Błogosławieni, którzy się smucą

Ten smutek może mieć w Piśmie św. dwa aspekty: pierwszy z powodu czyjejś śmierci lub cierpienia. Drugim są łzy grzechu, własnego grzechu - mówił papież podczas dzisiejszej katechezy.

O błogosławieństwie opłakiwania własnych grzechów mówił Ojciec Święty 12 lutego podczas audiencji ogólnej w Watykanie. Tematem jego katechezy było drugie z Błogosławieństw: Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni (Mt 5,4). Słów papieża w auli Pawła VI wysłuchało dziś około 7 tys. wiernych.

Drodzy bracia i siostry, dzień dobry!

Podjęliśmy drogę Błogosławieństw i dzisiaj skupiamy się na drugim: Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.

W języku greckim, w którym napisana jest Ewangelia, to błogosławieństwo zostało wyrażone czasownikiem, nie [jak to jest po włosku- KAI] w stronie biernej, - bowiem błogosławieni nie doznają tego smutku - lecz w stronie czynnej: „smucą się”, płaczą ale w swoim wnętrzu. Chodzi o postawę, która stała się centralną dla duchowości chrześcijańskiej i którą ojcowie pustyni, pierwsi mnisi w dziejach, nazywali „penthos”, to znaczy cierpienie wewnętrzne, które otwiera na autentyczną relację z Panem i bliźnim, do nowej relacji z Panem i bliźnim, do odnowionej relacji z Panem i bliźnim.

Ten smutek może mieć w Piśmie św. dwa aspekty: pierwszy z powodu czyjejś śmierci lub cierpienia. Drugim są łzy grzechu, własnego grzechu, gdy serce krwawi z bólu spowodowanego obrażeniem Boga i bliźniego.

Pierwszy aspekt: chodzi zatem o miłowanie drugiej osoby w taki sposób, że wiążemy się z nią, aż po dzielenie się jej cierpieniem. Są ludzie, którzy pozostają oddaleni, krok z tyłu; natomiast ważne jest, aby inni utorowali sobie drogę do naszego serca.

Często mówiłem o darze łez i o tym, jak bardzo jest on cenny [1]. Czy można kochać na zimno? Czy można kochać z powodu funkcji, z obowiązku? Z pewnością nie. Są cierpiący, których trzeba pocieszyć, ale czasami są też pocieszeni, których trzeba dotknąć, przebudzić, którzy mają serce z kamienia i oduczyli się płakać. Trzeba przebudzić ludzi, którzy nie potrafią się poruszyć cierpieniem drugiego.

Smutek jest na przykład drogą gorzką, ale może być użyteczny, by otworzyć oczy na życie oraz na świętą i niezastępowalną wartość każdej osoby, a wtedy zdajemy sobie sprawę, jak krótki jest czas.

Jest także drugie znaczenie tego paradoksalnego błogosławieństwa: płakać z powodu grzechu.

Trzeba tutaj odróżnić: są ludzie, którzy unoszą się gniewem, bo popełnili błąd. Ale jest to pycha. Są natomiast tacy, którzy płaczą z powodu popełnionego zła, z powodu pominiętego dobra i z powodu zdrady relacji z Bogiem. Jest to płacz ze względu na brak miłości, który wypływa z tego, że zależy nam na życiu innych. Tutaj płaczemy, ponieważ nie odpowiadamy Panu, który nas tak bardzo miłuje, i zasmuca nas myśl o dobru, którego nie uczyniliśmy; to właśnie jest poczucie grzechu. Mówią oni: „Zraniłem tego, którego miłuję”, a to ich boli aż po łzy. Niech Bóg będzie błogosławiony, jeśli nadejdą te łzy!

Jest to temat własnych błędów, z którymi trzeba się zmierzyć, trudny, ale istotny. Pomyślmy o płaczu św. Piotra, który doprowadził go do nowej i znacznie prawdziwszej miłości, to płacz który oczyszcza, który odnawia. Piotr spojrzał na Jezusa i zapłakał, serce zostało odnowione. Natomiast płacz Judasza, który nie uznał, że pobłądził, sprawił, że biedak popełnił samobójstwo. Zrozumienie grzechu jest darem od Boga, jest dziełem Ducha Świętego. Sami o własnych siłach nie możemy zrozumieć grzechu. To łaska, o którą musimy prosić. „Panie, bym zrozumiał popełnione przez siebie zło, albo które mogę uczynić!”. To wielki dar. Ze zrozumienia tego wypływa płacz skruchy.

Jeden z pierwszych mnichów, Efrem Syryjczyk mówi, że twarz obmywana łzami jest niewiarygodnie piękna (por. Mowa ascetyczna). Piękno żalu. Piękno płaczu, piękno skruchy. Jak zawsze życie chrześcijańskie najlepiej wyraża się w miłosierdziu. Mądry i błogosławiony jest ten, kto przyjmuje cierpienie związane z miłością, ponieważ otrzyma pocieszenie, Ducha Świętego, który jest czułością Boga, który przebacza i prostuje. Bóg zawsze przebacza. Nie zapominajmy o tym. Nawet najstraszniejsze grzechy. Zawsze. Problem tkwi w nas, że przestajemy prosić o przebaczenie. Kiedy ktoś zamyka się i nie prosi o przebaczenie. A Bóg jest tutaj, by przebaczać, nigdy nie przestaje przebaczać, ale my czasami przestajemy prosić o przebaczenie.

Jeśli zawsze pamiętamy, że Bóg „Nie postępuje z nami według naszych grzechów ani według win naszych nam nie odpłaca” (Ps 103,10), to żyjemy w miłosierdziu i współczuciu, i pojawia się w nas miłość. Niech Pan da nam miłować w obfitości miłować z uśmiechem, z bliskością, ze służbą, a także z płaczem. Dziękuję.

Przypis:

1. Por. Posynod. adhort. apostolska Christus vivit, 76; Spotkanie z młodzieżą na Uniwersytecie św. Tomasza w Manili (18 stycznia 2015); Homilia w Środę Popielcową, 18 lutego 2015.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama