Związki partnerskie - 1. krok na równi pochyłej

W interesie państwa leży wspieranie heteroseksualnych małżeństw, które rodzą dzieci, czym pośrednio przyczyniają się do wzrostu gospodarczego, bo wychowują przyszłych pracowników i podatników - mówią rozmówcy KAI.

Zwracają oni uwagę, że wprowadzenie związków partnerskich, do czego dąży rządząca koalicja i lewicowe partie opozycyjne, to pierwszy krok na równi pochyłej, która doprowadzi do "małżeństw" homoseksualnych i adopcji przez nich dzieci - pierwszych i najbardziej bezbronnych ofiar tego kontrowersyjnego eksperymentu.

Dziś w Sejmie odbędzie się pierwsze czytanie projektów ustaw o związkach partnerskich, zgłoszonych przez Ruch Palikota, SLD i Platformę Obywatelską.

Przewodniczący Fundacji Mamy i Taty Paweł Woliński przypomina, że związków partnerskich nie można porównywać z małżeństwami, gdyż nie są to byty porównywalne, dlatego wysuwanie postulatu równości jest nieporozumieniem. W odróżnieniu od związków partnerskich celem małżeństw jest urodzenie i wychowanie dzieci. - Dla państwa nie jest to obojętne, dla gospodarki również, bo tylko kapitał ludzki decyduje o dynamicznym rozwoju gospodarczym i przetrwaniu całej społeczności. W heteroseksualnych związkach partnerskich rodzi się zaś znacznie mniej dzieci, potwierdzają to statystyki w wielu krajach - przypomina Woliński. - W Polsce, gdzie jest zapaść demograficzna jest to więc posunięcie najgorsze z możliwych.

Psycholog ks. Marek Dziewiecki również przypomina, że rzeczywistym zadaniem państwa w obecnej sytuacji demograficznej jest nie uchwalanie kontrowersyjnych ustaw. Powinno ono prawnie oraz finansowo wspierać małżeństwa i rodziny po to, by rodzenie i wychowywanie dzieci nie wymagało heroizmu i nie wiązało się z popadaniem w biedę. Podkreśla również, że pilnym zadaniem państwa jest też aktywna polityka gospodarcza, aby nie powiększała się liczba rodzin już dotkniętych biedą i by młodzi Polacy nie emigrowali zagranicę w poszukiwaniu pracy na skalę jeszcze większą niż w czasach, w których Polska była najbiedniejsza.

Z kolei prezes Fundacji Mamy i Taty jest przekonany, że wprowadzenie związków partnerskich niezwłocznie pociągnie za sobą także legalizację związków jednopłciowych, jak również adopcję dzieci przez pary homoseksualne. Sami aktywiści gejowscy przyznają, że prowadzą batalię, rozpisaną na etapy. Ich zdaniem Polacy nie są jeszcze mentalnie gotowi do takich rozwiązań, ale ich poglądy się zmieniają, wszystko jest więc kwestią czasu.

Jednak najważniejsze zdaniem Wolińskiego jest to, że stawiając pierwszy krok na drodze do legalizacji związków jednopłciowych i adopcji dzieci zostaną zlekceważone prawa dzieci. O Konwencji Praw Dziecka z 1946 r., w której zapisane jest prawo najmłodszych do wychowania przez ojca i matkę, mało już kto pamięta. - Lobby homoseksualne będzie żądać od państwa dostarczenia im dzieci, jeśli taka para uzna, że ma ochotę na adopcję - podkreśla. Żądają czegoś, co niszczy człowieka i rodziny, deprecjonuje rodzicielstwo - podsumowuje.

Również psycholog i znany duszpasterz o. Józef Augustyn zwraca uwagę, że wskutek wprowadzenia związków partnerskich ucierpią przede wszystkim najsłabsi: dzieci i młodzież. One bowiem potrzebują dla swojego wzrostu jasnego przekazu społecznego: jaka jest rola mężczyzny i kobiety, czym jest małżeństwo i rodzina. Jego zdaniem udawanie, że homoseksualiści mogą tworzyć związek analogiczny do związku małżeńskiego jest zakłamywaniem prawa naturalnego. Podkreśla, że definicja małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny nie odwołuje się najpierw do religii, ale do prostej refleksji biologicznej i psychologicznej o człowieku.

O. Augustyn przypomina, że choć homoseksualizm znany jest od stuleci, absolutną „nowością” ostatnich dekad jest cywilizacyjne udawanie, że związki te mogą stanowić alternatywę dla małżeństw rzeczywistych i mogą wychowywać dzieci. I choć w projekcie zaproponowanym przez Klub Platformy Obywatelskiej nie ma jeszcze mowy o adopcji dzieci, projekt ten to tylko wstęp do pełnego procesu uznania homoseksualizmu jako alternatywy dla małżeństwa heteroseksualnego. Doświadczenia krajów zachodnich pokazują, a Polska idzie dokładnie ścieżką przez nie wytyczoną, że środowiska gejowskie swoje roszczenia rozkładają w czasie. Ludzie „ratio recta” - prawego rozumu - winni głośno pytać, dlaczego prawa homoseksualistów do „satysfakcji” bycia rodzicem, choć nimi nie są, są ważniejsze od prawa dziecka do posiadania ojca i matki? Można uchwalić wszystko, jeżeli zgromadzi się większość w parlamencie, ale to nie parlamenty decydują o tym, kto rodzi dzieci oraz jakiej płci ma być matka, a jakiej ojciec.

