Zawsze, gdy myślę o drodze życiowej Jana Pawła II, rodzi się we mnie głęboka
pewność, że losy tego Człowieka układają się w jakąś przejrzystą, doskonale
skomponowaną symfonię. Wrażenie to potwierdza, a nawet potęguje lektura
kolejnych książek Papieża, nie tylko tych stricte autobiograficznych, lecz
także jego wierszy, encyklik, adhortacji.
Nie tylko mitra i pastorał
Zarazem bliższa staje się też funkcja i posługa biskupa. Jan Paweł II wiele miejsca poświęca wyjaśnianiu gestów i znaków związanych ze sprawowaniem urzędu, tłumaczy symbolikę pierścienia, mitry czy pastorału, a jednocześnie ukazuje wspaniałe przykłady duszpasterskiej gorliwości, przywołując m.in. wzór swojego patrona, św. Karola Boromeusza, którego do dziś stara się naśladować:
„Zawsze (...) fascynowało mnie w tym świętym biskupie jego ogromne zaangażowanie duszpasterskie: po Soborze św. Karol oddał się wizytom duszpasterskim w całej diecezji, która liczyła wówczas około 800 parafii. Krakowska archidiecezja była mniejsza, a jednak nie udało mi się dokończyć rozpoczętych wizytacji. Również diecezja rzymska, która obecnie jest mi powierzona, jest duża: liczy 333 parafie. Dotychczas zwizytowałem 317, więc zostało jeszcze 16”.
Jest w tej „statystyce” jakiś odblask typowego dla Wojtyły poczucia humoru, w niczym nie umniejszający powagi zadań, jakie Papież ciągle przed sobą stawia. Bo bycie prawdziwym pasterzem to nie przywilej, lecz służba. Dlatego Jan Paweł II nie omieszkał w swojej książce przytoczyć także – ku przestrodze – gniewnych słów św. Augustyna z Kazania o pasterzach:
„Nakarmiliście się mlekiem, odzialiście się wełną; zabiliście tłuste zwierzęta, jednakże owiec nie paśliście. Słabej nie wzmacnialiście, o zdrowie chorej nie dbaliście, zabłąkanej nie sprowadziliście z powrotem, zagubionej nie odszukaliście, mocną gnębiliście, rozproszyły się owce moje, bo nie miały pasterza”.
Siła wiary i młodość ducha
Dwadzieścia lat swej biskupiej posługi w Krakowie sytuuje Papież na tle najnowszej historii Kościoła i narodu – stąd tyle tu odwołań do różnych postaci i wydarzeń z okresu komunizmu, choć nie brak także reminiscencji dotyczących odległej przyszłości. Mimo krótkiego czasu, jaki upłynął od wydania książki Wstańcie, chodźmy!, sporo zdążono już o niej powiedzieć i napisać, ale z pewnością kryje ona w sobie jeszcze wiele warstw godnych odsłonięcia i obszernego skomentowania. Przede wszystkim jednak przebija przez tę książkę żywa, tchnąca psychologiczną prawdą postać niezwykłego Autora, który mimo swych 84 lat i fizycznych niedomagań imponuje siłą wiary i młodością ducha, a swoim braciom w biskupstwie rzuca dziś takie oto ewangelizacyjne wyzwanie:
„W Manili miałem przed oczyma całą Azję. Ilu chrześcijan i ileż milionów ludzi, którzy na tym kontynencie jeszcze nie znają Chrystusa! Ogromną nadzieję wiążę z dynamicznym Kościołem na Filipinach i w Korei. Azja: oto nasze wspólne zadanie na trzecie tysiąclecie!”. Z tak śmiałym apelem może występować tylko człowiek naprawdę młody!