Trwający od marca ub. r. rozejm między gangami przestępczymi w Salwadorze nie przyniósł owoców, jakich oczekiwali uczciwie pracujący mieszkańcy tego kraju – uważają tamtejsi biskupi.
Konferencja Episkopatu Salwadoru wydała komunikat, w którym przypomina, że nadal trwa „terroryzm band”, rani się, zabija i porywa ludzi. Przemoc uprawiana przez gangi zagraża ludzkiej godności i wolności. Powoduje też migrację, bo mieszkańcy terenów objętych działalnością przestępczą przenoszą się w miejsca bezpieczniejsze.
Rząd prezydenta Mauricio Funesa ocenia efekty rozejmu między bandami optymistyczniej niż biskupi. Cieszy się, że od chwili zawarcia go liczba zabójstw w tym środkowoamerykańskim kraju zmalała o połowę. Przyznaje jednak, że choć gangsterzy nie zabijają się między sobą, to nadal rabują i porywają. Minister sprawiedliwości i bezpieczeństwa David Munguía Payés próbował ich nawet usprawiedliwiać, że „przecież z tego żyją”. W komunikacie episkopatu Salwadoru zwrócono jednak uwagę, że działań przestępczych nie można uznać za właściwy sposób, by zdobyć środki utrzymania.
Do zawarcia rozejmu doprowadzili w ub. r. biskup polowy Salwadoru Fabio Colindres i jeden z byłych deputowanych, bez udziału w sposób bezpośredni rządu, jednak przy jego wyraźnym poparciu. Jak wyjaśnił przedstawiciel episkopatu, biskup pomocniczy San Salvador Gregorio Rosa Chávez, Kościół popiera mediację prowadzoną przez bp. Colindresa z tytułu osobistego i ze względów humanitarnych, ale nie jest w nią instytucjonalnie zaangażowany. Warto odnotować, że salwadorski ordynariusz wojskowy jest jednym z sygnatariuszy komunikatu biskupów uznającego owoce rozejmu za niewystarczające.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Przyboczna straż papieża uczestniczyła w tajnych operacjach, także podczas drugiej wojny światowej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.