Nie będę bronił Marka P., ale zarzuty przeciw pozostałym oskarżonym są kuriozalne - mówi ks. prof. Dariusz Walencik, specjalista prawa wyznaniowego. Ocenił w ten sposób skierowany dziś do sądu akt oskarżenia przeciw byłym członkom Komisji Majątkowej oraz jednemu pełnomocnikowi kościelnych instytucji, starających się o zwrot zagrabionej im własności.
Wspomnianym pełnomocnikiem jest Marek P., prawnik, były funkcjonariusz SB. Miał on, według prokuratury, skorumpować jednego z członków Komisji Majątkowej. Poza tym miało dojść do nieprawidłowości w sprawie przekazania krakowskiemu Towarzystwu Brata Alberta nieruchomości w Zabrzu - Rokitnicy i Zabrzu - Mikulczycach. - Nie będę bronił Marka P. W postępowaniach przed Komisją Majątkową wbrew obiegowym opiniom wcale nie był cudotwórcą, był prawnikiem, wykonującym swoją pracę. Nie przesądzam tu o jego winie, od tego jest sąd. Ale ze względu na swoją przeszłość nie powinien być angażowany przez instytucje kościelne w sprawach prowadzonych przed Komisją Majątkową. To był błąd i należy się do niego przyznać - podkreśla ks. prof. Walencik.
Zwraca zarazem uwagę, że członek Komisji reprezentujący stronę kościelną, który miał być przez Marka P. skorumpowany w sprawie Towarzystwa Brata Alberta i gruntów w Zabrzu - w ogóle nie orzekał.
Ekspert dodaje, że na tym zarzuty korupcyjne w gliwickim akcie oskarżenia się kończą. Dlatego nieuprawniony jest tytuł, jaki informacji o tym akcie nadał portal „Gazety Wyborczej”. Brzmi on: „Oskarżona Komisja Majątkowa: łapówki i działanie przeciwko Skarbowi Państwa”. To błędnie sugeruje, że - według aktu oskarżenia - łapówki przyjmowali także inni wymienieni w akcie oskarżenia członkowie Komisji.
O zarzutach wobec pozostałych osób objętych aktem oskarżenia, tj. współprzewodniczących i członkach Komisji Majątkowej oraz jej protokolantce, ks. prof. Walencik mówi, że są kuriozalne.
Jeden z nich to orzekanie na podstawie nieistniejących opinii rzeczoznawców. - Jeśli w orzeczeniu padają kwoty z operatów, to jak mogło ich nie być? – pyta retorycznie ekspert i podkreśla, że fakt nieodnalezienia w MSWiA konkretnych opinii, czyli operatów szacunkowych, nie dowodzi, że członkowie Komisji nie mieli ich w rękach, gdy wydawali orzeczenia. Jest to raczej świadectwo bałaganu, jaki panował w biurze i archiwum Komisji. To, że był on faktem, potwierdziło i sprawozdanie końcowe Komisji, i raport urzędu minister Julii Pitery. Prowadzenie biura i archiwum spoczywało zgodnie z prawem na MSWiA (wcześniej Urzędzie Rady Ministrów), które posiadało informację o wyjątkowym nieładzie w dokumentacji i nic z tym nie zrobiło.
Jak mówi specjalista, kolejny zarzut dotyczy wydawania orzeczeń na podstawie nierzetelnych opinii rzeczoznawców co do wartości przekazywanych gruntów. Problem w tym, że Komisja nie miała prawa kwestionowania opinii i wydawania orzeczeń na podstawie własnych ocen co do wartości przekazywanych nieruchomości. To rzeczoznawca - podobnie jak biegły przed sądem - odpowiada za rzetelność swej opinii. Jeśli przekazana Komisji opinia budziła wątpliwości jakiegoś uczestnika postępowania, to mógł on przedstawić zamówiony przez siebie kontroperat. Nawiasem mówiąc, Komisja nie miała w budżecie środków na zamawianie własnych ekspertyz. Zwykle zamawiały je - co zrozumiałe - instytucje kościelne, starające się o zwrot majątku zagarniętego przez władze komunistyczne z pogwałceniem prawa, które one same stanowiły. Ale bywało i tak, że operaty zamawiały gminy i inni uczestnicy postępowania przed Komisją.
