich?"
Moja koncepcja jest z tym spójna. Wszystko, co Kościół posiada, ma charakter społeczny, nie jest własnością żadnej osoby. Jest to własność wiernych i im powinna służyć. Jestem zdecydowanie przeciwny jakimś wydatkom prestiżowym, które pochłaniają środki a nikomu nie służą.
Powróćmy jeszcze do konfliktu z ks. Lemańskim. Co ten konflikt mówi o nas, jako o Kościele w Polsce, o społeczeństwie... ?
Ludzie kształtują sobie obraz Kościoła na podstawie krzywych zwierciadeł. To jest taki gabinet krzywych zwierciadeł, które znamy z wesołych miasteczek.
Tylko jest to trochę mniej wesołe...
W oparciu o obraz pozyskany z "krzywych zwierciadeł" ferowane są wyroki co do rzeczywistości Kościoła. Gdy wróciłem do Polski przed pięciu laty i poznaję tutejszy Kościół od środka, widzę, że ten medialny obraz nie pasuje do rzeczywistości i jest jej karykaturą. Nic wspólnego z rzeczywistością nie ma zarzut, że proboszczowie nie znają swych wiernych, itp. Kiedy z rozmawiam księżmi, to wiedzą o wiele więcej o sytuacji ludzi niż miejscowe władze. Są duszpasterzami, którzy "znają swoje owce". Natomiast istotnym problemem Kościoła w Polsce jest brak dostatecznej formacji i mobilizacji laikatu.
To, że liberalne media rozgrywają sprawę ks. Lemańskiego, grają nim, widać wyraźnie. Ale jaki jest tego cel?
Nie mam wątpliwości, że ten konflikt jest wykorzystywany przeciw mnie w ogóle. Próbowano mnie uderzyć paszkwilanckim artykułem w „Newsweeku”, próbowano utopić na Stadionie Narodowym przy okazji rekolekcji o. Bashobory, co się nie udało. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że jestem negatywnym bohaterem mediów. Próbuje się przedstawić mnie jako „karzącą rękę Boga”, przedstawiciela surowego Kościoła.
Muszę z pokorą to wszystko czytać, pomimo że jest to dalekie od prawdy. Powodem niewątpliwie jest debata bioetyczna. To, że jestem w niej aktywny i umiem
się porozumieć z ekspertami w tej dziedzinie na poziomie uniwersyteckim. Ten aspekt jest bardzo ważny.
Bardzo poważnym jest oskarżenie o współudział w ludobójstwie w Rwandzie. W poprzednim wywiadzie dla KAI ksiądz arcybiskup wyjaśnił, że w tym czasie nie było go w Rwandzie, odpowiedział na wiele zarzutów, ale pozostało przekonanie, że przed i po ludobójstwie był członkiem miejscowego establishmentu. Jak było?
Są to niesłychanie wydumane rzeczy, nie mające żadnej podstawy w rzeczywistości. Jestem zdumiony, jak można formułować tego typu zarzuty, które nie mają najmniejszego sensu. Gdyby moja działalność w Rwandzie była taka, jak mi się próbuje przypisać, gdybym był członkiem establishmentu, to za czasów poprzedniego reżimu nie byłbym kandydatem do wyrzucenia z kraju. W ostatniej chwili episkopat Rwandy mnie obronił. Niektórzy rządzący chcieli mnie wyrzucić w latach osiemdziesiątych ze względu na to, że przeciwstawiałem się niesłychanie zmasowanej kampanii antykoncepcji i aborcji, jaką prowadzono w Rwandzie.
W jakim kierunku - zdaniem Księdza Arcybiskupa zmierza współczesny świat i jaka rolę w tej ewolucji może odegrać Kościół?
Nie ulega wątpliwości, że Kościół katolicki jest w tej chwili na celowniku licznych niechętnych mu środowisk i sił politycznych, zresztą nie tylko w Polsce. Inne wspólnoty religijne nie są tak atakowane. Dlatego tak się dzieje, że nasz Kościół jest dziś główną przeszkodą na drodze wprowadzenia postulowanej przez te środowiska rewolucji społecznej i kulturowej, tzw. rewolucji obyczajowej. Inne środowiska są znacznie bardziej bierne w zakresie obrony wizji człowieka wynikającej z personalistycznej antropologii.
Co Ksiądz Arcybiskup ma konkretnie na myśli?
Chodzi o model kultury i cywilizacji, bazującej na skrajnym subiektywizmie i autonomii człowieka posuniętej tak daleko, że zostaje on wyalienowany nawet ze swojej biologicznej (w tym płciowej) tożsamości. Tymczasem przeszkodą jest Kościół katolicki, który chroni trwałych wartości. Taką wartością jest np. przekonanie o istnieniu jednej i jednoczącej wszystkich ludzi natury, która stanowi źródło praw człowieka. A kiedy podważymy istnienie natury ludzkiej a postawimy cały akcent na kulturze, która nie będzie już traktowana jako pochodna ludzkiej natury, wówczas prawa człowieka będą mieć charakter zmienny i koniunkturalny, podlegający różnym siłom i ich grze w przestrzeni społecznej.
Dlatego Kościół oskarżany jest o tradycjonalizm, zacofanie, wracają stare epitety: ciemnogrodu bądź średniowiecznego obskurantyzmu. Epitety te nie robią na mnie wrażenia, gdyż słuchałem ich w dzieciństwie w okresie stalinowskim i później. Dziś to powraca w innym, znacznie bardziej atrakcyjnym opakowaniu i towarzyszącym mu kampanii reklamowych.
A kto stoi u źródeł tych kampanii?
Nie można wskazać jednego źródła, instytucji czy środowiska. Jest to tzw. mainstream - główny nurt. Jeśli chodzi o media , tworzą go grupy medialne, za którymi stoją określone siły polityczne o orientacji lewicowo-liberalnej. Poważny jest też wpływ różnych grup feministycznych inspirowanych ideologią gender. Duża rolę w promocji tego nurtu odegrały różne agendy ONZ i organizowane przez nie konferencje w latach dziewięćdziesiątych. Myślenie to zakłada, że człowiek winien uwolnić się od wszelkiej transcendencji, stać się niejako "stwórcą" samego siebie we wszystkich wymiarach, włącznie z własną płcią. Jest to koncepcja wolności, posuniętej aż tak daleko, że ma nas uwolnić nawet od własnej natury, którą rzekomo możemy dowolnie sobie ukształtować. Chodzi o rodzaj nowej rewolucji w sferze kulturowej i antropologicznej.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.