Cztery lata pontyfikatu Benedykta XVI: Popularność wbrew mediom

Czwarta rocznica pontyfikatu, zbiegająca się z 82. urodzinami Benedykta XVI wyraźnie zarysowuje specyfikę kursu, jaki wytycza Kościołowi 266 następca św. Piotra.

W wystąpieniach publicznych Benedykta XVI uważny obserwator bez trudu dostrzeże fascynację postacią Jezusa Chrystusa, umiłowanie liturgii, homiletyki, modlitwy a jednocześnie radość ze spotkania z człowiekiem i wrażliwość na krzywdę czy ludzką biedę. Zwłaszcza, gdy odpowiadają za nią ludzie Kościoła. Ojca Świętego, wbrew opiniom mediów entuzjastycznie przyjmowano w USA i Australii, Kamerunie i Angoli, Francji, Niemczech, Brazylii, Austrii, Turcji, Hiszpanii czy w Polsce. Czym przyciąga tłumy, a czym odstrasza dziennikarzy następca Jana Pawła II?

Przestroga przed relatywizmem

W czasach, gdy niemal wszystko poddaje się w wątpliwość Benedykt XVI nieustannie głosi prawdę, o której jest głęboko przekonany, przekraczającą aktualne wydarzenia i medialne „newsy”. Sprawując w Wielki Czwartek Mszę św. Krzyżma wyznał, iż w przeddzień swych święceń sięgnął po Pismo Święte, aby raz jeszcze dostrzec, czego Bóg od niego pragnie. Biblia otworzyła się na kartach ewangelii św. Jana: „Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą” (J 17,17).

Tuż przed swym wyborem na Stolicę Piotrową kard. Ratzinger nie krył, iż za główne wyzwanie przed jakim staje Kościół na przełomie wieków uznaje relatywizm. Mówił o tym jako dziekan kolegium kardynalskiego w homilii na rozpoczęcie Konklawe, gdy dokonywał analizy sytuacji duchowej współczesności: „Posiadanie jasnej wiary, zgodnej z credo Kościoła, zostaje często zaszufladkowane jako fundamentalizm. A tymczasem relatywizm, to znaczy zdanie się na „każdy powiew nauki”, zdaje się być jedyną postawą godną współczesności. Ustanawiany jest rodzaj dyktatury relatywizmu, która nie uznaje niczego za pewnik, a jedynym miernikiem ustanawia własne ja i jego zachcianki. My natomiast mamy inną miarę wielkości: Syna Bożego, prawdziwego człowieka. To on jest wyznacznikiem prawdziwego humanizmu”- powiedział 18 kwietnia 2005 r.

Zarówno w swych licznych wypowiedziach w Rzymie jak i podczas podróży apostolskich papież przestrzegał przed uleganiem wrażeniu, że wszystko jest względne, że również prawdy wiary zależą od sytuacji historycznej i od ludzkiej oceny. „Obowiązkiem Kościoła jest troska «by nie zamilkł Duch Prawdy». Nie możemy ulec pokusie relatywizmu czy subiektywnego i selektywnego interpretowania Pisma Świętego. Tylko cała prawda pozwoli przylgnąć do Chrystusa, który umarł i zmartwychwstał dla naszego zbawienia” - przypominał przed trzema laty w Warszawie.

Jednocześnie Ojciec Święty wskazuje na prawo naturalne, jako ostatecznie jedyny skuteczny bastion przeciwko samowoli władzy czy oszustwom manipulacji ideologicznej. Apeluje do odpowiedzialnych za życie publiczne, aby przyczyniali się do rozwoju sumienia moralnego - warunku autentycznego postępu. Wskazuje, że antidotum na relatywizm jest rozwój wiary i pogłębienie nadziei.