Prawnik mówi o jeszcze jednym zarzucie, który polega na tym, że orzeczenia Komisji były podpisywane przez jej członków na zasadzie obiegowej, tzn. bez jednoczesnej obecności wszystkich członków zespołu orzekającego. Co - zdaniem prokuratury - stanowi poświadczenie nieprawdy w dokumentach. Owszem, jednoczesna obecność wszystkich członków zespołu orzekającego była konieczna na rozprawach, gdy obecni byli też uczestnicy postępowania. Ale gdy rozprawa się skończyła i zgromadzone zostały wszystkie wymagane prawem dokumenty i inne dowody, kończył się też prawny wymóg jednoczesnej obecności członków Komisji. Ks. prof. Walencik, który przez rok sam był jej członkiem, tłumaczy, że w praktyce mogło być i tak, że jeden z członków zespołu przygotowywał propozycję orzeczenia, a pozostali podpisywali ją na zasadzie obiegowej. Nie jest to procedura nieznana polskiemu prawu. W ten sposób mogą być przyjmowane nawet… uchwały Rady Ministrów! Tym bardziej nie ma nic złego w tym, że procedura tą posługiwała się Komisja Majątkowa, mająca przecież charakter polubowny. Skoro zespół orzekający rozstrzygał sprawę na posiedzeniu bez udziału uczestników postępowania, to po odbyciu narady i podjęciu rozstrzygnięcia sporządzenie tekstu tego rozstrzygnięcia (czynność techniczna) mogło dokonać się także drogą obiegową. Żaden przepis prawa nie nakazywał członkom zespołu orzekającego w takim przypadku jednoczesnego podpisania podjętego rozstrzygnięcia. Poza tym, orzeczenie czy ugoda nie podpisana przez obu współprzewodniczących Komisji Majątkowej, nieopatrzona klauzulą wykonalności i nieopatrzona okrągłą pieczęcią MSWiA (wszystkie przesłanki musiały być spełnione łącznie) nie ma żadnego znaczenia prawnego. Jest tylko wersją roboczą, propozycją, szkicem rozstrzygnięcia danej sprawy. Tym samym, jeżeli na orzeczeniu czy ugodzie widnieją wszystkie wymagane w dniu nadania mu klauzuli wykonalności podpisy, w tym obu współprzewodniczących Komisji, orzeczenie jest opatrzone klauzulą wykonalności i okrągłą pieczęcią MSWiA, to dokument ten odpowiada rzeczywistości.
Dlatego zarzut poświadczenia nieprawdy (co do wspólnego przyjęcia orzeczenia) przez współprzewodniczących Komisji, jej członków i nieszczęsnej protokolantki jest - zdaniem eksperta - chybiony. Co więcej, analogiczna sprawa, tylko dotycząca gruntów w Białołęce, została umorzona. Dziwi więc, że gliwicka prokuratura przyjęła inna ocenę sytuacji, jak gdyby obowiązywało ją inne prawo.
Niezrozumiałe jest także połączenie w gliwickim akcie oskarżenia spraw, które nie mają z sobą nic wspólnego, tj. sprawy korupcji (dotyczącej dwóch osób wspomnianych na wstępie) i spraw pozostałych oskarżonych.
Ks. prof. Walencik zwraca też uwagę, że w związku z działaniami Komisji Majątkowej CBA (a także inne organa) prowadziły 29 spraw. Do tej pory tylko jedna z nich - prócz omawianej - została przekazana do sądu, ale sąd umorzył postępowanie. 16 upadło na skutek umorzenia śledztwa czy odmowy wszczęcia postępowania. Pozostałe jeszcze się toczą.
- Nie ferujmy przedwcześnie wyroków - podkreśla ekspert.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
"Dar każdego życia, każdego dziecka", jest znakiem Bożej miłości i bliskości.
To już dziewiąty wyjazd Jałmużnika Papieskiego w imieniu Papieża Franciszka z pomocą na Ukrainę.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
„Organizujemy konferencje i spotkania pokojowe, ale kontynuujemy produkowanie broni by zabijać”.