Warszawa-Praga, 13 czerwca 1999
[Pozdrowienie końcowe po liturgii słowa.]
Nie mógłbym stąd odjechać, nie wspominając jeszcze jednego ważnego szczegółu. Wielu Polaków przyjeżdża do Rzymu, niektórzy odwiedzają też Castel Gandolfo. Kiedy znajdą się w kaplicy domowej w tej rezydencji Papieża, o dziwo, spotkają się tam z freskami na ścianach bocznej kaplicy, upamiętniającymi dwa wydarzenia z dziejów naszych, polskich. Pierwszy to Obrona Jasnej Góry, a drugi to Cud nad Wisłą. Jak się to stało, jak do tego doszło? Otóż te malowidła kazał w kaplicy w Castel Gandolfo wymalować papież Pius XI, który podczas bitwy warszawskiej w 1920 r. był nuncjuszem apostolskim w Warszawie. Ta jego decyzja, jego inicjatywa sprawiła, że Papież Polak zastał tam w swej kaplicy dzieje swojego narodu, a w szczególności wydarzenia tak bardzo mi bliskie, bo - jak już powiedziałem w Radzyminie - właśnie wtedy, w 1920 r., gdy bolszewicy szli na Warszawę, wtedy się urodziłem.
Wobec tych, którzy polegli w bitwie o Warszawę, w Cudzie nad Wisłą, zaciągnąłem szczególny dług wdzięczności. I tu chciałem wam powiedzieć, a raczej wyznać tu właśnie, w waszej nowej diecezji warszawsko-praskiej, gdzie znajduje się Radzymin i gdzie ślady tego olbrzymiego wysiłku żołnierzy, oficerów, generałów, marszałka, wszystko to razem jest tam wpisane w te mogiły, które po nich pozostały. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Przyboczna straż papieża uczestniczyła w tajnych operacjach, także podczas drugiej wojny światowej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.