W 1990 roku Jan Paweł II odwiedził umierającego w jednym z rzymskich szpitali byłego prezydenta Włoch Sandro Pertiniego, nie został jednak wpuszczony do jego pokoju. Opowiada o tym w wywiadzie dla popularnego tygodnika "Chi" fotograf papieski Arturo Mari.
Do Watykanu nadeszła wiadomość, że Pertini, którego stan się wyraźnie pogorszył, prosił, by zawiadomiono tym jego przyjaciela. Nikt w szpitalu nie rozumiał, kogo były prezydent miał na myśli. W końcu jednak udało mu się wymówić imię Papieża. Na wieść o tym Jan Paweł II odłożył wszystkie audiencje i natychmiast udał się do szpitala. Tam jednak pojawił się zupełnie niespodziewany problem: żona Pertiniego nie chciała go wpuścić do pokoju. Zrobiła to w sposób niezwykle niegrzeczny, nawet na niego nie spoglądając.
Ojciec Święty nie nalegał, lecz wyjaśnił, że został wezwany przez umierającego przyjaciela. Widząc, że nie przynosi to żadnego skutku, poprosił panią Pertini o krzesło, żeby móc czekać na korytarzu. «Niech zrobi, co uważa za stosowne» - odpowiedziała żona byłego prezydenta. Papież modlił się więc pod drzwiami pokoju Pertiniego. Odmówił różaniec, a potem czytał brewiarz. W końcu Ojciec Święty powiedział: «Teraz odpoczywa w pokoju», po czym wstał z krzesła i wyszedł" - opowiedział Arturo Mari.
Sandro Pertini, który w chwili śmierci miał 94 lata, był prezydentem Włoch w latach 1978-1985. Wielokrotnie podczas swej kadencji spotykał się z polskim papieżem, zarówno w Watykanie, jak w Kwirynale, a także w swej nadmorskiej rezydencji w Castel Porziano pod Rzymem. W lipcu 1984 r. towarzyszył Janowi Pawłowi II w czasie głośnej wyprawy na lodowiec Adamello w Dolomitach i podziwiał jego umiejętności narciarskie.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Przyboczna straż papieża uczestniczyła w tajnych operacjach, także podczas drugiej wojny światowej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.