Papież zmartwychwstawał wielokrotnie

Z prof. Janem Grosfeldem rozmawia Marcin Jakimowicz

publikacja 27.03.2009 11:16

Papież zmartwychwstawał wielokrotnie

Prof. Jan Grosfeld: Śmierć jest zwyciężona. Zabił ją Jezus Chrystus. Żaden człowiek nie byłby w stanie tego uczynić. Ale zawsze, gdy umiera ktoś bliski, staje przed nami to pytanie: Czy to jest prawda??? Czy rzeczywiście ten człowiek, którego zwłoki tu leżą, przeszedł do życia w innym świecie? Ja wierzę, że przeszedł. Ale mimo to obserwowanie Papieża przenoszonego na marach do Bazyliki św. Piotra było dla mnie wstrząsającym, potężnym przeżyciem. Nie mogę powiedzieć, że radosnym. Ale wiem, że Pan Bóg nie działa w sposób natychmiastowy. Nie jest tak, że jeśli mam w sercu smutek, to zaraz będzie w nim radość. Nie. Radość przyjdzie wtedy, gdy będzie to dla mnie dobre. Pan Bóg wie, kiedy. Ostatni czas przeżywam właśnie w takich nieustannych „przejściach”. O godzinie 14 jestem zniszczony i płaczący, o 17.20 odzyskuję siły i wiarę, co nie znaczy, że za kilka godzin nie będę znów płakał…

Dziennikarze w telewizji pytali Pana o Papieża, a Pan opowiadał o Dawidzie. Pytali dalej, a Pan mówił o Abrahamie. Tak, jakby Jan Paweł II był żywcem wyjęty z Biblii…
– Bo Biblia trwa nadal! Staram się przeglądać w Biblii, tak jak pierwsi chrześcijanie, jak Żydzi. I choć mi to ciężko idzie, Pan Bóg upomina się o mnie i mówi: – Spójrz na swe życie przez Słowo, rozpoznaj się w nim. Bo Biblia nie jest książką, która stoi na półce. Ona żyje. Jej słowo wypełnia się dzisiaj. Ale nie w ten sposób, że nagle, jak się naiwnie wierzy, teraz ludzie staną się lepsi. Nie lubię tego wartościowania, kto jest dobry, kto lepszy. Wchodząc w Biblię, odnajdujemy głębię swojego życia. Czy po śmierci Papieża jestem lepszy? Nie. Mam przecież taką samą skłonność do grzechu. Robienie moralizmu z chrześcijaństwa, wołanie: „Popraw się!”, to jest jakieś horrendalne pomylenie z poplątaniem.

Otwiera Pan Biblię i widzi Jana Pawła II. Dlaczego?

– Bo Słowo zawsze szuka spełnienia, szuka ludzi, którzy je spełnią. Słowo szuka serc, w których może usiąść, rozgościć się. W sercu Papieża mogło usiąść. Dlatego spotkania z nim przemieniały ludzi. Nawet Fidela Castro. Jaki by nie był, jak by instrumentalnie nie traktował pielgrzymki Jana Pawła II na Kubę, to przecież słowa Papieża go dotykały. Ale to nie Papież poruszał: to Duch Święty, który w nim rozpostarł swój namiot. Proszę zobaczyć, jak Gorbaczow został poruszony przez Papieża. Co wpływa na nich, na nas? Dotyk świadectwa wiary, nie moralność.

Wróciłem właśnie z Mszy dla kibiców śląskich drużyn. Kibole Ruchu Chorzów, GKS-u, Górnika podawali sobie ręce. To nowość. Księża podchodzą do nich „z pewną taką nieśmiałością”, nie rozumieją często ich języka. Był Pan świadkiem spotkania Papieża z więźniami w Płocku. Jak on z nimi rozmawiał?

– Przyszli nieufni, siedzieli otępiali. To był spęd, jeszcze jedna impreza, na którą ich zwołano. Nagle Papież wszedł i… rozbił tę atmosferę. Oderwał się od obstawy i wszedł miedzy więźniów, w sam środek rzędów krzeseł, ściskając, obejmował. A mnie dotknęła wtedy ogromnie ważna rzecz. Co się dzieje z więźniami? Osadzeni mówią: jesteśmy niewinni.

A przecież większość jest winna i to bardzo poważnie. A Bóg nie może dotrzeć do człowieka, który mówi o sobie, że jest niewinny, bo Pismo wyraźnie stwierdza: „Wszyscy zgrzeszyli, a kto mówi, że nie ma grzechu, jest kłamcą”. I dlatego gdy widzimy ludzi wyznających swój grzech, to znaczy, że przyszła moc z nieba. Ja widziałem twarze tych więźniów: byli zdumieni, że ktoś taki przyszedł do nich. Bo oni, choć udają, że są niewinni, uważają się w gruncie rzeczy przecież za margines społeczeństwa, za nic. Sam fakt, że przyszedł Papież, spowodował, że wielu z nich zobaczyło swój grzech. Klękali i płakali. Niektórzy przeżyli prawdziwe nawrócenie. Czytałem ich świadectwa, rozmowy z nimi. Kilku się nawróciło, nie wszyscy. Bo masowo nie można się nawrócić…

