Piątek, 12 września 2003 r., Bańska Bystrzyca
Prosto ze Słowacji nadaje ks. Marek Łuczak
Aby dotrzeć na miejsce spotkania z Ojcem Świętym, trzeba przejść przez miasto bardzo precyzyjnie wyznaczonym szlakiem. Organizatorzy dokładnie zaplanowali miejsca parkingów dla autokarów i samochodów osobowych. Po drodze, nawet w niedalekiej odległości od Bańskiej Bystrzycy nic nie wskazuje na pielgrzymkę papieską. Dopiero dziewięć kilometrów od granic miasta spotykamy tablicę z napisem: „Słowacja wita Ojca Świętego”. Wbrew oczekiwaniom nawet w centrum, zaledwie kilka przecznic od rynku, gdzie za chwilę będzie miała miejsce uroczysta Eucharystia, także nie ma najmniejszych oznak, że przybędzie tu Jan Paweł II. Okna i fasady domów nie mają najmniejszych dekoracji czy choćby kościelnych albo narodowych symboli. Później, kiedy tłum rozchodzi się do domów, po zakończonej uroczystości, na niektórych witrynach można dostrzec fotografie papieża. Gdyby nie potok ludzi zmierzający do jednego celu w bardzo skupionej atmosferze, trudno by się zorientować, że dzieje się coś niezwykłego.
Pielgrzymi podążają bez entuzjazmu, jaki często towarzyszy polskim wizytom Papieża. Nikt nie śpiewa, a niewielu ma chorągiewki czy jakiekolwiek gadżety. Jednak jest coś, w czym – jak się wydaje – przewyższają naszych rodzimych pątników. Idą nie tylko skupieni, ale i wyjątkowo cierpliwi. Tu nikt się nie przepycha. Spokojnie czekają na swoją kolej. Niestety, są zdani na cierpliwość, bo droga na rynek jest dość wąska, a nie ma innych możliwości dotarcia na sektory.
Wśród rzadkich głosów, bo raczej nikt nie rozmawia, można spotkać polskich uczestników papieskiej pielgrzymki. Od razu widać, że tu nie ma ludzi przypadkowych. Nikt nie zadaje sobie trudu zagranicznej wyprawy i narażenia na kontakt z tłumem, by traktować całe wydarzenie jak turystyczną atrakcję. Pielgrzymi mają w rękach modlitewniki i różańce. Kiedy rozpoczyna się Msza, po krótkim wybuch entuzjazmu, natychmiast się wyciszają. Nikt nie przerywa przemówień i homilii. Spacerując wśród wiernych widzę, że podczas psalmu wielu zamyka oczy, nie tylko śpiewają, ale też kontemplują.
Miejscowi, wbrew komentarzom z polskiej telewizji, nie są obojętni na to, co się dzieje wokół. Piątkowy dzień w Bystrzycy przypomina polską niedzielę. Sklepy i urzędy są pozamykane. Inaczej jest z gastronomią, ale jak trzeba przyjąć do miasta kilkadziesiąt tysięcy przybyszów, to nie można zaniedbać usług. Ciekawe, że na peryferiach miasta, daleko od centrum, lokale także są pootwierane. Siedzą tam mieszkańcy, którzy – widać – nie mieli zamiaru uczestniczyć w spotkaniu z Papieżem, ale całą uroczystość obserwują przy telewizorze. W restauracjach ludzie siedzą przodem do ekranu. O dziwo jest ich wielu, i chyba nie tylko z powodu pory obiadowej. Może, – choć nie poszli na rynek – chcieli przeżyć to wydarzenie we wspólnocie?