Dla rozwoju dziecka, dla jego tożsamości psychoseksualnej, ważne jest odniesienie do matki jako kobiety i do ojca jako mężczyzny. Tego nie zastąpi dwóch „ojców” ani dwie „matki”. Nie może być przecież tak, że jeden mężczyzna będzie „udawał” mamę, a w związkach lesbijskich jedna kobieta będzie udawała „tatę”. Przypominał o tym bł. Jan Paweł II, który w reakcji na wezwania Parlamentu Europejskiego, by kraje Unii tworzyły prawo „przyjazne” homoseksualistom, powiedział najprościej jak mógł, że „dziecko potrzebuje mamy i taty, nie dwóch mam lub dwóch tatusiów”.

Zdaniem o. Augustyna ustawa o związkach partnerskich pociągnie za sobą także rewolucję w szkolnym nauczaniu, bo środowiska gejowskie natychmiast będą domagać się zrewolucjonizowania wychowania do życia w rodzinie, jakie proponuje obecnie szkoła. Jest to pewne, ponieważ próby pisania podręczników do gimnazjum, w którym małżeństwa homoseksualne były prezentowane jako paralelne wobec małżeństw heteroseksualnych już miały miejsce.

To zaś jest niebezpieczne dla młodego człowieka wchodzącego w okres dojrzewania, gdy jego tożsamość psychoseksualna dopiero się kształtuje, prezentowanie homoseksualizmu jako alternatywy wobec związków heteroseksualnych może stanowić duże zagrożenie. Wielu młodych ludzi, labilnych emocjonalnie, a niekiedy także wykorzystanych homoseksualnie w dzieciństwie lub w okresie dorastania musi zmagać się, by punktem odniesienia dla ich ludzkiej miłości była osoba odmiennej płci. Robienie wrażenia, że to jest wszystko jedno, kto jest twoim „partnerem w miłości”, jest mieszaniem młodym ludziom w głowach i wyrządzaniem im głębokiej krzywdy.

Domaganie się, aby pary homoseksualne stawały na ślubnym kobiercu obok par heteroseksualnych, jest swoistym urąganiem rozumowi ludzkiemu. Małżeństwo było, jest i pozostanie jedno, ponieważ o tym decyduje biologia człowieka stworzonego na obraz Boga jako mężczyzna i kobieta, a nie parlamenty.

Opublikowany niedawno raport Marka Regnerusa, oparty był na analizie odpowiedzi, jakich udzieliły dorosłe dzieci wychowane przez ich biologicznych rodziców lub przez rodzica homoseksualnego wraz z jego lub jej partnerem potwierdzają jak dramatycznym obciążeniem jest wychowanie w stadłach jednopłciowych.

12 proc. dzieci wychowanych przez matkę lesbijkę i 24 proc. tych, którymi opiekował się ojciec gej przyznawało, że myślało ostatnio o popełnieniu samobójstwa. Dla porównania w przypadku kompletnych rodzin i samotnego rodzica biologicznego odsetek dzieci rozważających odebranie sobie życia wyniósł 5 proc. 28 proc. dzieci wychowanych przez matkę lesbijkę podawało, że nie ma obecnie pracy. Do braku zatrudnienia przyznawało się 20 proc. dzieci wychowanych przez ojca geja, a tylko 8 proc. z kompletnych rodzin biologicznych i 13 proc. wychowanych przez jednego rodzica.

23 proc. dzieci wychowanych przez matkę lesbijkę mówiło, że było „dotykane seksualnie” przez ich rodzica lub jej partnerkę. Odsetek ten w przypadku pełnej rodziny biologicznej wyniósł 2 proc., w przypadku ojca geja – 6 proc. natomiast pojedynczego rodzica – 10 proc. Kolejna zatrważająca statystyka dotyczy sytuacji, kiedy osoby w pewnym momencie zostały zmuszone do seksu wbrew ich woli. Dotyczy to 31 proc. tych wychowanych przez matkę lesbijkę, 25 proc. przez ojca geja i 8 proc. z pełnych rodzin biologicznych.

40 proc. wychowanych przez matkę lesbijkę i 25 proc. wychowanych przez ojca geja miało romans w czasie małżeństwa lub wspólnego mieszkania z partnerem. Do tego typu sytuacji przyznało się 13 proc. tych wychowanych w rodzinach tradycyjnych. 19 proc. wychowanych przez matkę lub ojca homoseksualistów przechodzi lub ostatnio przechodziło psychoterapię. Tymczasem o potrzebie konsultacji z psychoterapeutą mówiło 8 proc. wychowanych w rodzinie biologicznej.

20 proc. wychowywanych przez matkę lesbijkę i 25 proc. przez ojca geja podawało, że nabawiło się infekcji przenoszonych drogą płciową. Odsetek takich przypadków w odniesieniu do dzieci z rodzin tradycyjnych wyniósł 8 proc. 61 proc. wychowanych przez matkę lesbijkę i 71 proc. wychowanych przez ojca geja określało siebie jako „całkowicie heteroseksualnych”. Do takiej tożsamości przyznawało się natomiast 90 proc. tych wychowanych w pełnej biologicznej rodzinie.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg