Jedyna w tegorocznej amerykańskiej kampanii prezydenckiej oraz pierwsza w historii debata między dwoma katolickimi kandydatami na wiceprezydentów USA odbyła się 11 października. Jednym z ważniejszych punktów dyskusji między Joe Bidenem a Paulem Ryanem z Partii Republikańskiej był stosunek do aborcji.
Niemal półtoragodzinna dyskusja transmitowana przez telewizję udowodniła, że dwaj katolicy mogą udzielać różnych odpowiedzi na kwestie dotyczące obrony życia. Choć większość poruszanych zagadnień dotyczyła przede wszystkim gospodarki i polityki zagranicznej, to jednak w pewnym momencie prowadząca program Martha Raddatz poprosiła polityków, by wyjaśnili, jak ich katolicka wiara wpływa na poglądy nt. aborcji.
„Uważam, że życie zaczyna się od poczęcia” – pierwszy odpowiedział Ryan. Wytłumaczył, że wiara jest ważnym czynnikiem w jego poglądach w sprawie obrony życia. Zauważył jednak, że ważną rolę odgrywają tu także „rozum i nauka”.
Opowiedział, co czuł, gdy 10 lat ten zobaczył na USG swoje pierwsze dziecko –Lizę. Zaznaczył, że aborcja to „trudna” kwestia”, oraz, że szanuje ludzi, którzy prezentują inny pogląd w tej sprawie. Zadeklarował, że administracja Mitta Romney'a będzie sprzeciwiać się aborcji z wyjątkiem przypadków gwałtu, kazirodztwa oraz gdy zagrożone jest życie matki.
Ryan skrytykował forsowaną przez Obamę reformę zdrowotną, która nakazuje pracodawcom wbrew ich sumieniom opłacanie pracownikom w ramach ubezpieczenia zdrowotnego kosztów antykoncepcji, aborcji i sterylizacji. Jak zauważył, w efekcie dochodzi do sytuacji, gdy Kościoły pozywają państwo i przed sądem starają się zapewnić wolność religijną. Dodał, że polityka rządzącej administracji wspiera aborcję na żądanie, finansowaną z pieniędzy podatników, a także za pośrednictwem pomocy zagranicznej propaguje zabijanie dzieci nienarodzonych w innych krajach.
Ryan wypomniał także Bidenowi jego kontrowersyjną wypowiedź z ubiegłego roku podczas wizyty w Chinach, gdy wiceprezydent zasugerował, że rząd amerykański nie kwestionuje brutalnej polityki jednego dziecka prowadzonej przez Państwo Środka.
Wiceprezydent Biden tymczasem podkreślał, że w swym „osobistym życiu” akceptuje naukę Kościoła katolickiego mówiącą, że życie zaczyna się od poczęcia. „Nie chcę narzucać tego równie gorliwym chrześcijanom, muzułmanom i żydom. W przeciwieństwie do mojego przyjaciela tutaj, po prostu nie zgadzam się” – mówił, wyjaśniając, że jego zdaniem nie może mówić innym kobietom, że nie wolno im „kontrolować swego ciała”. „Według mnie, to decyzja między nimi a lekarzem i Sądem Najwyższym” – kontynuował.
Kwestię kontrowersyjnej reformy zdrowotnej i łamania przez obecny rząd wolności religijnej Biden całkowicie zbagatelizował, zaprzeczając, by jakakolwiek instytucja katolicka była zmuszana do opłacania środków, których stosownie Kościół uważa za moralnie złe. Stanowisko Bidena spotkało się z natychmiastową reakcją obrońców życia, którzy w wydanym oświadczeniu zarzucili politykowi Partii Demokratycznej jawne lekceważenie konstytucyjnie gwarantowanego prawa do wolności religijnej.
Biden w typowym dla siebie stylu zamiast argumentów merytorycznych próbował ironizować i kpić z rywala, przypominając mu, że kiedyś był przeciwko aborcji nawet w przypadkach gwałtu czy kazirodztwa, a na kształt obecnych poglądów kongresmana miał wpływ republikański kandydat na prezydenta.
Deklarujący się jako katolik Biden, twierdzący, że – „zawsze nosi różaniec w kieszeni”, od lat nie ukrywa swoich poglądów proaborcyjnych. W 2008 roku przed zwycięskimi dla Obamy wyborami bp John Ricard z diecezji Pensacola-Tallahassee wezwał polityka do dokonania „rachunku sumienia” „Wzywam pana do okazania wsparcia dla Ciała Chrystusa w najbardziej bezbronnych Jego członkach: dzieciach nienarodzonych” – napisał wówczas hierarcha w liście na wieść o tym, że polityk ten uczestniczył w niedzielnej Mszy św. i przyjmuje komunię w jednej z parafii w jego diecezji.
W przeprowadzonym po czwartkowej debacie sondażu CNN 48 proc. ankietowanych wskazało na zwycięstwo Ryana a 44 proc. na Bidena.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.