Teraz, podczas umierania Jana Pawła II i żałoby po nim, wyzwolone zostały ukryte nas w moce dobra. Bóg wprawił nas w ruch, jak Abrahama. Gdy On przechodzi, może poruszyć cały lud. Ale nawrócenie zawsze ma wymiar indywidualny. Bóg zawsze przechodzi przez wnętrze osoby. Nie wiemy, jak liczne będą owoce śmierci Papieża, ale teraz dzieje się coś pięknego. Dostojewski powiedział: „Piękno zbawi świat”. Tym pięknem jest Bóg żywy i Jezus Chrystus zmartwychwstały. Polacy, ale też Włosi i mnóstwo ludzi w innych krajach, zostali wyrzuceni z siodła, ze swoich przyzwyczajeń, z beznadziejności, pasywności. Bóg przez paschę Jana Pawła II, o której pisze on w swym testamencie, dał nam możliwość ujawnienia jedności, spontaniczności, nadziei. Wbrew temu, co się mówiło w mediach, a także wbrew wielu moralistom i frustratom, że ludzie są zniechęceni, a młodzi nie żyją wartościami. Widać, że natura ludzka nie jest zniszczona do końca, także w Polsce. Co jednak pozostanie z tego ogromnego ruchu? Nie wiem. Ale widzę, co się stało z Izraelitami, którzy wyszli z Egiptu. Przecież do ziemi obiecanej weszło tylko dwóch z nich! I nawet nie Mojżesz. A gdzie reszta?

Co będzie owocem tego narodowego zrywu?

– Raczej nie ujrzymy masowej zmiany mentalności i życia społeczeństwa. Ale myślę, że będzie wiele bardzo poważnych nawróceń. Bóg weźmie sobie kolejnych ludzi, którzy staną się solą ziemi. Może będzie ich niewielu, ale przecież, gdy zupa będzie zbyt słona, to kto ją zje?

Pascha Pana – najważniejsze wydarzenie dla chrześcijan dokonała się w nocy. Wielu – chwile śmierci Papieża też nazywa „nocą przejścia Pana”…
– Pan przeszedł. Nie ulega wątpliwości. Skoro nawet bardzo znani ludzie w mediach, starzy wyjadacze, którzy niejedno widzieli i są przyzwyczajeni do różnych sytuacji, nie potrafili powiedzieć słowa i siedzieli zapłakani przed kamerą… Dlaczego noc? Bo wówczas jesteśmy bezradni, pozbawieni własnych sił. Niewiele widzimy, idziemy po omacku. Jesteśmy trochę przerażeni, bo nie ma światła. Nocą jesteśmy o wiele bardziej wyczuleni na to, co mówi Bóg. Nocą z 2 na 3 kwietnia nie było żadnej histerii. Był głęboki smutek, bardzo, bardzo głęboka modlitwa. Kobiety nad grobem Jezusa przyszły rankiem i usłyszały: – Nie ma Go tu, zmartwychwstał.

A ludzie, gdy przyszli rankiem do kościoła, usłyszeli: „Radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku”.

– Zadziwiająca jedność liturgii. Śmierć Papieża to kolejny rozdział Ewangelii. Jest ona pisana życiem współczesnych nam ludzi. Należą do niej wszystkie wydarzenia: i pana życie, i moje. Dobra Nowina trwa. Jestem bardzo poruszony katechezą ostatnich dni życia Papieża. Jak wielkie granice cierpienia przekraczał ten człowiek? Pewna aktorka powiedziała mi: „Nie płacz, to dobrze, że zmarł. Wiesz, jak on strasznie cierpiał już przedtem, przed i po tracheotomii, gdy nie potrafił oddychać? Ta infekcja, sepsa, pomogła mu szybciej odejść”. Przedtem tak nie myślałem.

Widzieliśmy, jak bezradny uderzył ręką w pulpit, ale kto mógł wyczuć, jak on cierpi? To nie był teatr! Nikt w jego stanie nie potrafiłby podejść do okna. A on podszedł i chciał nawet mówić… Ja myślę, że już to niedzielne podejście Papieża, gdy bezradny uderzył ręką w pulpit, było jego zmartwychwstaniem. Myślę, że on zmartwychwstawał wielokrotnie. Także ze smutku powodowanego rozczarowaniem nami, że słów jego nauczania nie słuchamy, że nie mógł pojechać do Ur w Iraku, do Rosji. Zobaczmy to: takie chwile pomogą nam, gdy nasza wiara, która i tak jest słabiutka, będzie się łamać…

Jego choroba pokazała nam też głęboko tkwiącą w nas „pokusę zejścia z krzyża”. Niektórzy, zamiast modlić się jak Jezus w Ogrójcu o wypełnienie woli Bożej, żądali od Boga zdrowia…

– Słyszałem pewną panią, która mówiła: „To niemożliwe, aby on teraz umarł! On będzie żył bardzo, bardzo długo”. To wyraz naszych szczerych uczuć. Ale drogi Pana nie są naszymi drogami. On działa inaczej. Czasem wypełnia nasze oczekiwania inaczej, niż przypuszczaliśmy.

Właśnie. Biblia zawiera zdumiewające słowa, że Jezus modlił się w Ogrójcu i… został wysłuchany. Ludzie mówią: jak to został wysłuchany? Przecież zmarł w męczarniach na Golgocie.

– Jezus został wysłuchany – zmartwychwstał. Mówił przecież: pożyteczne dla was jest moje odejście. Może to brzmi dziwnie, ale ja miałem kilkakrotnie poczucie, jakby to sam Jezus odchodził. Poczułem się osierocony, jak Piotr. Ale przecież Jezus mówi: – Nie zostawię was sierotami! Poślę wam Ducha Pocieszyciela. Nie bójmy się, Papież też nie zostawi nas sierotami.

Rozmowa ukazała się w Gościu Niedzielnym nr 16/2005