Pascha Pana – najważniejsze wydarzenie dla chrześcijan dokonała się w nocy. Wielu – chwile śmierci Papieża też nazywa „nocą przejścia Pana”…
– Pan przeszedł. Nie ulega wątpliwości. Skoro nawet bardzo znani ludzie w mediach, starzy wyjadacze, którzy niejedno widzieli i są przyzwyczajeni do różnych sytuacji, nie potrafili powiedzieć słowa i siedzieli zapłakani przed kamerą… Dlaczego noc? Bo wówczas jesteśmy bezradni, pozbawieni własnych sił. Niewiele widzimy, idziemy po omacku. Jesteśmy trochę przerażeni, bo nie ma światła. Nocą jesteśmy o wiele bardziej wyczuleni na to, co mówi Bóg. Nocą z 2 na 3 kwietnia nie było żadnej histerii. Był głęboki smutek, bardzo, bardzo głęboka modlitwa. Kobiety nad grobem Jezusa przyszły rankiem i usłyszały: – Nie ma Go tu, zmartwychwstał.
A ludzie, gdy przyszli rankiem do kościoła, usłyszeli: „Radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku”.
– Zadziwiająca jedność liturgii. Śmierć Papieża to kolejny rozdział Ewangelii. Jest ona pisana życiem współczesnych nam ludzi. Należą do niej wszystkie wydarzenia: i pana życie, i moje. Dobra Nowina trwa. Jestem bardzo poruszony katechezą ostatnich dni życia Papieża. Jak wielkie granice cierpienia przekraczał ten człowiek? Pewna aktorka powiedziała mi: „Nie płacz, to dobrze, że zmarł. Wiesz, jak on strasznie cierpiał już przedtem, przed i po tracheotomii, gdy nie potrafił oddychać? Ta infekcja, sepsa, pomogła mu szybciej odejść”. Przedtem tak nie myślałem.
Widzieliśmy, jak bezradny uderzył ręką w pulpit, ale kto mógł wyczuć, jak on cierpi? To nie był teatr! Nikt w jego stanie nie potrafiłby podejść do okna. A on podszedł i chciał nawet mówić… Ja myślę, że już to niedzielne podejście Papieża, gdy bezradny uderzył ręką w pulpit, było jego zmartwychwstaniem. Myślę, że on zmartwychwstawał wielokrotnie. Także ze smutku powodowanego rozczarowaniem nami, że słów jego nauczania nie słuchamy, że nie mógł pojechać do Ur w Iraku, do Rosji. Zobaczmy to: takie chwile pomogą nam, gdy nasza wiara, która i tak jest słabiutka, będzie się łamać…
Jego choroba pokazała nam też głęboko tkwiącą w nas „pokusę zejścia z krzyża”. Niektórzy, zamiast modlić się jak Jezus w Ogrójcu o wypełnienie woli Bożej, żądali od Boga zdrowia…
– Słyszałem pewną panią, która mówiła: „To niemożliwe, aby on teraz umarł! On będzie żył bardzo, bardzo długo”. To wyraz naszych szczerych uczuć. Ale drogi Pana nie są naszymi drogami. On działa inaczej. Czasem wypełnia nasze oczekiwania inaczej, niż przypuszczaliśmy.
Właśnie. Biblia zawiera zdumiewające słowa, że Jezus modlił się w Ogrójcu i… został wysłuchany. Ludzie mówią: jak to został wysłuchany? Przecież zmarł w męczarniach na Golgocie.
– Jezus został wysłuchany – zmartwychwstał. Mówił przecież: pożyteczne dla was jest moje odejście. Może to brzmi dziwnie, ale ja miałem kilkakrotnie poczucie, jakby to sam Jezus odchodził. Poczułem się osierocony, jak Piotr. Ale przecież Jezus mówi: – Nie zostawię was sierotami! Poślę wam Ducha Pocieszyciela. Nie bójmy się, Papież też nie zostawi nas sierotami.
Rozmowa ukazała się w Gościu Niedzielnym nr 16/2005