Wiara: nawiązanie relacji z Bogiem i pogłębienie nadziei

Wielokrotnie Benedykt XVI podkreślił, że wiara nie oznacza jedynie przyjęcia określonego zbioru prawd, lecz jest przede wszystkim nawiązaniem głębokiej relacji z Bogiem, z Chrystusem opartej na miłości Tego, który nas pierwszy umiłował, zaś człowiek, odpowiadając na tę miłość powinien zaufać Bogu również w godzinach próby. W Jego rękach nasze życie nabiera prawdziwego sensu. Miłość do Chrystusa wyraża się w pragnieniu życia zgodnego z myślami i uczuciami Jego Serca. Zdaniem Ojca Świętego „przeżywać własną wiarę jako relację miłości do Chrystusa znaczy również być gotowym do rezygnacji ze wszystkiego, co stanowi zaprzeczenie Jego miłości”.

Jednocześnie papież zdaje sobie sprawę, że w obliczu przemian kulturowych „najważniejszym priorytetem jest uobecnianie Boga w świecie i otwieranie ludziom dostępu do Boga. Nie do jakiegokolwiek boga, ale tego Boga, który mówił na Synaju; do tego Boga, którego oblicze rozpoznajemy w miłości, która daje się do końca (por. J 13,1) – w Jezusie Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym”. Jego zdaniem prawdziwym problemem jest dziś to, że „Bóg znika z horyzontu ludzi oraz, że wraz z gaśnięciem pochodzącego od Boga światła ludzkość traci orientację, a niszczące skutki tego procesu coraz bardziej stają się widoczne”.

Świadectwem zafascynowania osobą Zbawiciela jest bezprecedensowe dzieło teologiczne „Jezus z Nazaretu” - solidne opracowanie chrześcijańskiej chrystologii. Obok walorów naukowych jest ono równocześnie osobistą, głęboką refleksją człowieka wierzącego, w dodatku napisaną językiem prostym i dla wszystkich przystępnym. Papież nie ograniczył kręgu odbiorców swej książki jedynie do osób wierzących, ale skierował ją do wszystkich. A skoro tak duża jest grupa osób, których Benedykt XVI chce traktować jak adresatów swojego przesłania, to przyjmuje taką metodę, która byłaby przystępna dla wszystkich. Jak wiadomo Ojciec Święty przygotowuje drugi tom dzieła, który będzie rozważać okres dzieciństwa Jezusa i okres Paschalny: przyjście do Jerozolimy, śmierć i Zmartwychwstanie.

Benedykt XVI jest też przekonany, że jednym z głównych źródeł współczesnego kryzysu wiary jest utrata tej perspektywy jaką człowiekowi daje chrześcijańska nadzieja. Dlatego tej sprawie poświęcił swą drugą encyklikę „Spe salvi”, opublikowaną 30 listopada 2007 r.

Rozumiejąc dylematy i rozterki dzisiejszego człowieka Ojciec Święty przyznaje, że potrzebujemy małych i większych nadziei, które dzień po dniu podtrzymują nas w drodze. Jednak bez wielkiej nadziei, która musi przewyższać pozostałe, są one niewystarczające. „Tą wielką nadzieją może być jedynie Bóg, który obejmuje wszechświat, i który może nam zaproponować i dać to, czego sami nie możemy osiągnąć” – stwierdza papież.

Wskazuje jednocześnie na błąd redukowania nadziei do wymiaru jedynie doczesnego, materialnego, gospodarczego czy politycznego. Zaznacza, że wszystkie meandry historii myśli europejskiej spowodowały, iż dziś na nowo stajemy wobec pytania w czym możemy pokładać nadzieję. „Konieczna jest zatem - stwierdza dobitnie Benedykt XVI - autokrytyka czasów nowożytnych w dialogu z chrześcijaństwem i jego koncepcją nadziei”.

Jednocześnie papież ukazuje miejsca uczenia się nadziei: modlitwa, spotkanie z cierpieniem a także paradoksalnie Sąd Ostateczny, w którym doświadczamy i przyjmujemy, że miłość Boża przewyższa całe zło świata i zło w nas. Ból miłości staje się naszym zbawieniem i naszą radością” – wskazuje.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama