Ostatniego tygodnia nie zapomnę nigdy

Od czwartku wielkanocnego, zaraz następnego dnia po milczącej audiencji, zakończonej błogosławieństwem Ojca, rozpoczęły się najtrudniejsze chwile. Towarzyszyłem Janowi Pawłowi II w jego drodze krzyżowej modlitwą różańcową na placu. Dni agonii papieża, to było prawdziwe misterium zjednoczenia do końca z Ukrzyżowanym Panem i powierzania się w ręce Ojca. W piątek 1 kwietnia Ojciec Św. „wygłosił” milczące świadectwo konsekwentnej wierności Chrystusowi w swoim kapłaństwie. Pozostał kapłanem do końca. Eucharystia o 6.00, później Droga Krzyżowa, słuchanie fragmentów Ewangelii wg św. Jana.

Wszystko w akompaniamencie modlitwy i śpiewów na placu św. Piotra. Wieczorem papież przekazuje swoje ostatnie słowo, do młodzieży: „Szukałem was, teraz przyszliście do mnie i za to wam dziękuję”. Mam wrażenie, że tym wezwaniem rozpoczął świętowanie kolejnych Światowych Dni Młodzieży. Rzeczywiście to młodzież przeważała swoją obecnością wokół umierającego Ojca. I później, już po jego odejściu, atmosfera panująca w Rzymie przypominała raczej tę z Dni Młodzieży, a nie atmosferę pogrzebową. Jestem przekonany, że on tego chciał, że spełniło się jego pragnienie uczestnictwa w świętowaniu młodych w Kolonii. Papież i młodzi, to był jeden z ważnych rysów duszpasterstwa papieża, jeszcze w Krakowie, potem w Rzymie i na całym świecie.

* * *

W sobotę o 21.00 w godzinie Apelu Jasnogórskiego rozpoczęła się na placu modlitwa różańcowa w intencji papieża. Plac był wypełniony po brzegi. Pomyślałem, że przecież jest to pierwsza sobota miesiąca, Ojciec Św. cały oddany opiece Maryi w swoim „Totus Tuus”. I jeszcze wigilia Niedzieli Miłosierdzia Bożego. Poczułem jakąś dziwną zbieżność tych tajemnic z godziną konania Jana Pawła II. Miałem też przeczucie, że Maryja wprowadzi go do domu Ojca. I tak się stało. W czasie odmawiania czwartej tajemnicy różańcowej w sypialni papieża rozbłysło światło. Okna te były wcześniej szczelnie zasłonięte, pewnie dlatego by uniknąć i tak już intensywnych w tych dniach spekulacji mediów. Jednak w tym momencie światło oznaczało tylko jedno: odszedł, „wrócił do domu Ojca”, jak kilka minut później ogłosił to światu abp Sandri. Po kilku sekundach ciszy na placu rozległy się gromkie brawa. Ojciec Św. wrócił do domu Ojca, przełamał do końca lęk cierpienie i konania siłą swojego „Nie lękaj się” i zjednoczenia z Panem. To był moment jego Paschy, przejścia do życia bez końca. Około godziny pierwszej nad ranem spotkałem wracającego do domu współbrata, ks. Tadeusza Stycznia SDS. Trwał do końca przy odchodzącym Przyjacielu. Powiedział tylko tyle: bardzo cierpiał, bardzo, ale pozostał spokojny do końca.

* * *

W niedzielę poszedłem do Sali Klementyńskiej. Mogłem stanąć tuż obok leżącego na katafalku ciała papieża i pobyć prawie godzinę. Widziałem twarz świętego. Zmęczoną cierpieniem, ale pełną światła i pokoju. Zwyciężył. Pokazał światu, że w XXI wieku można cierpieć i umierać z godnością, jeśli się jest zjednoczonym z Tym, który jest Panem życia i śmierci. Kiedy patrzę na zamknięte okiennice apartamentów papieskich, Golgotę Jana Pawła II myślę o tym, że w każdym szpitalu i w wielu domach ludzie cierpią i umierają, często pozostając w osamotnieniu z dala od bliskich.
Agonia papieża pozostanie pełną wyrazu lekcją odchodzenia. Prawdziwą tajemnicą, w której można dostrzec odzwierciedlenie godzin męki Chrystusa.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama